Artykuły

Rewiowy sen na jawie

"Swing! Duke Ellington Show" w reż. Jarosława Stańka w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Dzienniku - dodatku Kultura.

Wystarczy użyć dwóch przymiotników, aby docenić "Swing!..." we wrocławskim Capitolu - jest stylowy i energetyczny. Po wcześniejszych dziwactwach zespołu Konrada Imieli nareszcie triumf czystego teatru.

"Swing!..." to zgrabna kolekcja rewiowych obrazków scenicznych. Jarosław Staniek dokonał rzeczy niezwykłej - na ciasnej i płytkiej scenie Capitolu wyczarował przestrzeń dobrej zabawy. Niczym w śnie pucybuta (w tej inscenizacji sprzątacza), któremu przyśnił się na jawie jazzowy Capitol Club. To dyskretna aluzja do Cotton Clubu, w którym grywały sławy amerykańskiej muzyki tanecznej z lat 20. i 30. ubiegłego wieku, także Duke Ellington. Można marudzić, że spolszczone przez Michała Rusinka teksty są nieco grafomańskie, a Stankowi nie udało się skonstruować struktury narracyjnej ani pogłębić zachowań aktorskich. Jednak "Swing!..." nie jest komediodramatem, lecz pierwszą od kilkunastu miesięcy profesjonalnie zatańczoną, zaśpiewaną i zagraną rewią we wrocławskich teatrach. Dokładnie w tej kolejności: żywiołowo tańczoną, przekonująco śpiewaną i dynamicznie graną przez jazzband Stanisława Fijałkowskiego. Do bajecznie kolorowego snu nie snu umorusany sprzątacz w hiphopowej bluzie wkracza jako mistrz ceremonii, podskakujący na sprężystych szczudłach clown, inspirując zachowania bohaterów kolejnych scenek. Ten zafascynowany urodą kobiet gap nie staje się wciągu godziny ani mądrzejszy, ani lepszy. Ma tylko szansę dotknąć materii muzyki - czystego i niezmiennego piękna Ellingtonowskich kompozycji. To w dzisiejszych czasach naprawdę wiele, więc doceniam także walor edukacyjny spektaklu. Wszystkie obrazki - o miłości, rozstaniu, smutku, zabawie i znów o miłości - spinają energetyzujące widzów układy choreograficzne. Staniek musiał stanowczo poprowadzić wcześniej nie zawsze zgrabnych tancerzy Teatru Muzycznego. W "Swingu!..." balet chodzi jak dynamo-maszyna: artyści stepują, podnoszą i skaczą jak nakręceni, w świetnym rytmie, wabiąc seksownymi kostiumami i ciałami, czasem aż rozbawieni tańcem. "Swing!..." nie jest dokumentalną podróżą w czasie. Piosenki Ellingtona i scenografia oraz kostiumy Katarzyny Nesteruk nienachalnie teleportują widzów w lata 30. Być może postać clowna-sprzątacza sugeruje mity wielkiego kryzysu, a tkaniny, biżuteria, fryzury i rekwizyty atmosferę prohibicji, popisów girls w nocnych klubach i mafijnych porachunków. Ale to nie jest spektakl socjologiczny, lecz projekcja muzyki, która niczym "Deszczowa piosenka" pozwalała paskudne życie zastąpić tańcem do utraty tchu. Artystom Stańka podróż się udała. W Capitol Clubie realność i sen mieszają się swobodnie Podobnie jak epoki. Narkotycznym haku /nacjom towarzyszą hawajskie faktury i kolory, żądzom kolory

krwi, pereł i oksydowanej stali rewolwerów. Spektakl mieni się, bawi, wzrusza. Pozbawiony dialogów i fabuły świat pozwala na dziecięcy zachwyt. Może niekiedy tempo siada - zamiast projekcji na tiulowych ekranach, chyba lepiej było rozruszać muzyków i zmusić do pantomimicznych solówek przy pulpicie. Postaci niemal bez zarzutu: Natalia Gresiak, Magdalena Wojnarowska, Bogna Woźniak, Justyna Szafran, Konrad Imiela czarujący. Dekolt namiętnej femme fatale - Olgi Bończyk, w oprawie karmazynowych jedwabi wart każdych pieniędzy. Tylko Cezary Studniak przyszedł na scenę z innej bajki. Bywa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji