Ideały prowadzą do śmierci. "Andrea Chenier" w Operze Narodowej
Elegancki świat arystokracji, paryskie kabarety, ponura gilotyna, groźne owczarki - to wszystko będzie można obejrzeć w najnowszym spektaklu Mariusza Trelińskiego.
Po ponad 40 latach na warszawską scenę powraca "Andrea Chenier", skomponowany u schyłku XIX w. przez Umberto Giordano, na fali modnego wówczas we Włoszech weryzmu.
Teoretycznie dzieło to opowiada o tym, co znamy z setek innych oper. Jest to historia miłości między sopranem i tenorem, którym na drodze staje czarny charakter - baryton. Wyjątkowe jest natomiast to, że tragiczne perypetie dwojga zakochanych zostały ukazane na tle burzliwych wydarzeń rewolucji francuskiej.
Ten wątek utworu Umberta Giordano najbardziej zafrapował reżysera. - Chciałem ukazać trzy etapy charakterystyczne dla każdej rewolucji - mówi Mariusz Treliński. - Pierwszy z nich to czas dekadencji i schyłku pewnej epoki. Potem przychodzi przewrót i zryw pełen siły oraz euforii, który potem zamienia się w ciemny terror.
Pierwszy raz ten spektakl Mariusz Treliński pokazał w Teatrze Wielkim w Poznaniu, potem zaś przeniósł inscenizację do Waszyngtonu. Tam premiera odbyła się 11 września 2004 r., co oczywiście sprawiło, że doszukiwano się w niej odniesień do współczesnych wydarzeń i szerzącego się terroryzmu. Reżyser jednak nie zachęca do takiego bezpośredniego odczytania swej pracy. - Nie chcę robić przedstawień wprost politycznych - podkreśla.
"Andrea Chenier" to dzieło trudne do wystawienia. - Muzyka jest w nim gęsta, przepełniona emocjami - mówi dyrygent warszawskiej premiery Grzegorz Nowak. Główne role powierzono zagranicznym wykonawcom. Jako Andrea Chenier wystąpi Keith Olsen, jego ukochaną Madeleine będzie Tatiana Borodina. Czarnym charakterem, Gerardem będzie natomiast Mikołaj Zalasiński.