Artykuły

Jak ratować Operę Narodową?

Czy jedynym lekarstwem dla Opery Narodowej jest jej zamknięcie i otwarcie na nowo dopiero po gruntownej reorganizacji? Jaką decyzję powinien podjąć minister kultury? - pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

W najbliższych tygodniach Janusz Pietkiewicz, dyrektor naczelny Opery Narodowej, powoła nowego dyrektora artystycznego. Dotychczasowy - Ryszard Karczykowski - zrezygnował z tej funkcji, bo jak twierdzi, miał coraz mniejszy wpływ na repertuar. - Nie może być w teatrze dwóch dyrektorów artystycznych. A tak się działo, bo Janusz Pietkiewicz forsował swoje plany repertuarowe - mówił "Gazecie" Karczykowski.

Kogo powoła Janusz Pietkiewicz? Czy zdecyduje się na silną osobowość, która powie nowe słowo w kwestiach artystycznych, czy też będzie wolał kogoś, kto podporządkuje się jego własnym gustom? Zmieniony przez Pietkiewicza dwa lata temu statut Opery daje mu w tym względzie wolną rękę (wcześniej dyrektora artystycznego powoływał minister kultury).

Sytuacja w Operze Narodowej wymaga na tym stanowisku silnej i niezależnej względem dyrektora naczelnego osobowości. Scena utraciła bowiem prymat na rzecz teatrów operowych w innych polskich miastach, a tak wybitni reżyserzy jak Mariusz Treliński czy Krzysztof Warlikowski są w niej ciągle persona non grata. Szczegółowy program przedstawień w tym sezonie zaczął się sypać już po kilku tygodniach od inauguracji i sypie się nadal. Najnowszy przykład to przeniesienie na późniejszy termin zaplanowanej na luty premiery "Fausta" Charlesa Gounoda w reżyserii Roberta Wilsona.

Coraz częściej mówi się, że jedynym lekarstwem jest zamknięcie Opery Narodowej i ponowne otwarcie dopiero po gruntownej reorganizacji. Minister kultury Bogdan Zdrojewski deklaruje gotowość reform, ale czy można je przeprowadzić, zachowując na stanowisku dyrektora naczelnego Janusza Pietkiewicza? Czy Opera Narodowa ma być jedynie sceną akademicką, której repertuar oparty jest na przedstawieniach granych od lat, czy jednak czymś więcej?

Co trzeba zrobić, by poprawić sytuację w Operze? Poprosiliśmy artystów i krytyków muzycznych o rady dla ministra kultury:

Dorota Kozińska, Ruch Muzyczny:

- Ktoś wreszcie musi zreformować Teatr Wielki od podstaw. Zburzyć ten gigantyczny relikt PRL-u strukturą przypominający raczej zakład przemysłowy niż instytucję kulturalną. Przez ostatnie 20 lat dyrektorzy oszczędzali na ZUS-ie, nie mogąc się zdobyć na zwolnienie choćby jednej krawcowej.

Mimo szumnych zapowiedzi nic się nie zmieniło. Opera zużywa coraz obfitsze dotacje wyłącznie na działalność bieżącą. Zatrudnia więcej pracowników niż londyńska Covent Garden, trzyma na etatach trzeciorzędnych śpiewaków, boi się zemsty związków zawodowych.

Janusz Pietkiewicz nie ma żadnego pomysłu na wyjście z kryzysu. Nie pomogą już listki figowe w postaci współpracy z przebrzmiałymi gwiazdami reżyserii w rodzaju Roberta Wilsona bądź sprowadzania zagranicznych zespołów na pojedyncze występy gościnne. Teatr Wielki - Opera Narodowa sięgnął dna, z którego niełatwo się będzie podnieść.

Trzeba znaleźć menedżera, który wprowadzi system kontraktów, nawiąże współpracę z wybitnymi artystami, zaplanuje sezon z pomocą fachowców. Kolosa, który przeciwstawi się dyktaturze teatralnego proletariatu. Który nie podzieli losu nieodżałowanego Bohdana Wodiczki i nie podda się w walce o podniesienie Opery Narodowej do poziomu najlepszych scen operowych na świecie.

Daniel Cichy, Tygodnik Powszechny:

- Z trudem zapięty kalendarz premier w Operze Narodowej rozsypał się, kolejne produkcje okazują się inscenizacyjnymi bublami, orkiestra obniżyła loty, chór często markuje, a balet niemal zniknął z teatralnej przestrzeni. Co zrobić, aby uratować narodową scenę?

Polityka repertuarowa i sposób zarządzania Janusza Pietkiewicza odstają od standardów europejskich. Nie chodzi tu tylko o chaos organizacyjny, lecz o nietrafione decyzje artystyczne, które wynikają z niewiedzy, rutyny albo prowincjonalnego gustu naczelnego. Brakuje równowagi między dziełami wymagającymi a należącymi do operowego kanonu, między przedstawieniami wchodzącymi w dyskurs z awangardą światowych scen a produkcjami bardziej tradycyjnymi.

Bezwzględnej weryfikacji winna więc ulec wizja prowadzenia Opery, co nieuchronnie wiąże się ze zmianami personalnymi. Choć nie od razu. Pozostawiając obecnego dyrektora na stanowisku, należy zobowiązać go do przedstawienia wczesną wiosną kalendarza sezonu 2008/09 z interesującymi premierami, zakontraktowanymi obsadami, sensownie ułożonym repertuarem.

Koniecznością jest jednocześnie podpisanie w najbliższych miesiącach wstępnej umowy z wyrazistą osobowością artystyczną - może z zagranicy - zdolną wchodzić w koprodukcje z innymi teatrami, która obejmie szefostwo Opery w sezonie 2009/10.

Piotr Kamiński, Radio France:

- W repertuarze Teatru Wielkiego nie ma: Monteverdiego, Lully'ego, Purcella, Haendla, Rameau, Glucka, Beethovena, Rossiniego, Belliniego, Donizettiego, Webera, Wagnera, Smetany, Dvorzaka, Musorgskiego, Rimskiego-Korsakowa, Masseneta, Mascagniego, Leoncavalla, Janaczka, R. Straussa, Debussy'ego, Ravela, Bartoka, Strawińskiego, Prokofiewa, Szostakowicza, Brittena, Pendereckiego, Adamsa. Nieobecny jest prawie cały repertuar światowy. Mogłaby to być scena co najmniej dorównująca Pradze, Budapesztowi czy Petersburgowi. A nie dorównuje.

Należałoby zacząć od całkowitej reorganizacji, jak tego dokonał przed laty Bohdan Wodiczko, i ponownej inauguracji całkiem nowego teatru w starym budynku. Dyrektorem artystycznym powinien zostać dyrygent. Tak było zawsze najlepiej, dowodzi tego historia ostatniego stulecia, od czasu Toscaniniego w La Scali i w Metropolitan Opera. Obok dyrygenta dyrektora artystycznego, ale poniżej w hierarchii, powinien stanąć fachowy, lojalny, znający funkcjonowanie takiej instytucji administrator. Podkreślam: człowiek bez ambicji artystycznych.

Tadeusz Wielecki, kompozytor, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej "Warszawska Jesień":

- W Operze Narodowej jest za mało premier. Repertuar zastępują akademie ku czci i na rozmaite okazje. Teatr Wielki należałoby właściwie nazwać Teatrem Akademijnym. A tymczasem mnóstwa pozycji ze światowego repertuaru nie było nigdy, nie tylko w Warszawie, ale i w Polsce. Nie ma też w ogóle opery współczesnej. Gdzie są dzieła Saariaho, Andriessena, Dusapina, Sciarrino obecne na świecie? Nie zamawia się nowych dzieł, a opera Pawła Szymańskiego nie może doczekać się realizacji. Trzeba stworzyć pole do działania kompozytorom, zwłaszcza polskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji