Artykuły

Opera o wilku jaroszu

"Czerwony Kapturek" w Operze Wrocławskiej. Pisze Adam Domagała w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Najnowsza premiera Opery Wrocławskiej adresowana jest do dzieci - i to tych młodszych, najwyżej siedmioletnich. Została zrealizowana według sprawdzonej reguły, że spektakle dla maluchów trzeba przygotowywać z taką samą sumiennością jak dla dorosłych, tylko... jeszcze lepiej.

Libretto opery, zmarłego w zeszłym roku czeskiego kompozytora, jest kompilacją dwóch bajek: o rezolutnej dziewczynce, noszącej charakterystyczne nakrycie głowy i o trzech kózkach pożartych przez przebiegłego wilka. Choć każda z tych klasycznych opowiastek z osobna jest w istocie krwawa i okrutna (to pożeranie przez wilka ludzi i kózek, to rozcinanie drapieżnikowi brzucha, to topienie go w studni, brrr), to w operze Pauera makabry nie ma ni grama. Wilk (Damian Konieczek) jest po prostu łasuchem, który babci (Barbara Bagińska) i Czerwonego Kapturka (Aleksandra Szafi) nie ma nawet okazji spotkać. Niesforne kózki same przed nim uciekają, pozostawiając na pastwę łotra urodzinowy tort babci.

Spektakl na kilkoro śpiewaków i tancerzy jest uroczym widowiskiem. Dekoracje i kostiumy zachwycają kolorami i pomysłowością: np. babcia nosi wielką spódnicę, która zamiast kieszeni ma szuflady, myśliwy (Tomasz Rudnicki) wystylizowany jest na uczestnika safari w korkowym kapeluszu, wilk to trochę dandys, a trochę rockandrollowy abnegat. Umowności i uproszczeniom, koniecznym w spektaklu adresowanym do maluchów, towarzyszy niezwykła staranność wykonania - znać, że projektantka, krawcowe, szewcy i stolarze, robiąc spektakl dla dzieci, włożyli w niego całe serce. Nawet z daleka widać, że kostiumy zostały przygotowane z porządnych materiałów, a dekoracja trzęsie się tylko wtedy, gdy ktoś oprze się o nią naprawdę mocno. Najbardziej ryzykowny "efekt specjalny", czyli ożywanie mebli w domku babci wypada malowniczo i przekonująco. Do tego fajerwerki, błyszczące konfetti, bajkowi bohaterowie zbiegający ze sceny po pomoście przerzuconym nad orkiestronem, w którym siedzą muzycy we frakach i w zabawnych czapeczkach...

Akcja blisko godzinnego spektaklu, w którego finale, jak na bajkę przystało, wszyscy się ze wszystkimi godzą i wspólnie śpiewają, ani na chwilę nie zwalnia, więc rodzice, którzy wybiorą się na "Czerwonego kapturka" nie powinni mieć kłopotów z upilnowaniem pociech.

Ji i Pauer swoją kameralną operę napisał w 1960 r. i dziecięcą publiczność potraktował z niezwykłą surowością: nie ma tu wpadających w ucho melodyjek, rytmy są poszarpane, fragmenty ilustracyjne naznaczone awangardowym piętnem. To, że autorom spektaklu udało się przeprowadzić dzieci przez te wszystkie, by tak rzec, niemozartowskie meandry, uważam za osiągnięcie znaczące i chwalebne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji