Artykuły

W nowym teatrze potrzebujemy kreatora, guru

Marketing to dziś słowo wszechobecne. Ludzie muszą się dowiedzieć, że teatr się zmienił, że będzie inaczej, że otwiera nowy rozdział w życiu Otwarcie teatru po remoncie to dobry moment, by z powrotem wpisać go w pejzaż kulturalny Płocka, przedstawić ambitne, ciekawe, różnorodne plany artystyczne. Może stać się nowoczesną placówką kulturalną, już nie domem kultury w staromodnym stylu, miejscem, które wprowadza do swojego programu także elementy parateatralne. - mówi kompozytor, twórca kultowej Fabryki Trzciny Wojciech Trzciński.

W sobotę minęła kolejna data otwarcia płockiego teatru. Premierę przesunięto na 2 lutego, a co dużo gorsze, poprzedzi ją koncert Mazowieckiego Teatru Muzycznego "Operetka" pod dyrekcją wyrzuconego z Płocka Jacka Bonieckiego. Zapowiedź jego przyjazdu położyła się cieniem na całej uroczystości inauguracji sceny. Choć wywołała też jeden pozytywny skutek - o premierze wreszcie zaczęło się w mieście mówić. Tyle że źle. Teatr miał dwa lata na przygotowanie kampanii promującej swój powrót. Co zrobił? Najlepiej widać to na stronie internetowej - archaicznej, brzydkiej i kompletnie nieaktualnej. Czas zatrzymał się na niej w październiku. O premierze i otwarciu nie ma słowa.

A przecież są w Polsce instytucje kulturalne nowej generacji, które mają receptę na sukces. Jedną z najbardziej znanych jest Fabryka Trzciny, gdzie działają teatr, sala koncertowa, galeria sztuki. Ale także restauracja, klub, sale konferencyjne. Powstała na Pradze. Opuszczoną, zrujnowaną fabrykę odkrył tam kompozytor, producent muzyczny i telewizyjny Wojciech Trzciński. Jego pomysł zebrał najbardziej prestiżowe polskie nagrody, ale przede wszystkim przyciąga tłumy.

Wojciech Trzciński stworzył kombinat kultury, nowoczesną odmianę domu kultury.

Postanowiliśmy więc zajrzeć za kulisy jednego z najmodniejszych adresów na mapie kulturalnej Polski. Tylko w najbliższych dniach w Fabryce Trzciny możemy zobaczyć spektakl "Kobieta w czerni" w reżyserii Krzysztofa Langa czy "Miasto manię" Marii Peszek. W weekend wystąpiła tam Clara Hill, wokalistka Jazzanovy i gwiazda Sonar Kollektiv.

***

Rozmowa z Wojciechem Trzcińskim [na zdjęciu]

Agnieszka Woźniak: Jak tworzy się jeden z najważniejszych adresów na kulturalnej mapie Polski?

Wojciech Trzciński: Musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie, jaki obowiązuje dotychczas model spędzania wolnego czasu w Warszawie? Wciąż miałem w pamięci stare kluby studenckie z końca lat 60. i początku 70., gdzie pod jednym dachem funkcjonowały różne aktywności artystyczne: teatr, kabaret, poezja, muzyka. Brakowało mi takiego miejsca w stolicy AD 2001. Nie zgadzałem się z modelem spędzania wolnego czasu w postaci wszechobecnego w tamtym okresie tzw. clubbingu, który zresztą szybko przerodził się w pijalnie piwa. Coraz mniej w tym było muzyki, coraz więcej dyskoteki i tzw. selekcji przy wejściu do klubu. Nie życzyłem sobie, a także moi znajomi, aby jakiś gość na bramce mówił do nas na ty i decydował, jak mamy być ubrani, by dostać się do lokalu. W ten sposób pozbawiono między innymi i moje pokolenie - na szczęście nie na długo - uczestnictwa w życiu kulturalnym. A przecież w każdym mieście są środowiska, które mają potrzebę śledzenia wydarzeń artystycznych bez względu na wiek czy wykształcenie. To dla nich taki sam nawyk jak np. uprawianie sportu. Są ciekawi nowej książki, filmu czy artysty - muzyka, który ma coś więcej do powiedzenia niż przysłowiowa już Doda. I właśnie ci ludzie nie mieli swojego miejsca. Odkąd przychodzą do Fabryki Trzciny, mówią, że czują się tutaj jak u siebie. Bo przebywają w towarzystwie ludzi "o tej samej grupie krwi"- chociaż się nie znają - mają podobne zainteresowania, podobnie się zachowują, mają zbliżone oczekiwania od życia, od sztuki. Wyszedłem naprzeciw tym oczekiwaniom.

Znalazł pan dla nich miejsce - na warszawskiej Pradze.

- To musiało być niezwykłe wnętrze w dzielnicy z charakterem. Kultura na ogół nie powstaje w centrach, tylko na obrzeżach miast, raczej na uboczu. Weźmy paryskie hale, nowojorskie lofty czy londyńskie doki. Nie ma problemu, że na tę Pragę trzeba dojechać. Naszym zadaniem było przełamanie jej złej sławy. Do ciekawego, postindustrialnego wnętrza musiałem dopasować wszelkie szczegóły - w tym także dobre menu, znakomitą obsługę, nietuzinkową muzykę, wyróżniający się program artystyczny. Dopiero te wszystkie elementy dają razem sumę punktów.

Ale nie tworzą jeszcze linii programowej.

- Dla mnie było jasne, że w koncepcji Fabryki Trzciny musi nastąpić spotkanie awangardy z tradycją, ale tradycją we współczesnej formie i współczesnym entourage'u Do realizacji takiego zadania potrzebna jest silna osobowość kreatora, który nie boi się podejmowania decyzji, kreuje dobór repertuaru, ma duże doświadczenie w realizowaniu różnorodnych przedsięwzięć artystycznych, ma dobry gust i orientację w różnych dziedzinach kultury i sztuki. W Fabryce Trzciny od początku ta rola przypadła właśnie mnie. Oczywiście nie decyduję o wielu rzeczach jednoosobowo, pytam o zdanie moich młodszych współpracowników. Przy tym wszystkim konieczna jest żelazna dyscyplina, utrzymanie jakości w każdej dziedzinie: zarówno dotyczy to obsługi, jak i repertuaru. Czystość toalet, dobra kawa, profesjonalna obsługa techniczna są tak samo ważne jak program artystyczny. Drobny zgrzyt, np. w postaci niekompetentnego i nieuprzejmego kelnera, który nie potrafiłby opowiedzieć o bieżącym repertuarze teatralnym czy ofercie koncertowej, może sprawić, że ktoś uzna wieczór w Fabryce Trzciny za nieudany.

Udało się panu jednocześnie osiągnąć jednocześnie sukces artystyczny i komercyjny.

- Jesteśmy pierwszym prywatnym centrum artystycznym o takiej skali działania. Aż 90 proc. środków wypracowujemy sami. Organizujemy konferencje, sympozja, zamknięte spotkania dla firm, mamy własną restaurację, katering. Z tych usług utrzymujemy działalność artystyczną. Stać nas nawet na minus przy niektórych przedsięwzięciach artystycznych. Wówczas taką stratę traktujemy jako nasz koszt, koszt promocji. Ale za to możemy się pochwalić, że artysta z tzw. górnej półki zagrał u nas. Naszą działalność prowadzimy od czterech lat i mogę otwarcie przyznać, że nasze przychody i zyski rosną z roku na rok.

W Płocku kończy się remont teatru. Za chwilę otworzy trzy sceny, kawiarnię, restaurację. Budynek projektowany ponad 30 lat temu na dom kultury został przebudowany. W momencie gdy popularność zyskują kombinaty kultury.

- Mając funkcjonalną siedzibę, teatr w Płocku może sobie pozwolić na balansowanie na pograniczu sztuk. Zakładam, że aktualny kreator jego linii programowej stworzy tam możliwość pokazania różnych działań artystycznych.

To jeszcze za mało, by mówić o własnej marce. Co z jakością, o której pan mówił?

- Jeżeli ktoś zaprasza mnie do bufetu teatralnego, to oczekuję, że napiję się tam także dobrej kawy i zjem smaczne ciastko. Dlaczego jest to ważne? Bo mogą się znaleźć ludzie, którzy przyjdą do teatru, bo tam jest świetna kawa, i może przy okazji zobaczą jakąś ciekawą wystawę w foyer, a kiedy już się zatrzymają, spojrzą na plakat spektaklu teatralnego albo przeczytają nazwisko znanego aktora, zostaną na cały wieczór. Otwarcie teatru po remoncie to dobry moment, by z powrotem wpisać go w pejzaż kulturalny Płocka, przedstawić ambitne, ciekawe, różnorodne plany artystyczne. Może stać się nowoczesną placówką kulturalną, już nie domem kultury w staromodnym stylu, miejscem, które wprowadza do swojego programu także elementy parateatralne. Przecież muzyka, literatura, scenografia, a więc plastyka, są nierozerwalnie z nim związane. Teatr powinien zaistnieć jako miejsce, gdzie zawsze dzieje się coś interesującego, gdzie po prostu warto i trzeba przychodzić.

Krótko mówiąc, musi wypromować swój nowy wizerunek, zadbać o własny stempel jakości. Postawić na marketing?

- Nie chciałbym występować w roli doradcy. Ale rzeczywiście marketing to dziś pojęcie wszechobecne. Ludzie muszą się dowiedzieć, że teatr się zmienił, że będzie inaczej niż kilka lat temu, że otwiera się nowy rozdział w jego życiu. Oczywiście moglibyśmy mówić wyłącznie o zadaniach misyjnych teatru, ale nie powinniśmy jednak zapominać o olbrzymiej konkurencji mediów, z ich często kiczowatą i bardzo komercyjną ofertą, przez którą trudno będzie się ambitnej placówce kulturalnej przebijać. Można będzie wykonać to zadanie właśnie dzięki zastosowaniu mechanizmów marketingowych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji