Artykuły

Odzyskane przytulanki

219. Krakowski Salon Poezji. Wiersze Edwarda Estlina Cummingsa czytali: Karina Seweryn i Rafał Królikowski. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Twarze mają! Jak to miło, jak po ludzku, że Karina Seweryn i Rafał Królikowski są młodymi, co mają twarze własne. Oczywiście - mało rzekłem. Wczoraj, na 219. Salonie Poezji czytali liryki Edwarda Estlina Cummingsa - więc dużo więcej chciałoby się powiedzieć. Na przykład, że aktorsko po swojemu przez godzinę "awangardowili" na poziomie "wangardowienia" pana Estlina. Albo że bez osobistych aktorskich refleksji - jak karpie w Wigilię oddali się we władanie formalno-duchowych eksperymentów amerykańskiego twórcy dziwności lirycznych. Bądź, że... Dość. Niech wystarczy twarz.

Ba! Bohdan Lizoń na gitarze i Grzegorz Piętak na kontrabasie, standardy jazzowe mrucząc, byli tam i wtedy, gdzie i kiedy Cummings "awangardowił" słownie, w radosnym Nowym Yorku pierwszej połowy dwudziestego wieku - a ja przy tym samym się upieram maniacko. Że oni też nie utracili istoty muzyki. Bo nie zgubili własnych twarzy. Owszem, grali cudze, ale nie było tak, Boże uchowaj, że cudze grało nimi - na gitarze Lizonia i na kontrabasie Piętaka.

Czepiam się twarzy. To, rzecz jasna, "czepiactwo" przenośne. Czepiam się twarzy Seweryn i Królikowskiego, Piętaka i Lizonia, bo w ogóle czepiam się twarzy. One są wieczne. Nie idzie o facjatę konkretną. Każda konkretna - nie jest wieczna. Każda konkretna jest zmienna - skazana na czas. A twarz jako taka - nie. Zawsze są gdzieś jakieś oczy, czoło i nos, wargi jakieś, policzki i brody. Czarne, żółte, białe. Wczoraj, dziś, jutro. Obojętne. Ale zawsze i wszędzie tak: oczy, czoło, nos, wargi, policzki, broda. I jeszcze krawędzie uszu - jeśli gapić się en face. Zawsze zatem, zawsze i gdzieś twarz w istocie ta sama. A co z wierszem? Rymowanie zmienne jest z natury?

Wierszokleta wojujący, czyli najważniejszy, ma ambit, by co świt być właśnie - innym. Tak się porobiło. Jak nad ranem kolega poety-burzyciela rzeknie do poety-burzyciela: eee, coś nazbyt do siebie wczorajszego podobny jesteś - poeta-burzyciel szlochać zaczyna. Bo nie wstyd napisać durny wiersz awangardowy. Wstyd napisać niezły wiersz wczorajszy. Awangarda, rewolucja, rozwój, reforma, przodem do przodu, itede, itepe, itede... Cummings był do przodu, nawet bardzo. Stylistycznie i myślowo. Wiem, podział na treść i formę jest podziałem plemion literacko-bagiennych, ale cóż począć: wolę sam siebie wkur... taką "dwójpolówką", niźli umrzeć z nudów nad awangardowością Cummingsa. Tak, z nudów, bo on nudzi mnie.

Ludzie światli, choćby Piotr Sommer i Stanisław Barańczak, kłócą się o Cummingsa sensualność intonacyjną, o jego inte- lub antyintelektualizm, erotykę, pacyfizm oraz niechęć do cywilizacji. Ludzie światli robią, co mogą, by awangardowego poetę tego jakoś od "prochu" ocalić, iście "galwanizacyjne" instrumentaria krytyczne do martwych ścięgien jego nie tak dawno przecież najnowocześniejszych pod słońcem wierszy podłączają, słowem - dbają o wieczność słów skazanych wyłącznie na dawno umarłą doraźność. I co? Nic. Zero.

Kolosalne zero - aż do chwili, w której normalni ludzie po ludzku czytać zaczynają tamte biedne nowoczesności. Karina Seweryn i Rafał Królikowski, odwieczna twarz ludzka w dwóch wydaniach, pochylają się oto nad wierszami Cummingsa, który jako poeta pisał się z małej litery, przez godzinę dodają swe głosy i wargi głównie do erotyków dzielnego piewcy nowoczesności lirycznej - i staje się to, co zwykle w takich razach. To, co zawsze na Salonach Anny Dymnej. Awangarda - człowieczeje. Naraz jest, jak zawsze jest.

Twarze aktorów, czyli odwieczne twarze, odwieczne wrażliwości, odwieczne oczy, czoła, nosy, ergo skrajny nasz, najzwyczajniejszy pod słońcem tradycjonalizm - bierze oto na siebie kolejne słowne wcielenie którejś tam z rzędu zamarłej nowości artystycznej. I dzieje się, co musi. To, co wczoraj, co jutro: zachwycamy się.

Seweryn i Królikowski czytają, a pisany z małej litery cummings nabiera tężyzny dużej litery. Liryczne cudactwa przestają wydziwiać - zaczynają dotykać bardzo intymnie. To, co na papierze tomików Cummingsa jest cyrkiem graficznego zapisu - tu, w gardłach Seweryn i Królikowskiego, nabiera znakomitej normalności codziennej. Czujesz dobry pot na szyi. Dzięki starym jak świat twarzom - awangardowo zapisane przytulanki każą sobie zazdrościć. Po cholerę więc była cała tamta awangarda? No? Nie wiesz - lecz to bez znaczenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji