Artykuły

"Trans-Atlantyk", czyli koniec

"Trans-Atlantyk" w reż. Lecha Raczaka w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej-Poznań.

Bodaj nigdy jeszcze nie słyszałam po premierze w Gnieźnie takich oklasków. Nie owacyjnych, nie odświętnych, nie okazjonalnych - a przejętych, poruszonych, wzruszonych. Ale też spektakl w reżyserii Lecha Raczaka daje do takiego aplauzu wiele powodów.

To przedstawienie... tradycyjne (szczególnie w kontekście "Transsssu..." Wycichowskiej) - na scenie wystawia się po prostu adaptację "Trans-Atlantyku" Gombrowicza: jest narracja, są postaci. Bohater - Gombrowicz (Bogdan Ferenc) prowadzi nas przez dwa światy: polskich emigrantów, grzęznących po uszy w przeszłości (stęchłej, kwaśnej, kołtuńskiej...) i argentyńskiej awangardy unurzanej po szyje we współczesności (wyuzdanej, perwersyjnej, zepsutej). Mamy tu całą plejadę karykaturalnych postaci kapitalnie zagranych: bez szarży, ale i bez kompleksów. Minister Kosiubidzki Justyny Polkowskiej i Gonzalo Wojciecha Siedleckiego wybijają się na plan pierwszy, ale tu naprawdę gra cały zespół - jak jeden organizm: od radcy Podsrockiego Eugeniusza Nowakowskiego po Sprzątaczkę w Poselstwie Moniki Belau.

To wartki, dowcipny, popisowy momentami spektakl, który trzyma widza w skupieniu jak zaczarowany (duży w tym udział muzyki Katarzyny Klebby i Pawła Palucha). Pojedynek między Gonzalem a Tomaszem na maszyny do robienia dymu w teatrze albo wędrujące paprotki w Poselstwie to teatralne perełki. A do tego sceniczna rzeczywistość czasem się "zawiesza" i techniczny poprawia na oczach widzów zarwany teatralny horyzont. Zawiesza się raz, drugi... Bo w tej wartkości, wariackości, pastiszowości jest po skórą obecny cały czas zupełnie inny ton, zupełnie inny temat. Temat, którego u Gombrowicza nie widać na pierwszy rzut oka, skwapliwie zakrzykiwany i zatupywany przez pisarza. Kiedy na końcu ma się rozlec "śmiech buchający", Raczak nie pozwala mu wybrzmieć oczyszczająco.W tym spektaklu jest to śmiech pusty. Taką pustkę czuje się, gdy odcinamy się od wszystkiego i nie przywiązujemy do niczego. Warto uważnie posłuchać scenicznego Gombrowicza, tego tonu, którym mówi w finale. Co mówi? Nie powiem. W tej sprawie trzeba koniecznie pojechać do Gniezna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji