Artykuły

Wielka Improwizacja

"GDZIE człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha, Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?" - To retoryczne pytanie Mickiewicza, ukrytego pod sceniczną postacią Konrada, odnosi się nie tylko do Wielkiej Improwizacji, z której jest wzięte, lecz i do całych "Dziadów" - a można je odnieść przecież i do całej tea­tralnej praktyki inscenizacyjnej tego największego, najpotężniej­szego dzieła literatury polskiej. Bo jak jest niemożliwe ogarnię­cie tego wielowarstwowego, wieloznaczeniowego utworu je­dnolitą, w pełni konsekwentną myślą interpretacyjną - tak niemożliwe jest też przedstawie­nie go w całości na scenie wraz ze wszystkimi wewnętrznymi niekonsekwencjami i z całą je­go chaotyczną konstrukcją wewnętrzną, niemożliwe jest do­kładne prześledzenie i przeka­zanie widzom pełnego obrazu myśli Poety, będącej w ciąg­łym ruchu, wybiegającej w przeszłość i przyszłość, kreślą­cej najbardziej fantastyczną drogę po zakamarkach osobistej i narodowej pamięci, po tajni­kach własnej i narodowej psy­chiki. Trzeba się z tym pogo­dzić, że ten wielki dramatyczny poemat wyrosły z najbardziej elementarnych naszego narodu miłości i nienawiści, pozostanie dla nas na zawsze zlepkiem ge­nialnych fragmentów sztuk, wzniosłych pieśni, bluźnierczych monologów, przejmujących mo­dlitw - nie wiadomo, czy ru­mowiskiem szczątków jakiejś wspaniałej budowli, czy skład­nicą budulca. I w tym także tkwi coś charakterystycznie polskiego, i jest w tym jakieś niepowtarzalne, wyjątkowe zna­czenie, które można odnieść tyl­ko do nas. Kto wie czy kon­strukcja, którą poeta innego narodu wzniósłby z tych fragmen­tów, byłaby piękniejsza i bar­dziej wymowna od tego rumo­wiska niezastygłej lawy i roz­żarzonych kamieni, wyrzuco­nych wulkanicznym wybuchem z gorejącego krateru.

Z drugiej strony patrząc, z tego właśnie bierze się wielka teatralna rola "Dziadów", że każde pokolenie, każda grupa ludzi w tym pokoleniu, każda wybitna indywidualność w koń­cu może z nich stworzyć swoje "Dziady" dla swoich czasów, może wmyśleć się w nie myślą swojej epoki.

Swoje "Dziady" dla nas stwo­rzył Kazimierz Dejmek w Te­atrze Narodowym. Dokonał w tekście skrótów i opuszczeń cza­sem bolesnych; pominął na przykład całą Część IV, opisują­cą tragedię osobistą Gustawa, czego mi prywatnie szkoda; po­ważnie skrócił Część II, obrzęd Dziadów; opuścił większą część tekstu sceny w celi więźniów. Mistyczny ludowy obrzęd wy­woływania duchów urealnił, przedstawiając go bez odwoły­wania się do świata pozagrobo­wego, co dla mnie jest pewnym zubożeniem wyobraźni - ale to wszystko czego nie zrobił powe­tował tym, czego dokonał: a przede wszystkim inscenizacją widzenia księdza Piotra.

Tę scenę, która w tekście zaj­muje może ze trzy strony dru­ku, a w dotychczasowych insce­nizacjach powojennych była na ogół traktowana dość wstydli­wie i pobieżnie - wyodrębnił Dejmek w osobną część przedstawienia i zastosował wobec niej cały swój tak bardzo już z jego nazwiskiem zrośnięty apa­rat inscenizacyjny, całe swe do­świadczenie wyniesione z wiel­kich przedstawień "Historyi o Zmartwychwstaniu" i "Żywotu Józefa". Korzystając z naj­wspanialszej artystycznej pomo­cy i sojuszu Andrzeja Stopki, który zbudował, wyrzeźbił i na­malował przepiękny ludowo-świecki ołtarz na scenie - od­prawił ludowe, polskie i poe­tyckie nabożeństwo ku czci przeszłości i przyszłości naro­du. Śpiewały chóry anielskie i dziecięce, modlił się Józef Duriasz - była to najpiękniejsza i najwznioślejsza scena, jaką w moim średniej długości życiu widziałem w teatrze.

Zaś najmądrzejszą i najmoc­niejszą rolą, jaką widziałem, jest rola Gustawa - Konrada w tych "Dziadach". Gra ją Gu­staw Holoubek.

Niełatwo jest nagiąć słowa, by opisać tę rolę i wyrazić jej znaczenie, jej wagę w dziejach polskiego teatru. Gustaw Ho­loubek narodził się po to, by powiedzieć Wielką Improwiza­cję. Nieoczekiwany dyskretny uśmiech przed słowem "Samot­ność" rozpoczyna ten genialny monolog. Logiczne, konsekwent­ne snucie myśli, poetyckie upo­jenie się władzą nad słowem, stopniowe rozpalanie wyobraź­ni, lecz jednak zawsze trzyma­nej w żelaznych ryzach myśle­nia, aż do najpotężniejszych bluźnierstw i najmocniejszych żądań, jakie kiedykolwiek wypowiedziane zostały w naszym języku - to wszystko przema­wia przez Gustawa Holoubka z taką siłą, wyraża się w takiej niepowtarzalnej jedności słowa z jego osobowością, że teatr słu­chając go przeżył i przemyślał na nowo wszystko, co zostawił nam w spadku Mickiewicz - przemyślał w sposób, którego nic nie może zastąpić.

"Dziady" w Narodowym to przedstawienie Wielkiej Impro­wizacji i wielkiej inscenizacji.

Nie zmienia tego obrazu także fakt, że realistyczne sceny Czyś­ci III, kończące przedstawienie, a mianowicie "Salon Warszaw­ski" i "Bal u Senatora" miały kilka słabszych punktów, także aktorskich. Ale trzeba jeszcze powiedzieć, że świetny był Zdzi­sław Mrożewski w roli senato­ra Nowosilcowa.

Niewyziębiony ogień naszej sprawy ludzkiej i narodowej płonie w tym przedstawieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji