Artykuły

Kram się rozsypał

"Kram Karoliny" w reż. Konrada Szachnowskiego w Teatrze Miniatura w Gdańsku. Pisze Michał Stąporek w portalu Trójmiasto.pl.

"Kram Karoliny" Michela Ghelderode to pierwsza od lat inscenizacja dla dorosłych widzów przygotowana przez gdańską Miniaturę. Czy będą następne?

Gdyby spróbować znaleźć jedną cechę najpełniej opisującą spektakl przygotowany przez Konrada Szachnowskiego byłaby to "dosłowność".

Jest to o tyle zrozumiałe, że w teatrze dla dzieci, jakim na co dzień jest Miniatura, jest ona niezbędna, lub co najmniej wskazana. Mali widzowie cenią sobie precyzję wykonania kostiumów, nie darują, gdy na scenie dostrzegą plastikowe drzewo czy drewnianą szablę.

Czy jednak w dramacie skierowanym do dojrzałych widzów, którego akcja toczy się na granicy świata realnego i sennego majaka dosłowność ma w ogóle sens? Skoro wchodząc w ten świat automatycznie godzimy się na umowność, to czy siłacz rzeczywiście musi posiadać wszystkie atrybuty cyrkowego mocarza z pasiastym trykotem i sumiastym wąsem, a żandarm nosić bryczesy i chodzić w mundurze ze świecącymi guzikami?

Taka dosłowność jest nie tylko naiwna, ale i... niebezpieczna. Zwłaszcza, gdy pistolet na kapiszony nie wypali w kluczowym momencie.

Dorosły widz ma prawo czuć się niedoceniany, gdy takimi środkami opowiada mu się na poły magiczną historię o ludzkiej naturze, tkwiących w nas instynktach, o trwaniu i o zmianie.

A może taki był zamiar reżysera, by przez groteskowe przerysowane role podkreślić groteskę całego utworu? Niewykluczone, ale historia Boraksa i jego jarmarcznej gawiedzi nie wymaga przecież takich zabiegów. W dramacie więcej jest bowiem bohaterów z krainy wyobraźni (manekiny Suskanel, Pamela i Spirydon oraz bohaterowie teatru dell'arte Pierrot, Arlekin i Kolombina), niż rzeczywistych. Nawet jednak realni kramarz Boraks, schorowany cyrkowy mocarz Józefek, a także żandarm są postaciami na tyle wyrazistymi, że reżyser mógł się obejść bez ich dodatkowego nacechowania.

Ostatnie kwestie wypowiadane ze sceny przez Kolombinę wskazują, że "Kram" jest opowieścią o tęsknocie za światem dawnego teatru, dawnego porządku. Światem, w którym Pierrot, Kolombina i Arlekin grali główne role, a nie byli tylko pożałowania godnymi, głodnymi i przemarzniętymi włóczęgami szukającymi swojego miejsca. Być może stąd więc cała dosłowność spektaklu, stąd ten arcyteatralny sztafarz, którego dziś na scenach jak na lekarstwo, stąd być może też kwestie aktorów deklamowane niczym z operowych desek. Bo przecież ten świat już odszedł, rozsypał się jak tytułowy kram na koniec spektaklu.

Całość nie wypada przekonująco. Jeżeli adaptacja sztuki Ghelderode ma być początkiem, albo raczej powrotem Miniatury do grania dla dorosłych, artyści będą musieli się przestawić na optykę właściwą dojrzałym widzom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji