Artykuły

"Dziady" w Narodowym

TRUDNO pisać o "Dziadach". Trudno zimną analizą gasić wzruszenie, z którym się zaw­sze słucha tego arcypoematu. Tych strof najpiękniejszych, najgorętszych, jakie kiedykol­wiek po polsku napisano. Wzruszenie jest tym bardziej dojmujące, że ujrzeliśmy w Teatrze Narodowym przedsta­wienie prawdziwie wielkie.

"Dziady" są arcypoematem arcypolskim. I dlatego niemoż­liwym do przeniknięcia dla ob­cego widza czy czytelnika. Nie ma w literaturze świata rów­nie gwałtownego, palącego, tak nasyconego bólem protestu przeciw męczeństwu narodu, równie przejmującego krzyku o wolność. I równie niezłomnej wiary w siłę narodu i jego podźwignięcie. Miał rację Zaleski, kiedy w liście zapowiadał poe­mat dramatyczny Mickiewicza: "Dziady" będą naszą prawdzi­wą narodową epopeją. Są to obszerne ramy, które żywot narodu i wszystkie światy poe­tyckie obejmą".

Tak pisał o III części. Ale światy poetyckie są też w innych częściach "Dziadów". Wszystkie te części wpisane są w jeden obrzęd Dziadów, ale druga i czwarta róż­nią się bardzo od trzeciej, która dzieli od tamtych dziesięć lat do­świadczeń życiowych, politycznych i literackich poety. Różnią się tak bardzo, że niektórzy krytycy i praktycy teatralni zalecają granie oddzielnie części trzeciej, czemu nie można odmówić dużej słusz­ności.

Kazimierz Dejmek właściwie poszedł za tą propozycją, z tym, że część drugą, mocno okrojoną, zachował jako coś w rodzaju prologu, część czwartą, nabrzmiałą uczuciem miłości i rozpaczy osobistej pominął - poza kilkoma zaledwie strofa­mi - a całość pokazał jako misterium ludowe, czym "Dzia­dy" są zresztą bezspornie w zamierzeniu poety. Ale to mi­sterium ludowe rozsadza w części trzeciej ładunek filozo­ficzny, napięcie patriotyczne, polityka, dokumentarna histo­ria, romantyczna poetyka. Jak to wszystko złączyć w jeden ton - i do tego jeszcze część II, z jej naiwnym, stylizowanym prymi­tywem prawd moralnych? To jest problem, przed którym stają zawsze inscenizatorzy "Dziadów".

Dejmek - wraz z Andrze­jem Stopką - wykorzystał swe doświadczenia teatralne ze staropolskimi misteriami ludo­wymi i potrafił nadać całości jednolity charakter poetycki, z którego żadna scena się nie wyłamuje. Dekoracje transponują trójdzielność sceny śred­niowiecznej - jak "Dziady" są transpozycją literacką miste­rium. Środkowa ściana jest kolejno zamarkowanym murem więzienia, przepięknym, otwie­ranym tryptykiem ołtarza i tłem dla drapieżnego orła car­skiego. Bo całość przedstawie­nia dzieli się na trzy części, którym można by nadać tytu­ły: I. Konrad, II. Ksiądz Piotr, III. Senator.

Ale najpierw jest prolog - ob­rzęd Dziadów. Rozgrywa się na deskach sceny, jak ludowe przed­stawienie. Chór jest rzeczywiście chórem (chór "Harfa" i chór dzie­cięcy), który śpiewa tekst Mickie­wicza z melodią pieśni cerkiew­nych. Od razu nastrój zaduszkowy tężeje. KAZIMIERZ OPALIŃSKI- Guślarz, wywołuje z dostojnym wzruszeniem widma, które przed­stawiają swoje scenki z maskami i kukłami obrzędowymi. Potem - "czas przypomnieć ojców dzieje"... Tłum się rozchodzi wśród cichych basowych śpiewów. Opaliński zwró­cony twarzą do ołtarza mówi za­łamującym się od wzruszenia gło­sem dedykację Mickiewicza do III części "Dziadów". I od razu - wię­zienie, rozmowa Gustawa-Konrada z Aniołami. Jego przemiana w Konrada - wszystko to dobrze przystaje do przyjętej konwencji. Scena więzienna została bardzo skrócona - chyba za bardzo. Po­zostało z niej opowiadanie Sobolewskiego - też skrócone - bar­dzo ładnie podane przez TADEU­SZA BOROWSKIEGO, i potem od razu "mała" i "wielka" Improwi­zacja - za to w całości, czego jeszcze nigdy nie było w teatrze.

Mógł sobie na to pozwolić Gustaw Holoubek. Ta ogrom­na, piekielnie trudna tyrada, stała się w jego ustach żywą sceną teatralną - pasjonują­cym dramatem myśli. Holou­bek prowadzi najpierw jakby monolog wewnętrzny, rozmyś­la nad powołaniem poety, jego siłą twórczą. Jakby ze zdziwie­niem zatrzymuje się przed sło­wem: nieśmiertelność - i ko­jarzy ją ze zrównaniem, z Bogiem. Cały ten wywód filozo­ficzny wiedzie spokojnie, z przenikliwą logiką, inteligen­cją, niekiedy ironią. Dopiero kiedy zaczyna mówić o losach narodu, wybucha z siłą przejmu­jącą, rzuca wyzwanie Bogu, bluźni. Nigdy chyba jeszcze w tea­trze Improwizacja nie zabrzmiała z taką jasnością, precyzją my­ślową, z taką siłą intelektu i z tak skupionym natężeniem uczu­cia. Kreacja Holoubka to jedno z największych osiągnięć teatru polskiego. To Konrad, od któ­rego doskonalszego trudno so­bie dziś wyobrazić.

Potem diabły opadają Konrada i - kurtyna. Część druga poświeco­na jest księdzu Piotrowi, którego pokorę, prostotę, ale też siłę wew­nętrzną i żarliwość szczerze odda­je JÓZEF DURIASZ. Ta część mo­że się wydać nadto rozbudowana w uroczystą mszę połączoną z ja­sełkami. Ale tu przecież dokonuje się misterium: narodziny zbawicie­la narodowego, ofiara narodu, zmartwychwstanie w przyszłości. A w jasełkach ludowych wśród ko­lędników z gwiazdą mieszczą się doskonale aniołowie i diabły, tłu­maczy się świetnie scena egzorcyzmów. Całość zaś zachwyca harmo­nią obrazu o niezwykłej piękności.

Potem część trzecia - Pan Se­nator, szopka polityczna. Na sce­nie tylko jeden fotel, niby tron, na którym siedzi Herod. Ksiądz Piotr powiedział: Cała Polska młoda wydana w ręce Heroda. I teraz to oglądamy. Senator to bardzo wielka kreacja aktorska ZDZI­SŁAWA MROŻEWSKIEGO. Ten Herod ma realistyczne cechy car­skiego satrapy. Jego pańskość, wytworność, zimne okrucieństwo, jadowitość pokazuje Mrożewski jak­by w kondensacji, ani na drgnie­nie nie przeciąga struny, nie scho­dzi w karykaturę. Towarzyszą mu doradcy, ośliźli wykonawcy jego rozkazów: Doktor (IGNACY MA­CHOWSKI) i Pelikan (JAN KOBUSZEWSKI) o odrażających maskach łajdaków.

Wokół śpiącego Senatora rozgry­wa się Salon warszawski - szopka satyryczna. Jej realizm zabrzmiał czysto w poetyckiej konwencji, w jakiej skomponowana jest ta sce­na. Opowiadanie Adolfa mówi STANISŁAW ZACZYK. Cztery cudowne wiersze: "Nasz naród jest jak lawa..." wypowiada JÓZEF ŁOTYSZ (Wysocki) z pełnym wyważeniem ich treści i znaczenia. W scenie tej patrioci znajdują się na proscenium, na scenie krąży towarzystwo, które o ojczyinle za-pomniało. Ten sam układ mamy na balu u Senatora. Scena ta jest tu śpiewana, zgodnie ze wskazaniem au­tora. I Jak zawsze, wywołuje wstrzą­sające wrażenie. Wstrząsająco też brzmi wśród mozartowskiej muzyki rozdzierający krzyk matki Rollisona, którą z dramatyczną siłą gra BAR­BARA RACHWALSKA.

Po tej szopce tragiczniej zda­wałoby się, że na zakończenie powrót do Nocy Dziadów - co jest w tekście części III - byłby końcowym odpowied­nikiem prologu, stanowiłby zamknięcie ram przedstawie­nia. Ale nie. Z głębi sceny wychodzi tylko Konrad w kaj­danach, z dumnie podniesio­nym czołem, zbliża się i ogromnieje. A w dalekim tle śpiew chóru obrzędowego. W tym krótkim i wymownym obrazie teatralnym zamknięta została cała treść końcowej Nocy Dzia­dów.

W przedstawieniu występuje cały zespół Teatru Narodowego. Gra z głębokim przejęciem. Dejmek wystawił "Dziady" z największym pietyzmem dla myśli i poezji tego arcydzieła. Trzeba być z pełnym podziwem dla czystości i szlachetności za­stosowanych tu środków inscenizacyjnych. Dla troski o wyra­zistość każdego słowa poety.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji