Artykuły

Albo albo

"Nieśmiały na dworze" w reż. Krzysztofa Rekowskiego w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Agnieszka Wójtowicz w Teatrze.

W "Nieśmiałym na dworze" wiele dopowiada scenografia. Scena szokuje kolorem: przestrzeń jest zamknięta trzema różowymi ścianami, podłoga ułożona z prostokątów, które podnosząc się, odsłaniają dodatkowe miejsce gry.

Tę pustą przestrzeń, ale nasyconą intensywną barwą, nabrzmiałą od teatralnych możliwości, coś jednak zaburza. A może dookreśla? Biały, naturalnych kształtów, plastikowy jeleń, który zwisa z sufitu (rogacz pojawi się także w finale, tyle że przebity strzałą Amora). I wszystko jest jasne, zanim rozpocznie się właściwa akcja: o miłość będzie się toczyć gra w spektaklu Krzysztofa Rekowskiego, a widzowie staną się świadkami pojedynków erotycznych.

Sceny następują po sobie błyskawicznie, rozmieniając się w serię słownych potyczek, ciętych ripost. Spektakl pomyślany jest jako pokaz mody: aktorzy wchodząc na scenę, poruszają się jak modele na wybiegu. Dwór Księcia Averu (Andrzej Jakubczyk) jest miejscem wyzwolonej cielesności, umizgów, podążania za potrzebami ciała. Ekspresja cielesności, witalności ujęta została w rygory teatralnej formy: ujawnia się raczej w sprawności aktorów w ruchu ciała niż w naturalistycznych obscenicznościach. Rekowskiego bardziej interesuje forma teatralna niż psychologiczna analiza działań bohaterów.

Aktorzy grają w kostiumach stylizowanych na hiszpańskie: Książę Averu i jego Pokojowiec (Maciej Namysło) noszą czarne, obcisłe, koronkowe koszule. Ten strój i dwuznaczne gesty sugerują ich homoseksualne skłonności. Kostiumy kobiet - wydekoltowane, bardzo krótkie suknie - podkreślają atrakcyjną cielesność; poza tym dopowiadają to, co wcześniej określiła już scenografia: teatr pokaże nam historię umizgów.

Taką samą funkcję spełnia w przedstawieniu muzyka Marcina Mirowskiego. Flamenco to rytm, a spektakl Rekowskiego zorganizowany jest przy znacznym udziale choreografa (Mikołaj Mikołajczyk) właśnie przez ten charakterystyczny rytm. Chociaż z różnym nasileniem i w różnym tempie, jest wszechobecny, określa zachowania bohaterów, komentuje i charakteryzuje sytuacje.

Sporo powiedziawszy obok tekstu, reżyser musi jednak przeprowadzić nas przez sam tekst Tirsa de Moliny. I tu zaczynają się kłopoty. Wygląda bowiem na to, że Krzysztof Rekowski miał dobry pomysł na teatr, lecz gorszy na literaturę. Fabularna narracja historii Mirena (Adam Ciołek), Donny Magdaleny (Arleta Los-Pławszewska) oraz Don Antonia (Michał Majnicz) i Donny Serafiny (Iwona Głowińska) - i ich perypetii miłosnych, komedii omyłek, przebieranek i nieoczekiwanych rozpoznań - nie najlepiej się rymuje z nadrzędną poetyką całości. Jakby anegdota była zbyt wątła, aby wypełnić obszar przedstawienia. Być może w tej dysproporcji między inscenizacją a fabułą tkwi przyznanie się teatru do znudzenia opowiadaniem. Nie zmienia to faktu, że warstwa romansowo-fabularna jest gorszej próby. Widać to także po tym, jak aktorzy, żeby utrzymać zwartość opowieści, z manierą atakują kolejne kwestie, i po tym, jak Marcin Mirowski łata swoją muzyką dziury w przedstawieniu.

Krzysztof Rekowski rozbija komedię de Moliny: jej strukturę, farsową intrygę, wprowadza rozmaite konwencje i stylistyki. Linearny rozwój zdarzeń, uczuć i psychologii zastępuje wariacyjną kompozycją scen. Nie śledzimy rozwoju uczuć dwóch głównych par bohaterów, lecz oglądamy warianty sytuacji budowanych wokół relacji mężczyzna-kobieta. Z jednej strony mamy stereotypy rozdzielające płcie na zasadzie ostrego kontrastu (słaba płeć-płeć silna), z drugiej - zamazanie wyraźnych granic między nimi i w końcu odwrócenie ról (kobieta u Rekowskiego to raczej kobieta dominująca niż uległa kochanka). Reżyser stara się pokazać, jak kultura, przede wszystkim masowa - stąd pomysł na pokaz mody - bawi się cielesnością człowieka i z niej kpi. U podstaw zachowań wszystkich postaci w "Nieśmiałym na dworze" oczywiście kryje się biologia.

Niestety, aktorzy nie do końca radzą sobie z takim ustawieniem postaci przez reżysera: nie dbają o psychologiczny rysunek, poddają się żywiołowi gry. Dlatego w przedstawieniu mamy sceny rodem jakby z farsy. Niektórzy wręcz przeciwnie - budują role na wnikliwej analizie psychologicznej. Donna Juana Grażyny Misiorowskiej zmienia się z każdą sceną. Komedia to dla niej tylko przykrywka - Misiorowska potrafi pokazać pragnienie miłości, pożądanie, odrzucenie i poniżenie. Kłopot w tym, że ta dobrze zagrana rola zupełnie nie pasuje do konwencji przyjętej przez Rekowskiego.

W spektaklu uderza ogromna dbałość o kompozycję obrazu, precyzję i czystość ruchu, gestu scenicznego. Jednak wysmakowanej teatralnej formie nie towarzyszy przekonanie o znaczeniu opowiadanej historii. Jeśli więc nie o fabułę tu chodzi, to może o teatr? O grę formą, konwencjami, zabawę cytatami teatralnymi (wśród nich na przykład z "Kosmosu" Jerzego Jarockiego)? Reżyser stawia publiczność przed alternatywą: albo teatr, albo literatura. Albo forma - albo sens. Nie powinien tego robić. Ja tam wolę koniunkcję.

***

Agnieszka Wójtowicz - teatrolog; wykłada na Uniwersytecie Opolskim, współpracuje z"Didaskaliami", "Notatnikiem Teatralnym" i "Pamiętnikiem Teatralnym". Ostatnio wydała "Od Orfeusza do Studium o Hamlecie. Teatr 13 Rzędów w Opolu (1959-1964)".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji