Artykuły

Biegunka

"Śmierć podatnika" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Tandem Strzępka-Demirski ma pomysł na teatr polityczny. Zły pomysł. Strach pisać o tym przedstawieniu. Bo zaraz będzie, że się znęcam nad reżyserką, dramaturgiem, że coś mam do zagrożonego dymisją dyrektora Mieszkowskiego. Bóg mi świadkiem, że nie mam. Choć przyznaję, że po obejrzeniu radykalnych przedstawień z jego teatru język też mi się radykalizuje. Powiedzmy więc zwyczajnie i po męsku - "Śmierć podatnika" jest intelektualną i artystyczną hochsztaplerką.

Zgoda, zamiar był ambitny - wypracować polską wersję przegadanych, szalonych, pełnych aktorskiej hucpy i ideologicznej żenady sztuk Niemca René Pollescha. Tyle że Pollesch jest, niestety, niepodrabialny. Wrocławski spektakl to trzecia próba tandemu Demirski-Strzępka zmierzenia się z jego formułą nowego teatru politycznego. Najpierw były glutowate "Dziady. Ekshumacje", potem - o dziwo - błyskotliwy i dowcipny "Był sobie Polak, Polak, Polak i Niemiec..." w Wałbrzychu, teraz wracamy do punktu wyjścia. Dramaturg z reżyserką nie rozumieją, że fenomen Pollescha polega na umiejętności wymyślenia takiej konstrukcji, w którą można wkładać każdą treść dowolną ilość razy w nieograniczonej liczbie teatrów i w sprinterskim czasie trwania prób. Demirski i Strzępka czytają tę strukturę jako pomieszanie telenoweli i farsy, czyli gadanie kliszami, aktorstwo od Sasa do Łasa, kopulacje i kopniaki. "W śmierci podatnika" atrakcja goni atrakcję. Dyktator bananowej republiki organizuje hotel-przytulisko dla obalonych tyranów, z jego kraju ucieka ostatni podatnik, państwu grozi kryzys ekonomiczny. Po scenie przetacza się tłum ośmiu mężczyzn na granicy załamania nerwowego, wybuchają bomby, spadają spodnie, jest biegunka i seks w toi-toi. O dziwo, z tego chaosu wyłania się całkiem spójna koncepcja teatru politycznego. Otóż teatr taki winni realizować lubiani aktorzy serialowi, albowiem poziom wiarygodności i bezkompromisowości artystycznej wzrasta wtedy niepomiernie. Również idea nawracania na anarcho-syndykalizm mieszczańskiej widowni Sceny Kameralnej, przyzwyczajonej do sztuk Frayna i Cooneya, godna jest pochwały. Zamiast zawiłych tłumaczeń, dlaczego żyjemy w systemie społecznie niesprawiedliwym, dostajemy zestaw prostych haseł kluczy typu "inkluzywny liberalizm - chuj!". Dziękuję, zapamiętałem, wykorzystam. Młodzi rewolucjoniści wiedzą też, że teatr polityczny powinien być skuteczny. Skoro nie możesz dosięgnąć oligarchów i korporacji, przywal po nazwisku niechętnemu teatrowi urzędnikowi z magistratu.

Program ideowy uzupełnia zadziwiająca prawidłowość: otóż dokądkolwiek Demirski nie pojedzie z zamiarem wdrożenia długofalowego piania edukacji politycznej, tam zaraz zwalniają dyrektora teatru. Jego rewolucyjna koncepcja polegałaby więc w gruncie rzeczy na systematycznej redukcji zatrudnienia w sektorze widowisk. Odchudzona z niepotrzebnych etatów zaangażowana kultura polska wreszcie zajaśnieje pełnym blaskiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji