Artykuły

Aktorstwo mają we krwi

- Aktor jest dziś człowiekiem do wynajęcia. Nie chodzę na castingi, ale nie siedzę też z założonymi rękami. Teraz aktor nie może czekać, aż praca do niego przyjdzie - mówi JOANNA ŻÓŁKOWSKA, aktorka Teatru Powszechnego w Warszawie.

Z aktorami Cezarym Żakiem i Joanną Żółkowską, którzy grają w wystawianej we Wrocławiu sztuce "Spróbujmy jeszcze raz" [na zdjęciu], rozmawia Marta Wróbel.

Między policjantką i bezrobotnym aktorem iskrzy. To burzliwa znajomość, która nie zaczyna się obiecująco, wszystko jednak kończy się pomyślnie - tak jest w teatrze. Prywatnie było chyba zupełnie inaczej. Jak między Wami doszło do współpracy?

J. Ż: Poznałam Czarka kilka lat temu w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Graliśmy tam w sztuce "Wesołe kumoszki z Windsoru" Szekspira. On był arystokratycznym gburem i oszustem, a ja windsorską kumoszką. Była to smutna komedia, ale między nami od razu jak najbardziej pozytywnie zaiskrzyło-zarówno prywatnie jak i scenicznie.

C. Ż: Kiedy zgłosił się do mnie jeden z organizatorów objazdowych przedstawień i wręczył tekst Murraya F. Schisgala, od razu pomyślałem o Joasi. Ona świetnie czuje komedię.

Kim jesteście na scenie?

J. Ż: Gramy w dwóch jednoaktówkach dwie różne postaci. W pierwszej odsłonie sztuki Schisgala jestem policjantką po przejściach w średnim wieku. Jestem rozdrażniona, nieszczęśliwa i wszystko mi przeszkadza. Nic dziwnego, że drażni mnie nowy sąsiad, który ćwiczy o dziwnych porach arie operowe. Idę wręczyć mu mandat - tak się poznajemy. Nie chcę za wiele zdradzać, ale na pewno nie obędzie się bez słownych gierek, dogryzania sobie i przekomarzania się. W drugiej odsłonie gram znudzoną życiem w małżeństwie żonę z klasy średniej.

C. Ż: Wcielam się w postać bezrobotnego aktora, który lata świetności zawodowej, medialnej popularności dawno ma już za sobą. Okazuje się, że nawet w tym wieku mogą dopaść nas porywy serca. Potem gram skłóconego z żoną pięćdziesięciolatka, który podejmuje desperackie próby ratowania swojego dwudziestoletniego związku. Ma to zagwarantować nagrana na taśmie magnetofonowej kuracja u psychoanalityka. W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że sztuka amerykańskiego dramaturga, autora m.in. scenariusza do "Tootsie", znanego na świecie autora fars i komedii, jest świetnie, inteligentnie napisana, nie wymagała prawie żadnych poprawek. Naruszenie czegokolwiek równałoby się zmianie konstrukcji, tego nie chcieliśmy. Sztukę gramy od siedmiu lat i to chyba tu po raz pierwszy zagrałem podwójną postać. Teraz to dla mnie nic nietypowego, (śmiech)

Czy w życiu prywatnym próbowaliście kiedykolwiek podobnych sposobów, jak w sztuce, dla podgrzania temperatury związku?

J. Ż: Nigdy nie przyszło nam do głowy, żeby udać się do psychoanalityka! Swoje problemy rozwiązujemy sami. Mimo że jestem teraz w tzw. wolnym związku, nie uważam się za przeciwniczkę małżeństwa, ale po zagraniu w tej sztuce dopadła mnie jedna refleksja: mężczyźni boją się silnych kobiet.

C. Ż.: To prawda. Ja też się boję. (śmiech) Na szczęście moja żona (Katarzyna Żak - też aktorka, przyp. red.) jest mądrą kobietą i wie, jak ze mną postępować. W sztuce mój bohater po trzydziestu latach małżeństwa próbuje rozmawiać z żoną za pomocą tańca erotycznego, my mamy na konflikty inne sposoby.

Pan jest znany szerszej publiczności głównie z podwójnej roli księdza i wójta w "Ranczu" i to dzięki niej i roli Karola Krawczyka w serialu "Miodowe lata" stał się

Pan popularny. Pani gra od kilku lat egzaltowaną Annę Surmacz w telenoweli "Klan", a przecież oboje macie na swym koncie nagrody za znakomite role teatralne.

J. Ż:T akie są teraz czasy. To się nazywa magia szklanego ekranu, ale nie mówię tego z żalem. "Klan" to pierwsza polska telenowela - wciąż ma wielomilionową widownię i wciąż wzbudza duże emocje. Ta postać cały czas się rozwija, mam co grać, więc nie rezygnuję. Zresztą w tym zawodzie nie oczekuję cudów, podchodzę do niego bardzo pragmatycznie. Aktor jest dziś człowiekiem do wynajęcia. Nie chodzę na castingi, ale nie siedzę też z założonymi rękami. Teraz aktor nie może czekać, aż praca do niego przyjdzie.

C. Ż.: Ja też nie ubolewam nad tym stanem rzeczy. W szkole teatralnej wiele osób ma misję, chce grać wyłącznie na teatralnej scenie. Ja też miałem takie plany, ale nie oszukujmy się, każdy chce także być popularny. Skończyłem szkołę teatralną we Wrocławiu, potem grałem w Teatrze Współczesnym i podziękowali mi tam za współpracę, więc postanowiłem rzucić się na głęboką wodę i wyjechać do Warszawy. Nie bałem się ryzyka, tym bardziej że już wcześniej grałem epizody w filmach i od czasu do czasu wyjeżdżałem w tym celu do stolicy. I nie żałuję. Nie uważam też, żeby wystąpienie w reklamie było jakąś ujmą dla aktora, zresztą zagrałem już kiedyś w jednej.

Obydwoje jesteście znani z ról charakterystycznych i komediowych, mocnych. W "Spróbujmy jeszcze raz" też nie ma letnich klimatów. Czy to była świadoma decyzja - tak, chcę być aktorem komediowym?

J. Ż.: I bardzo dobrze. Nigdy nie chciałam grać letnich postaci. Największy komplement usłyszałam od świętej pamięci Aleksandra Bardiniego: "niczego się pani u nas nie nauczyła". Chodziło mu o to, że nie dałam sobie zniszczyć osobowości. Pochodzę z aktorskiej rodziny i ten zawód miałam chyba we krwi. Moja córka (Paulina Holtz - przyp. red.) zresztą też zdecydowała się kontynuować rodzinną tradycję. Myślałam w liceum o dziennikarstwie i psychologii, ale dostałam się do szkoły teatralnej za pierwszym razem, więc nie próbowałam zdawać już nigdzie indziej. Wydawało mi się wtedy i wciąż tak myślę, że aktorstwo jest potrzebne ludziom, że można nim opisywać świat. Ja wolę, żeby ten świat był z przymrużeniem oka.

C. Ż.: Nie ucieknę już chyba od ról charakterystycznych. Chociaż muszę przyznać, że odkąd zrzuciłem trochę kilogramów, dostaję bardziej różnorodne propozycje, (śmiech) Już w szkole teatralnej profesorowie zauważyli, że umiem wzbudzać śmiech u widowni. Choć na trzecim roku studiów Teresa Sawicka, której do dziś jestem za to wdzięczny, obsadziła mnie w roli dramatycznej w "Trzech siostrach" Czechowa. W ogóle uważam, że rozśmieszanie jest najtrudniejsze, przychodzi trudniej niż wzruszanie.

On zdobył popularność grając w "Miodowych latach" i "Ranczu", Ona podbiła serca milionów rolą Anny Surmacz w "Klanie". Teraz będzie można zobaczyć oboje na deskach Capitolu we Wrocławiu w sztuce "Spróbujmy jeszcze raz". Oboje grali w "Klanie" - telenoweli, która wciąż wzbudza duże emocje.

Dwuaktowy komediowy spektakl "Spróbujmy jeszcze raz", oparty na sztuce amerykańskiego dramaturga Murraya F. Schisgala z aktorami Joanną Żółkowską i Cezarym Żakiem w rolach głównych zobaczymy we wrocławskim Teatrze Muzycznym Capitol 2 lutego. Bilety kosztują 70-80 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji