Artykuły

Nigdy tu już nie powrócę

Krakowski finał roku znowu był podszyty Kantorem. W grudniu mineła 17 rocznica śmierci twórcy "Umarłej klasy". Oglądając wystawę fotografii Wojtka Sperla dokumentującą próby do tego spektaklu, pomyślałem, ze jego dzieło przetrwa niejeden finał - pisze Łukasz Maciejewski w Dzienniku.

W Muzeum Narodowym w Krakowie prezentowane są fotografie Wojtka Sperla z prób do "Umarłej klasy". Czerń ścian i biel klepsydr. Zniszczone ławki, uczniowie starzy i trupiobladzi. Schulzowska "rupieciarnia marzeń". To fotografie z 1975 i 1976 roku. Na zdjęciach Maria Stangret-Kantor, Zofia Kalińska, Andrzej Wełmiński, Mira Rychlicka, Wacław i Lesław Janiccy, tylu innych... Wyliczam z pamięci: kto odszedł, kto został. Ale natychmiast unieważniam tę funeralną buchalterie, bo na fotografiach Sperla śmierć ma twarz młodości, dzieciństwa, starości. Trwają próby do "Umarłej klasy", zapewne najwybitniejszego przedstawienia w historii polskiego teatru. Fotografia nie odtwarza kłótni, szyderstw; polemik, twórczej gorączki, czyli fragmentów, które za chwilę ułożą się w arcydzielną całość. Sztuka fotografii staje wobec dopełnionego dzieła. I dopiero zestawienie prywatnej pamięci z porażającego spektaklu Kantora z fotografiami Sperla konsoliduje pierwsze wspomnienie. "Umarła klasa" na tych zdjęciach umiera po raz kolejny. Uczniowie mają zepsute zęby i zdefraudowane marzenia. Kto ukradł im młodość, kto przyspieszył starość? Znowu siedzą, znowu krzyczą. Starcy ubrani w czerń, w maskach pośmiertnych makijaży. Wywoływani na ostatni w życiu egzamin, niczego nie pamiętają. W ich głowach pozostał szum. Garby lalek i rytm upiornego "Walca Francois", który przywołuje upiory Witkacego i Gombrowicza, krakowskie kawiarnie i rozszalałą awangardę, Krzysztofory i wojny światowa Uwiecznione na zdjęciach brudne ławki z "Umarłej klasy" są konsekwencją nieczystego życia, sumienia zanieczyszczonego jakimiś "sklepami cynamonowymi", w których dawno temu wybito szybę i skradziono poezję. Cała reszta to już pomyje w szkolnym wiadrze: wybebeszone żałosne genitalia, zasznurowany uśmiech. Ale w centrum brudnego świata stoi przecież demiurg. To Tadeusz Kantor. Wielki artysta, któremu tym spektaklem udało się ogłosić przerwę w trwającym wiele lat szkolnym stuporze, ocalić niewinne resztki z perwersyjnego i grzesznego stołu, a przerażenie przeszłością zastąpić jedynym możliwym ekwiwalentem. Porażeniem sztuką. To porażenie Kantora zostało rozbite na daty, dekady, pokolenia.

Kiedy, w 1976 roku, odbyła się premiera "Umarłej klasy", nie było mnie jeszcze na świecie. Coś jednak udało się nadrobić. Coś ważnego. Dlatego kiedy patrzę teraz na leżące na biurku płyty z kantorowską dokumentacją autorstwa Andrzeja Sapiji, czuję się trochę tak, jakbym był kolejnym z setek, a może tysięcy, ogniw pamięci, ciągłości w zachwycie. Pierwsze wrażenie po obejrzeniu filmów - to prawdziwy podziw. Tak pięknie wydane płyty DVD to u nas ciągle rzadkość. Pięć krążków dokumentujących twórczość Kantora ma nie tylko wspólną oprawę graficzną, ale niemal w stu procentach wykorzystuje możliwości, które daje medium. Umieszczone na płytach dodatki, są niemal równie ciekawe jak filmy. Przy okazji zapisu Sapiji z "Wielopola, Wielopola" podczas specjalnego pokazu w rodzinnej parafii Kantora w Wielopolu Skrzyńskim w 1983 roku (premiera spektaklu odbyła się w roku 1980) możemy na przykład zobaczyć rysunki Kantora do spektaklu i wspaniałe fotografie Romano Martinisa, przeczytać wstęp Kantora do programu teatralnego albo podejrzeć tournee zespołu Cricot 2. Film "Próby, tylko próby" jest ponadgodzinnym (z 50-godzinnego materiału!) zapisem prób ostatniego spektaklu Kantora i Cricot 2 - "Dziś są moje urodziny". I znowu w dodatkach prawdziwe embarass de richesse: rysunki, fotografie Martinisa, reżyserska eksplikacja, wreszcie niezwykle precyzyjna bibliografia spektaklu. Spośród filmów Sapiji poświęconych swojej twórczości Kantor cenił najwyżej "Powrót Odysa Tadeusza Kantora. Notatki z prób", zrealizowany na przełomie 1987 i 1988 roku, w trakcie prób Teatru Cricot 2 do spektaklu "Nigdy tu już nie powrócę". Duże, zwłaszcza faktograficzne, znaczenie ma także autorski dokument Sapiji "Kantor", zrealizowany w 1985 roku, reżyser opowiada w nim o dzieciństwie, latach okupacji, doświadczeniach plastycznych i teatralnych. Kolejne twarze Kantora-artysty, Kantora-człowieka i wizjonera, wyłaniają się z krótkich dokumentów Sapiji: "Manekinów Tadeusza Kantora", filmu "Istnieje tylko to, co się widzi", w którym z setek rysunków, a także fragmentów dziennika rodzi się impresyjna opowieść o wędrówce artysty, wreszcie zapis legendarnego kantorowskiego cricotage'u: "Gdzie są niegdysiejsze śniegi". Wielki teatr złapany przez oko kamery. Fertyczny wizjoner, którego twarz ukradł niemy obiektyw aparatu fotograficznego. A przecież wizja została nienaruszona. Bo aparat był w rękach prawdziwego artysty, a za filmy o Kantorze odpowiada reżyser, który nie tylko doskonale rozumie twórczość mistrza, ale także potrafi dyskretnie zaznaczyć w nich własną obecność, czyli nadać kantorowskim dokumentom piętno uważnego obserwatora, a nie tylko rejestratora cudzej charyzmy. A Kantor w tym wszystkim? Poszukuje, wątpi, cierpi - w końcu patrzy w nasze oczy głęboko i okrutnie. Pogarda czy litość?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji