Artykuły

Piosenka to rebus

- Nie mam odpowiedzi na pytanie, czy bardziej swoją przyszłość widzę w śpiewaniu czy teatrze. Piosenka to po prostu krótka forma interpretacji tekstu. Do tego dochodzi muzyka, która determinuje tę interpretację. Jak rebus do rozwiązania, łamigłówka - mówi KATARZYNA DĄBROWSKA, aktorka Teatru Współczesnego w Warszawie.

Teresa Drozda rozmawia z Katarzyną Dąbrowską - laureatką I nagrody 43. Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie:

Jesteś aktorką, ale też laureatką festiwalu "Pamiętajmy o Osieckiej" oraz III nagrody i nagrody publiczności we Wrocławiu na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. Zauważyłaś już że umiesz porwać?

- Chyba tak. Pochwaliłabym się fałszywą skromnością, gdybym powiedziała, że nie. Bardzo miło jest już nawet nie tylko być nagradzaną, ale również słyszeć takie opinie. Zdarzają się one czasami po zaśpiewaniu jakiegoś koncertu, czy nawet na konkursie, gdy ktoś przychodzi i mówi, że go to wzruszyło, że miał ciarki. To jest bardzo, bardzo fajne.

Jak myślisz... w czym to tkwi? Gdzie jest ten moment? Czy jest to związane z tym, że masz głos Janis Joplin albo, że bardzo mocno potrafisz zaśpiewać? Czy jeszcze gdzie indziej?

- Nie wiem, ale jak sobie pomyślę o ludziach, którzy mnie tak porywają, to zawsze wynika to z tego, co się tak onirycznie nazywa "tym czymś", tym że ktoś ma w sobie to "coś", że potrafi przyciągnąć uwagę sobą albo zainteresować. Ja to nazywam osobowością. Jeżeli ktoś mnie porywa to znaczy, że to jest osobowość. Charakter tego człowieka jest chyba ważniejszy niż takie zwykłe umiejętności, bo wtedy jest się po prostu świetnym wykonawcą i rzemieślnikiem, a brakuje "tej" iskry. Tacy ludzie, aktorzy też fantastycznie robią to co robią.

Ale też rzemieślnikami nazywają siebie prawdziwi artyści. Jako o rzemieślniku mówił o sobie Jerzy Wasowski, tak mówi o sobie Wojciech Młynarski...

- Bo to nie jest żadna ujma. Ja też uważam, tak jak jeden z wielkich profesorów szkoły teatralnej, w której byłam, że teatr jest rzeczą tak niepoważną, że trzeba ją traktować poważnie. Wydaje mi się, że tak jest ze wszystkim. Śpiewaniem nie uleczę nikogo, nie odejmę cierpienia człowiekowi, czy nie naprawię stołu, nie zrobię niczego materialnego i namacalnego. Dlatego mam wolny, artystyczny zawód.

Natomiast, nie można być w tym zawodzie bez ciężkiej pracy, możemy przeczytać czasami w wywiadach z pisarzami, że powieść piszą od godziny 6 rano do 12, muszą usiąść w tym czasie do biurka i coś napisać, a potem to analizują. Tak samo jest ze śpiewaniem i teatrem. Nie dostaje się od Boga samego talentu. Talent to jest tylko parę procent, ale nie wystarcza, gdy się go wykorzysta nieumiejętnie.

Pracujesz już bardzo ciężko, czy zaczynasz właśnie tak pracować rzemieślniczo po to, żeby wzbogacać swój artyzm?

- Wielu artystów, którzy są dla mnie wielcy, mówiło że artystą się bywa, a jest się człowiekiem i samo to, że oni to powiedzieli sprawiło, że już za życia byli wielcy. Moja praca tak naprawdę od czterech lat, czyli tyle, ile trwa nauka na wydziale aktorskim, to są cztery lata bardzo ciężkiej harówki. Jestem osobą, która jest czasami aż za bardzo dokładna w tym co robi i bardzo boję się nie przygotowania. Lubię iść na żywioł, gdy mam to ubrane w jakieś ramy i potem mogę sobie robić z tym co chcę. Nie wyszłabym na scenę w momencie, w którym nie znam dokładnie tekstu roli albo tekstu piosenki. Chociaż z piosenką jest o tyle inaczej, że nawet jak zapomnę tekstu na scenie, to wiem o czym to jest, mogę powiedzieć to zawsze swoimi słowami. Nie liczę wiersza Szekspira, chociaż Jan Englert podobno też świetnie sobie z tym radzi. Krążą anegdoty na temat tego, jakie wymyślał rymy do niektórych słów, bo czegoś zapomniał.

Gdy ktoś mnie pyta, czy jestem aktorką czy śpiewam, to odpowiadam, że robię jedno i drugie i nie widzę powodów, dla których nie można tego połączyć. Nie mam odpowiedzi na pytanie, czy bardziej swoją przyszłość widzę w śpiewaniu czy teatrze. Piosenka to po prostu krótka forma interpretacji tekstu. Do tego dochodzi muzyka, która determinuje tę interpretację. Jak rebus do rozwiązania, łamigłówka.

Ale z piosenkami jest tak, jak ze spektaklami, bo jeśli widzę po raz dziesiąty np. "Mewę" Czechowa, to za każdym razem ten spektakl jest inny. Tekst się nie zmienia, ale zmieniają się aktorzy i interpretacja reżysera. Dokładnie to samo ja mam zrobić w piosence, która śpiewana była przez wielu wykonawców, a ja mam znaleźć na jej wykonanie swój sposób.

Rebus z wieloma rozwiązaniami... Jakie masz wrażenia i jakie odczucie po pobycie w Krakowie po wygraniu konkursu na Festiwalu, po tych wszystkich poklepywaniach, których dzisiaj doświadczyłaś?

- To się wszystko tak szybko wydarzyło od wczorajszego poranka do tej chwili, że to do mnie jeszcze po prostu nie dociera.

Brałaś udział w konkursie na interpretację piosenek Agnieszki Osieckiej i także go wygrałaś. Czy są jakieś analogie pomiędzy tymi konkursami?

- Analogii na pewno nie ma przez to, że "Osiecka" sobie trwa. Tutaj przyjechałam wczoraj rano, zaśpiewałam dwie piosenki, dzisiaj już jest werdykt i wszystko jest rozstrzygnięte. Wszystko strasznie szybko się dzieje. W "Osieckiej" wybierana jest dziesiątka, mamy warsztaty, koncerty w Sopocie, w Leśniczówce Pranie, wszyscy się znamy, kibicujemy sobie. Tutaj jest to potraktowane bardziej, nie chciałabym użyć złego słowa, ale jak casting: masz 5 minut, wchodzisz i tylko tych 5 minut decyduje. Nie jest nawet tak, że jury wybiera jakąś grupę i ta grupa jeszcze raz śpiewa. Nie - rach ciach - jest werdykt. To trudne, bo trzeba być tak jak Małysz, który skacze i albo ma tę formę albo nie - niezależnie od dnia i godziny.

Bardzo interesuje mnie Twój repertuar. W koncercie galowym SFP, zaproszona przez Jerzego Satanowskiego i Janusza Grzywacza, śpiewasz ich piosenki, w konkursie zaśpiewałaś inne. Czujesz, że już masz repertuar, czy to jest ciągle takie śpiewanie okolicznościowe?

- Jak dotąd w moim repertuarze jest piosenka francuska, coś z Marleny Dietrich, piosenki Agnieszki Osieckiej. Jest w tym dużo przypadkowości. Po prostu raz czy dwa potrzebna była jakaś piosenka - to się ją robiło... Jednakże z takich bardzo przypadkowych wyborów, czasami rodzą się niewiarygodne rzeczy. Np. "Pocałunki", które tutaj w konkursie śpiewałam jako drugą piosenkę, z muzyką Zbigniewa Preisnera i ze słowami Wiesława Dymnego, kiedyś wykonywane przez Tamarę Kalinowską w Piwnicy pod Baranami... to był przypadek.

Historia włączenia tej piosenki do mojego repertuaru wiąże się z reaktywowaniem na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu formuły koncertów szkół teatralnych, na które ze świata przyjeżdżają studenci różnych szkół i prezentują te piosenki, które interpretowali na zajęciach. Zostałam zaproszona do takiej prezentacji na trzecim roku studiów. Pracowałam wówczas nad "Balladą o próżności" Piotra Roguckiego. Już wtedy myśleliśmy z naszym profesorem od interpretacji piosenki, Mariuszem Benoit, żeby zebrać piosenki przygotowywane na egzamin i pokazać je jako nasz nieformalny dyplom (powstał z tego później spektakl "Mp3" grany do dzisiaj w Teatrze Montownia w Warszawie), więc poproszono mnie, żebym nie wykorzystywała "Ballady o próżności" przed premierą.

Musiałam znaleźć coś innego. Obłożyłam się płytami i słuchałam, chcąc znaleźć coś co mnie zainteresuje. Znalazłam właśnie "Pocałunki". Przyniosłam piosenkę na próbę i mój wybór nie od razu został zaakceptowany przez współpracowników... Piosenka jest świetna, wspaniała, tylko musiałam znaleźć dla niej - wraz z moją akompaniatorką - współczesną interpretację. Zadanie było trudne, a mnie brakowało pewności co do trafności tego wyboru i pomysłu na piosenkę, chociaż na próbach pojawiło się ich mnóstwo, a Urszula Borkowska napisała świetny aranż. Zaśpiewałam we Wrocławiu i odłożyłam te "Pocałunki" na półkę. Myślałam, że to będzie taka sezonowa piosenka, bo coś trzeba było zaśpiewać. Gdy wróciłam do niej po kilku miesiącach, okazało się, że piosenka we mnie dojrzała. Dopiero wtedy zrozumiałam o czym ona tak naprawdę jest.

Tak czasami bywa z premierowym "wydaniem" piosenki: wychodzisz, śpiewasz, a potem odkładasz i gdy wracasz np.: po trzech miesiącach, to w ogóle nie jest to samo.

Tak właśnie było z "Pocałunkami" i jestem pewna, że to jest mój repertuar. Mam kilka takich piosenek, które z przypadku stały się absolutnie moje.

Tak samo jest z "Balladą o próżności"? To również jest piosenka z przypadku i bardzo Twoja?

- Z "Balladą..." jest trochę inaczej, dlatego że... opowiem tu historię jej odnalezienia:

Na zajęcia z interpretacji piosenki, każdy z nas miał sobie wybrać piosenkę, nad którą chciałby pracować i ja bardzo długo nie mogłam znaleźć takiej piosenki. Zbierałam już za to nawet baty, ale naprawdę nie byłam przekonana, co chcę zaśpiewać i dlaczego. Dopiero na pożyczonej od koleżanki płycie, bez opisu, przegranej na komputerze, jak się okazało z 40-lecia Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, usłyszałam "Balladę o próżności".

Wiedziałam, że muszę to zaśpiewać, ale nic o tej piosence nie wiedziałam. Szukałam płyty, na której ją umieszczono, ale nie znalazłam...

Bo to wewnętrzne jubileuszowe wydanie, na użytek Festiwalu, więc nie dziwię się, że nie odnalazłaś...

- Ale mnie to dziwiło. Usłyszałam zapowiedź i to jedyna rzecz dzięki, której wiedziałam skąd ta piosenka w ogóle jest. Ale powtórzę, o samej piosence nie wiedziałam nic: ani kto to śpiewa, ani kto napisał tekst i muzykę. Na egzaminie, na karcie z programem było napisane, że jest to piosenka nieznanego autora. Dopiero przed premierą "Mp3" poważnie (ze znajomymi) zabrałam się za szukanie jej autorów.. Wtedy już wiedziałam więcej, bo znajomy mi powiedział, że rozpoznał głos Piotra Roguckiego. Porównałam jego głos na płycie "Comy" i też byłam pewna, że to on, a potem, po dwóch dniach poszukiwań w internecie, odgrzebałam, że także Piotr Rogucki jest autorem słów i muzyki "Ballady o próżności".

On za tę piosenkę dostał nagrodę na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie w 2001 roku, czyli nie tak bardzo dawno To jest, jak rozumiem, taka piosenka, z którą się szybko nie rozstaniesz?

- Nie. Na pewno. Śpiewam tę piosenkę już jakiś czas. Wczoraj po raz pierwszy spotkaliśmy się tutaj z Piotrkiem i dostałam oficjalne pozwolenie od autora na jej wykonywanie, więc bardzo się cieszę.

A co powiedział?

- Powiedział, że jest mu bardzo miło, że to śpiewam, bo słyszał bardzo dobre opinie na temat tego wykonania i że bardzo się cieszy, że ta piosenka w ten sposób funkcjonuje. On zaśpiewał ją tylko na festiwalu, nie mam jej na żadnej płycie "Comy", więc świetnie, że jest śpiewana i to przez dziewczynę... A ja naprawdę jak ją usłyszałam, miałam wrażenie, że to jest dla mnie napisane. I koniec.

Czy po nagrodzie na SFP poważniej podejdziesz do sprawy autorskiego recitalu?

- Na pewno. Pomysł na to wałkuje się już od bardzo długiego czasu. Dostałam kolejnego "kopniaka" w postaci nagrody. Wiem, że jeśli teraz czegoś nie zrobię, to po prostu stracę szansę, którą tutaj dostałam.

W takim razie do zobaczenia za rok na Studenckim Festiwalu Piosenki, na premierze recitalu Katarzyny Dąbrowskiej...

- Groźnie zabrzmiało. Mam nadzieję. Chciałabym bardzo, bardzo, bardzo...

Z Katarzyną Dąbrowską laureatką I nagrody 43. Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie rozmawiała Teresa Drozda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji