"Stara kobieta" i świat teatralny Różewicza
SZTUKA to bardzo do opowiedzenia trudna. Z relacji o przebiegu mikrowydarzeń w poszczególnych scenach niewiele wynika. W części pierwszej tytułowa bohaterka znajduje się w kawiarni. Jej partnerem jest kelner. Stara Kobieta dyryguje nim i z nim dyskutuje. Każe się karmić cukrem, zajmować sobą, każe sprowadzić specjalistów, dzięki którym mogłaby rodzić. Utopiona w kilku warstwach garderoby i obwieszona masą świecidełek, zachłanna i nienasycona tak w sposobie ubierania, jak jedzenia, wydaje się monstrualnym, tylko fizjologicznie bytującym organizmem. Trudno jednak zaprzeczyć Różewiczowi, że jej obsesja biologiczna, jej mania rozrodczości to zjawisko ludzkie... Skąd się bierze? Sięgnijmy do tekstu.
STARA KOBIETA I co tam w tych waszych gazetach piszą?
KELNER U Thant rzucił światu dramatyczne ostrzeżenie.
STARA KOBIETA Jakież to ostrzeżenie rzucił ten wasz U Thant?
KELNER (zza gazety) "jesteśmy dzisiaj świadkami wstępnego stadium trzeciej wojny światowej"
Stara Kobieta śmieje się aż się cała trzęsie.
KELNER (zaskoczony) Jednak sytuacja nie jest przyjemna.
STARA KOBIETĄ Cukrru, cukrru! Cukru mi dosyp. Nie słyszysz? (...) Czekaj, no, zapomniałam... mówiłeś mi, że ten wasz U Thant, czy jak mu tam, mówił o trzeciej wojnie, że się właśnie toczy... czy
jak tam?
KELNER Tak, łaskawa pani, właśnie, że "się toczy".
STARA KOBIETA Niech się toczy, a ty pójdziesz i mi kupisz w sklepie worek mąki. Cały worek. I tu przyniesiesz.
KELNER (pochylając się poufnie) Robaki się zalęgną, poniesie pani stratę, sytuacja nie jest aż tak krytyczna... wydaje mi się, że na razie dwa, trzy kilogramy to ilość wystarczająca.
STARA KOBIETA Mąki mi kupisz. Będę jeść ciasta, będę się tuczyć. Oni robią wojnę, a ja ciasto. Ciastem zakleję wojnę. A o robakach mi nie mów, robaki lęgną się we wszystkim... robak się lęgnie i w bujnym kwiecie... jak mi deklamował narzeczony, który zresztą poległ... Przynieś mi zaraz tort i miskę bitej śmietany. Robaki. Wojna. Możesz sobie straszyć takich mizeraków jak ty sam. Wszystkiego się teraz boją. Głupcy. Cukrru, cukrru. Wszyscy powinni rodzić. I Greta Garbo i Sartre i Bertrand Russell i kardynał Ottaviani i Salvadore Dali i Picasso i Generał de Gaulle i Rusk... wszyscy... wszyscy... bez względu na wiek, rangę, płeć i światopogląd.
KELNER Czy śmietanę zapakować, czy pani skonsumuje na miejscu?
STARA KOBIETA I na miejscu i zapakować... cukrru... cukrru! Widzisz chłopcze, my musimy robić swoje, musimy jeść i rodzić. (...)
W kawiarni jest okno, szczelnie zamknięte i zasłonięte. Stara Kobieta domaga się otwarcia go i odsłonięcia widoku. Ma to być najpiękniejsza panorama w Europie, pejzaż górzysty z wodospadami, cedrami i jodłami. Kelner zaprzecza, mówi o zmianach, odwleka moment odsłonięcia okna. Gdy wreszcie je uchyla, do kawiarni zaczynają się sypać śmieci. Na zewnątrz są tylko "góry" śmieci i "wodospady" odpadków. Słychać turkot motorów wozów ciężarowych i stuk metalowych kubłów asenizacyjnych. Śmietnisko porusza się i rośnie.
W części drugiej jest ono już "jak morze". Stara Kobieta i towarzyszące jej osoby, w otwartej całkowicie przestrzeni, funkcjonują z właściwą sobie naturalnością, uważając sytuację za normalną. Na białym ręczniku opalają się trzy dziewczyny. Przy stoliku Stara Kobieta robi skarpetkę na drutach, piękna dziewczyna zajmuje się jej pedicurem. Przy innym stoliku kelner Cyryl goli dystyngowanego pana. Ile czasu upłynęło? Co się gtało w antrakcie? Stara Kobieta wzywa kelnera. Odpowiada jej Cyryl:
CYRYL To nie moje rejony... kolega...
STARA KOBIETA A gdzie ten "kolega"?
CYRYL: Na ochotnika się zgłosił. Poszedł. Niech go pani zawoła, to może przyjdzie. Tylko głośno. Bo tam się strzela.
W odpowiedzi na wołanie Starej "z dołu wyłazi na czworakach człowiek z nożem, wyciera nóż o rękaw i chowa go do kieszeni. Jest to nasz młody Kelner. Zbliża się do stolika. Cały jest zaplątany w brudne bandaże, które wyłażą z niego i wloką się jak wnętrzności. Po drodze przygładza włosy. Staje przed Starą Kobietą".
STARA KOBIETA Wołam go już od pół roku, nygus, wałkoń... (...) Gdzie to bywałeś?
KELNER Na wojnie byłem, łaskawa pani.
STARA KOBIETA Na wojence?
KELNER Owszem, na trzeciej wojence.
STARA KOBIETA Jakich to sobie piór, gałązek, medali, patek, guzików nawieszal... wojak... a ja tu, aniołku, chłopaka urodziłam i trzy dziewczynki. Chłopak zuch. Ale go nie dam. Siedzę na nim... zobacz... no, nie bój się.
Kobieta zarzeka się, że nie puści, przytrzyma pazurami, obroni, jest jednak bezradna. Ze śmietnika wysuwa się Młodzieniec, ni to dandys z końca ubiegłego stulecia, ni to współczesny hippies. Rozpoczyna swoją samodzielną wędrówkę. Kierunek wskazuje mu Ślepiec. Idąc spotyka Stróża Porządku. Stróż Porządku bada Młodzieńca z powodu papierka po cukierku rzuconego na ziemię, z powodu wiersza, który wygłasza Młodzieniec, z powodu jego włosów. Bezpośrednim pretekstem do groźnej interwencji jest jednak ten papierek upuszczony na wytyczoną z okazji przejazdu dostojnej Pary Królewskiej drogę. Wprawdzie droga biegnie przez śmietnik i niczym się od niego nie różni, gest może być przecież podejrzany. Stróż Porządku sięga do kabury, Młodzieniec przestaje się uśmiechać. W tym momencie na życzenie autora ma zgasnąć światło. Scena pustoszeje. Na śmietniku - po ponownym zapaleniu światia - widać tylko Starą Kobietę, która gorączkowo przekopuje stosy odpadków, wołając syna. Z nagłym, "nieodwołalnym" opadnięciem kurtyny, która - znowu zgodnie z życzeniem autora - nie powinna się już podnieść, kończy się sztuka.
Nie tylko ze streszczania, także z cytowania dialogów nie wynika w pełni, czym jest ostatni dramatyczny utwór Tadeusza Różewicza. Ogromne znaczenie mają w nim bowiem didaskalia, a więc opisy tego, co powinno się dziać na scenie i jak powinien wyglądać obraz sceniczny. Słowo niejednokrotnie kontrastuje z obrazem, to, o czym się mówi, nie zawsze ma coś wspólnego ze sceniczną sytuacją postaci. Po raz pierwszy bodaj w takim stopniu Różewicz zawierzył teatrowi, to znaczy pozostawił mu możliwość wypowiedzenia się przez tekst i obok tekstu. "Stara kobieta wysiaduje" zawiera w sobie zarysy teatralnych obrazów. Od zarysu do realizacji wiedzie jednak długa droga, a drogę tę reżyser i aktorzy przebywają na własną odpowiedzialność. Mimo autorskrah opisów. Mimo autorskich sugestii. Realizacja wizji poety jest więc tym samym formą wypowiedzenia się twórców teatralnych.
W lekturze można mieć wątpliwości. Czy Stara Kobieta jest uosobieniem jakiegoś zjawiska, czy śmietnisko jest symbolem wszechogarniającym współczesną rzeczywistość? Czy wszystkie obrzydliwości, o których się mówi w części pierwszej, są wyrazem koszmaru ludzkiego bytowania? Czy katastrofa w części drugiej jest potwierdzeniem tego samego koszmaru na wyższym stopniu? W przedstawieniu tych wątpliwości być nie może. Konkretyzacja postaci i sytuacji będzie odpowiedzią na wszystkie pytania.
Spektakl Jerzego Jarockiego nie wymigiwał się od odpowiedzi. Był wyraźną propozycją interpretacyjną i własną konstrukcją artystyczną teatru. Dzielił się - jak sztuka - na dwie części, ale te części były ostro skontrastowane ze sobą. Pierwsza odsłona miała charakter wyraźnie groteskowy. Rozgrywała się w dość staroświeckim wnętrzu, które bardziej wyglądało na prywatny pokój niż na kawiarnię, a w żadnym wypadku nie było wielką nowoczesną kawiarnią dworcową, opisaną w didaskaliach. Przy centralnie ustawionym stole Stara Kobieta pożerała fusy od kawy, i rozsypany cukier, kłóciła się z Kelnerem, gadała, nudziła, gruchała. Była śmieszna. Rozładowane śmiesznością, absurdalne w obrzydliwości było też wszystko to, o czym trajkotała - jedzenie, rodzenie, zapładnianie w probówce, pochłanianie, wydalanie, odczuwanie. Starą Kobietę grały po kolei trzy aktorki - inna miała do odegrania fragment z kawą, inna dyskutowała o U Thancie, inna - huśtając się na ogromnym żyrandolu przez całą szerokość sceny - namawiała Kelnera do poufałości. Nie różniły się kostiumem, tylko kolorem włosów w perukach. No i oczywiście głosem, mimiką, temperamentem. Zwielokrotnienie tytułowej postaci ułatwiło rozegranie tej części na śmiesznie, z dystansem, bez szokowania biologicznymi drastycznościami, o których się tu mówi w sytuacji absurdalnej: ugniatając palcem fusy, walcząc z własnym ubraniem czy jeżdżąc na żyrandolu niby na miotle. Przy tym Stara Kobieta nie przestała być konkretna. Na scenie istniała nie metaforycznie, istniała z siłą, jaką mają postaci mityczne, ona - pełna życia, pielęgnująca instynkt samozachowawczy, określona fizjologicznymi odruchami, monstrualna samica.
W groteskowo-farsowej części pierwszej nie było miejsca na poczucie grozy. Stąd kontrast z odsłoną drugą, którą - mimo teatralnej umowności obrazu - przenikała atmosfera katastrofy. Z pozoru nic strasznego - teatralny śmietnik wypełniający wysoko scenę, usypany z różnokolorowych (z przewagą czarnego) ścinków materiałów, papierów. Na górnym planie kosze plażowe i stolik Starej Kobiety, niżej białe prześcieradło dla opalających się dziewczyn. Z prawej strony wybiegający od tyłu sceny pomost, urywający się nagle nad wykopanym w śmieciach rowem. Temu śmietnikowi teatr jednak kazał żyć. Uspokojona Stara Kobieta (aktorka numer dwa) robiła na drutach, dziewczyny smarowały się olejkami i ćwiczyły pozy modelek, ale wraz z odpadkami Zamiatacze zwozili kukły-zwłoki ludzkie i żywych ludzi, a z rowu wyłaniały się ramiona walczących z sobą na śmierć i życie zapaśników. Śmietnik ruszał się i puchł od coraz to nowych dostaw. Życie i ruch okazały się straszne.
Życie miało tu kompozycję cykliczną. Przeplatały się rozmówki Starej i dystyngowanego Pana, odgłosy walki z rowu, plotki dziewczyn o czyimś weselu, anonimowe głosy, wejścia Zamiataczy z kolejnymi porcjami odpadów, upadki Ślepca, stale wędrującego tą samą drogą i spadającego z pomostu, lubieżne gesty dziewczyn, opowieści kelnerów, odruchy obojętności, odruchy sadyzmu wobec innych postaci ze
Śmietnika. Okrucieństwo walki, okrucieństwo śmierci, która ludzi porzuca na wysypisku, okrucieństwo bezmyślnych, zapatrzonych w siebie czarujących istot - wszystko to teatralne, plastycznie skomponowane, a przecież wszystko to nadało przedstawieniu ton grozy. Śmietnisko istniało na scenie konkretnie; nie było całym światem, było rzeczywistością, w której poruszały się postaci, rzeczywistością kreowaną przez autora i przez teatr. Widz nie utożsamiał się z żadną z postaci. Wizja teatralna nie była jego wizją, mógł ją analizować obiektywnie. Wynik tej analizy okazywał się jednak przykry. I w tym, że na gigantycznym śmietniku przez cywilizację usypanym trwało normalne mniej więcej życie, i w tym, że na normalność składały się nieustające małe wojny.
Finał w przedstawieniu Jarockiego różnił się znacznie od finału proponowanego przez Różewicza. Tu zostało dopiero ujawnione, do czego reżyserowi były potrzebne aż trzy aktorki w roli Starej Kobiety. W finałowej sekwencji pokazał obok siebie wszystkie trzy. Śmietnik-pole walki opustoszało. Dziewczyny zasypały i udeptały rów, w którym nastała cisza. Trzy Stare Kobiety wyszły, by szukać syna. On był ich jedyną nadzieją. Nadzieją nie jednej tylko matki - wielu matek. Na scenie wrocławskiego teatru trzy stare brzydkie kobiety przeżyły los matek, którym się nie udało uchronić syna przed światem. Na wołanie: "Synku!" z usypiska wychodził Młodzieniec w błękitnym ubraniu, z białym żabotem, złotymi włosami i kwiatem. Nie był w tym wyrafinowanym przebraniu uosobieniem niewinności, raczej znakiem potocznych wyobrażeń na temat - jak powinien wyglądać piękny chłopiec, poeta. Estetyzm, który reprezentowała ta postać, na tle reszty mia charakter kiczu. Tu więc reżyser pozwolił sobie na dwuznaczność, aby w historii chłopca uniknąć akcentów sentymentalnych. Młodzieniec najpierw spotykał Stróża Porządku. Po wymianie zdań Stróż Porządku w policyjnym mundurze z ręką na pochwie rewolweru wycofywał się ze Sceny. Opiekę nad Młodzieńcem dopiero teraz przejmował Ślepiec opowiadając, jaką ma drogę przed sobą do przebycia, prowadził go na swój podest i zastawiał nad przepaścią. W tym momencie gasło światło i spadała kurtyna.
Jarocki zakończył sztukę sceną, która pokazywała, że nie można nikogo uchronić przed niebezpieczeństwem. Położył akcent na bezsilność Starej Kobiety, a nie na zwierzęcą rozpacz, z jaką w sztuce rozgrzebuje ona śmieci szukając ciała swego syna. Zachował więc do końca coś w rodzaju dystansu do dzieła, które wtedy może stać się tragedią, kiedy ominie pułapki sentymentalizmu i melodramatyczności.
Bo "Stara kobieta wysiaduje" - nie napisana i nie zagrana w formie tragedii - może być odebrana jako tragedia. Temat, który Różewicz przedstawił w stylistyce swojej dramaturgii, ma wymiar tragiczny. Dotyczy cywilizacji XX wieku i żyjących w niej ludzi. Są oni świadkami potęgującego się kryzysu wartości, klęski kultury i sztuki bezsilności humanizmu. Wszystko, co wyprodukowano w świecie du cha cywilizacja wyrzuca na śmietnik. Jako makulaturę znajdzie się tam zdezaktualizowane gazety, literaturę i filozofię. Znajdzie się tam i ludzkie manekiny, bo życie jednostki także zaczęło tracić na war tości.
Temat krytzysu wartości nie po raz pierwszy pojawia się u Różewicza. W sztuce "Wyszedł z domu" było intermedium, w którym nawet został już pokazany taki metaforyczny cmentarz-śmietnik zdewa luowanych zasad. Ale zarówno w "Kartotece", jak i w "Wyszedł z domu" kryzys przejawiał się przez klęskę jednostki, występującej niemal z imieniem, nazwiskiem i adresem. Stara Kobieta nie ma imienia ani adresu. Jest literacką i teatralną kreacją. Stąd właśnie bierze się jednak jej uniwersalność - uniwersalność postaci mitycznej.
Skojarzenia z mitem może budzić nawet drobny, ale charakterystyczmy fakt - opalające się w części drugiej dziewczyny przedstawiają się Młodzieńcowi imionami greckich Parek, bogiń Losu: Kloto, La-chezis, Atropos. Parki były córkami Gei, bogini Ziemi - to jest także ślad, którym można pójść w interpretacji różewiczowskiej kosmogonii. "Stara kobieta wysiaduje" wymyka się jednoznacznej interpretacji, choć w każdej będzie miała wymowę antywojenną. Słowa, relacje, wnioski banalizują treści, które skojarzeniowo narzuca wizja teatralna. Tego zdania był, jak się zdaje, także Różewicz ograniczając rolę słowa, uzupełniając je opisem sceny. Jeden przecież motyw wyłania się z całości w odbiorze - paradoksalne przekonanie o konieczności tworzenia i przedłużania życia. Katastroficzna część druga oddziaływuje budząc sprzeciw i tym sposobem rehabilituje fizyczne bytowanie Starej Kobiety. Życie docenia się na pobojowisku.