Artykuły

Udany musical we wrocławskim Capitolu

"Swing! Duke Ellington Show" w reż. Jarosława Stańka w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Marta Wróbel w Polsce Gazecie Wrocławskiej.

Nowojorski Hartem, lata 20. Czas prohibicji i segregacji rasowej. Jednak w zadymionym Cotton Clubie trwa zakrapiana alkoholem szalona impreza, na której bawią się w najlepsze melomani z gangsterami i prostytutki ze wschodzącymi gwiazdami ekranu. Na parkiecie od czasu do czasu wybrzmiewają strzały rewolwerów, ale skutecznie zagłusza je kilkunastoosobowy jazzowy big band. Ten klimat doskonale oddaje "Swing" - pierwsza w nowym roku produkcja Teatru Muzycznego Capitol. To dwugodzinne, dynamiczne show z największymi przebojami Duke'a Ellingtona, z udziałem takich artystów, jak Olga Bończyk (Femme Fatale), Cezary Studniak (Opiumista), Justyna Szafran (Zagmatwana), Bogna Woźniak (Szalona) czy Natalia Grosiak (Laleczka) i samego dyrektora teatru - Konrada Imieli, który gra gangstera.

- Zawsze chciałem zrobić musical w stylistyce złotej ery jazzu - przyznaje Imiela.

Uważany już zalegendę muzyki swing w Polsce, kompozytor i dyrygent Stanisław Fijałkowski, miał od dawna podobne plany. - Pomysł pojawił się, gdy zobaczyłem wystawianą w latach 60. na Broadwayu rewię ze standardami Duke'a Ellingtona "Sophisticated Lady". To mój muzyczny guru, znam każdy jego utwór - mówi Fijałkowski, który dyryguje swingowymbig bandem na scenie Capitolu.

"Swing" jest dynamiczny, nieźle zaśpiewany i zatańczony, bez intelektualnych pretensji. To po prostu widowisko

A big band gra fantastycznie. Nic dziwnego, że "Swing" miał swoją premierę w sylwestra - przy pulsującej sekcji rytmicznej i galopujących dęciakach trudno usiedzieć w miejscu. Ale musical to nie tylko świetne aranżacje przebojów Ellingtona. To także opowiedziane tymi utworami historie. Spektakl nie ma fabuły ani dialogów, a poszczególne postaci jako goście wymyślonego przez reżysera i choreografa Jarosława Stańka Capitol Clubu (o tym, że jesteśmy we Wrocławiu, a nie w Nowym Jorku, przypomina nam co jakiś czas radiowy didżej) wyśpiewują to, co im w duszy gra: pożądanie, samotność w wielkim mieście, tęsknotę za ukochaną osobą.

- "Swing" jest o ludziach, którzy przyszli do klubu, żeby się zapomnieć. Mam nadzieję, że widzowie poczują się podobnie: zatracą się w swingowym szaleństwie - mówi Staniek.

Najbardziej imponujące jest zakończenie spektaklu, kiedy wszyscy artyści, wraz z kilkunastoma tancerzami, wykonują piosenkę "Dostaliśmy cynk" ("It don't mean a thing", tłum. Michała Rusinka). Przydałoby się w "Swingu" więcej takich zbiorowych scen. Mimo to musical i tak robi wrażenie. Mamy stepowanie, elementy tanga, tańca współczesnego, efektowne kostiumy, bogatą scenografię i gościa niespodziankę: po raz pierwszy na scenie Capitolu można zobaczyć dwunastoletniego mistrza świata w stepowaniu -Dominika Budlovskiego z Pragi. "Swing" to kolejne, po "Gorączce", zrobione z rozmachem musicalowe widowisko na wysokim poziomie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji