Powrót mima
JERZY KOZŁOWSKI, jeden z największych mimów Henryka Tomaszewskiego, po dwudziestu latach wraca na scenę.
W sobotę [9 października] zagra główną rolę w najnowszym spektaklu Wrocławskiego Teatru Pantomimy "Science-fiction"
Magda Podsiadły: Wraca Pan na scenę do tego samego teatru. U Tomaszewskiego był Pan niezastąpionym mistrzem epizodu, u Aleksandra Sobiszewskiego gra Pan główną rolę, której nie dostał Pan nigdy u Tomaszewskiego.
Jerzy Kozłowski: Nawet w osławionej "Sukni" {na zdjęciu: scena ze spektaklu], gdzie grałem Żonę.
U Tomaszewskiego przeistaczał się Pan w kilka różnych postaci w jednym spektaklu.
- Bo mnie z głębi duszy fascynuje zmienność. Pantomima daje wielkie możliwości takich aktorskich zmian skóry. Raz byłem kobietą, raz kreatorem mody, innym razem diabłem, ptakiem albo bon vivantem.
Czemu odszedł Pan z teatru, był Pan już za stary?
- Tak, miałem 45 lat, dla tancerza to emerytura. Któregoś dnia w "Synu marnotrawnym" poczułem takie ukłucie, że rola Ojca idzie mi nazbyt łatwo, że gdzieś ulotniła się ta przyjemność zmagania się z powstającą rolą.
Słyszałam, że starał się Pan odtworzyć spektakl Henryka Tomaszewskiego "Suknia" z programu "Ogród miłości". Nie pokusi się Pan o własną realizację w Teatrze Pantomimy?
- Na "Suknię" dostałem zgodę samego szefa, ale problem w tym, że przepadła rejestracja telewizyjna spektaklu. Szukałem nawet w archiwach telewizji na Woronicza.
A notatki Tomaszewskiego?
- Gdybyż on pisał scenopisy... Owszem, na próbach nie rozstawał się ze słynnymi granatowymi brulionami, coś tam w nich skrzętnie notował, ale jak poprosiłem o wskazówki do "Sukni", zaśmiał się i oznajmił, że tam są tylko odnotowane inspiracje: cytaty, reprodukcje, zdjęcia. Szczegółowych wskazówek co do kształtu scen tam nie było.
Jak Pan przeżył powrót na scenę?
- Jakbym przed chwilą tam był. Z teatrem nigdy nie straciłem kontaktu, uczę w szkole teatralnej, a od roku prowadzę też zajęcia we Wrocławskim Teatrze Pantomimy.
Kogo dzisiaj Pan zagra?
- Kreatora - okropną starą pierdołę, rozsypującego się starucha, który nie jest zadowolony ze świata, jaki stworzył. Zbudował świat robotów, a teraz, gdy mu się już nogi trzęsą, marzy mu się usłyszeć prawdziwy śpiew ptaszków. Ucieka do namiastki realnego świata - przebywa wśród namalowanych gór, nad namalowanym morzem, jeziorem. Mam przedziwny strój, trochę się w nim czuję, jakbym był Janem Pawłem II, nawet błogosławię i chodzę po tych namalowanych górach jak papież.