"Dziady" w Narodowym
TO już pięćdziesiąta - a więc jubileuszowa! - od krakowskiej prapremiery Wyspiańskiego w 1901 r. sceniczna realizacja tego arcydramatu narodowego, a siedemnasta już w Polsce Ludowej! Warszawa, ogląda "DZIADY" Mickiewicza w różnych inscenizacjach już trzeci raz po wojnie. Każda nowa premiera "Dziadów", co jest już truizmem, stanowi wydarzenie w naszym życiu kulturalnym, wy wołując nowe spory i dyskusje, bowiem każdy niemal reżyser ukazuje dzieło zarówno we własnym układzie i kształcie tekstowym jak też i inscenizacyjnym, dając przez to własną, subiektywną interpretację i subiektywne widzenie "Dziadów".
Nie tu miejsce na przypomnienie chociażby najwybitniejszych tylko powojennych inscenizacji - Bardiniego, Kreczmara, Skuszanki - aui na odnotowanie tych inscenizacji przedwojennych, które pisały historię sceniczną "Dziadów", wywierając wpływ zarówno na ich tradycje teatralne jak i na literaturoznawstwo (Wyspiański, Wysocka i Wasilewski, Zelwerowicz i wreszcie najbardziej ważka po Wyspiańskim inscenizacja lwowska schillera z 1932 r., pierwsza inscenizacja ukazująca całe "Dziady" z wyjątkiem "Ustępu").
Do scenicznych dziejów "Dziadów" wpisuje się obecnie na trwale inscenizacja KAZIMIERZA DEJMKA w Teatrze Narodowym. Ponieważ - bardzo interesująco opracowany - program teatralny nie zawiera żadnych informacji twórcy spektaklu, dotyczących opracowania tekstu, co na pewno nie ułatwia percepcji przedstawienia, trzeba tu dokonać krótkiego chociażby zapisu przekazanego ze sceny tekstu dzieła i jego scenicznego składu. Od tego bowiem, co się skraca i jak się skraca tekst oryginału oraz jaki jest chronologiczny układ tekstu - zależy ideowa wymowa dzieła i jego artystyczny kształt.
Przedstawienie rozpoczyna się obrzędowymi scenami z II części (bez wstępu) z postaciami Dzieci, Widma (Dziedzica) i Dziewczyny - wszystkie ich kwestie w wersji skróconej. Po zniknięciu Dziewczyny, kiedy Guślarz mówi "Skończona straszna ofiara - Czas przypomnieć ojców dzieje" - nie pojawia się, jak u Mickiewicza, Widmo (Gustawa), lecz jest od razu przejście do III części. Konsekwencją usunięcia Gustawa z cz. II jest skreślenie całej cz. IV. Znikają ze sceny uczestnicy nocnego obrzędu "dziadów", cmentarz zmienia się w celę więzienną. Gustaw - Konrad stoi pośrodku wśród leżących na podłodze, śpiących współwięźniów. Przedtem jeszcze scenę tę poprzedzi przejmująco podany przez Guślarza (KAZIMIERZ OPALIŃSKI) tekst autorskiej dedykacji, widniejącej na pierwszej karcie III części "Dziadów", po raz pierwszy wykorzystanej w dziejach scenicznych tego dzieła. Brzmi to jak apel poległych, zwłaszcza w kontekście poprzednich słów Guślarza ("Czas przypomnieć ojców dzieje"). Środek sceny podnosi się nieco - z podziemi wyłazić będą lub kryć sie tam złe duchy z jakiejś koszmarnej szopki. Gustaw-Konrad rozpoczyna tekstem Więźnia z Prologu do cz. III ("Nocy cicha..."), z ingerującymi Aniołami (które ukazują się zawsze u góry po obu stronach) i Diabłami, prowadząc tekst aż do "Gustavus obiit... hic natus est Conradus". Pozostawienie tej ostatniej kwestii jest chyba jakąś niekonsekwencją twórcy przedstawienia, bo skoro skreśliło się z cz. II Gustawa oraz usunęło całą część IV, skoro więc nie ma w przedstawieniu romantycznego i tragicznego kochanka, Gustawa, nie ma więc i przekształcenia się Gustawa w Konrada, nie ma "obiit" i "natus est". Po tej scenie Konrad mówi kwestię Ducha z Prologu "Człowieku, gdybyś wiedział, jaka twoja władza...", którą Skuszanka kończyła swe przedstawienia w Nowej Hucie i Warszawie.
Budzą się więźniowie, wchodzimy w cz. III (bez ekspozycji, od pytania Jakuba "Czy nie ma nowin z miasta?") - z opowiadaniem Sobolewskiego, ale opuszczeniem mądrej bajki Żegoty o Panu Bogu, Adamie, ziarnach zboża i diable, ale też z opuszczeniem bluźnierczej "litanijnej" piosenki Jankowskiego i reakcji na nią Konrada, wspartej hiszpańskim opowiadaniem Kaprala, jak również z pominięciem zakorzenionej mocno w scenicznej tradycji "Dziadów" piosenki "Nie dbam jaka spadnie kara...". Potem scena 2 - do końca bez zmian. Ale "mała improwizacja" Konrada zapowiada już swą tonację - w interpretacji GUSTAWA HOLOUBKA - zupełnie nowy kształt, temperaturę i wymiar improwizacji.
Holoubek usunął w niej elementy emocjonalne - to zmaga się i prawuje z Bogiem w piekielnej męce nie romantyczny bohater, lecz tytan myśli. Tekst improwizacji skrócony, przetasowany, ale logicznie spójny, o nowej jakby dynamice i nowej jakby jakości intelektualnej. To kulminacja przedstawienia i jego najpierwszy atut, jakkolwiek w operowo-szopkowej i misteryjnej konwencji przedstawienia o wielu niewypowiedzianych pięknościach, dostarczającego więcej przeżyć estetycznych dla oka i ucha niż doznań intelektualnych - taki właśnie Konrad i tak podana improwizacja jest arcydziełkiem samym w sobie, jakby poza przedstawieniem.
Improwizację kończy tradycyjnie głos Diabła ("...carem!"), po czym diabły wypełzają z podziemi i rzucają się na swą ofiarę (improwizacji towarzyszy dwugłos duchów dobrych i złych) - i dopiero na widok zbliżającego się ks. Piotra pierzchają. Na tej właśnie scenie 2 cz. III kończy się akt I przedstawienia.
AKT II rozpoczyna się w tym samym miejscu, zgodnie z chronologicznym układem, wejściem Księdza Piotra, (piękne osiągnięcie JÓZEFA DURIASZA). Dejmek daje- chyba bez żadnych skreśleń - całą scenę egzorcyzmów, w której męczy się nie tylko Holoubek. Nie potrafiłem dociec, po co ta rozbudowana scena była Dejmkowi potrzebna. Potem jeanak następują urzekające muzycznie i plastycznie, najpiękniejsze sceny przedstawienia, bardzo przez Dejmka rozbudowane w stylu staropolskiego misterium. Po modlitwie Księdza Piotra Dejmek - słusznie - przeskakuje przez scenę 4 (widzenie Ewy) i przechodzi konsekwentnie i logicznie do następnej sceny - widzenia ks. Piotra z nieznacznymi skreśleniami.
Akt II rozpoczyna się - również zgodnie z chronologią oryginału - "Snem Senatora", który siedzi na fotelu, szarpany przez zgraję diabłów (odpowiednik do sceny po improwizacji Konrada). Potem - Salon Warszawski, Pan senator (bez Bajkowa i Lokaja), Bal u Senatora - wszystkie sceny z nieznacznymi zmianami i skreśleniami. Po wyjściu Senatora i gości na opustoszałą scenę wchodzi powoli Konrad, za nim w oddali uczestnicy obrzędu "dziadów", intonujący modlitewnie "Zmiłuj się o Panie". Przedstawienie kończy się więc tak samo, jak się rozpoczyna. Ale jest to klamra, spinająca sztucznie przedstawienie.
Jak się rzekło, jest w nim zarówno wiele piękności, scen urzekających w swym kształcie plastycznym, muzycznym, inscenizacyjnym, jest wystrzelająca wysoko ponad cały spektakl scena wielkiej improwizacji Holoubka, ale jest też wiele niekonsekwencji w realizacji tego fascynującego teatralnie misterium. Jeśli bohaterem przedstawienia miał być Konrad, taki jakim pokazał go Holoubek w improwizacji, Konrad bez poprzedzającej go romantycznej biografii Gustawa, to taki bohater nie mieści się w szopkowo-misteryjnej koncepcji przedstawienia. Twórca urzekających widowisk staropolskich poszedł na kompromis z twórcą teatru politycznego. "Kordian" wykazał, że Dejmek jest twórcą u-partym, którego nie może zadowolić połowiczny sukces.