Artykuły

Królowa Śniegu i diabeł

"Królowa Śniegu" w reż. Mariána Pecki w Teatrze Banialuka w Bielsku-Białej. Pisze Hanna Baltyn w Teatrze.

Jubileusze bywają różne - sztywne i obowiązkowe, nijakie i mechaniczne, huczne i kameralne, serdeczne i feeryczne, nieudane i udane. Kończąca sześćdziesięciolecie bielska Banialuka sprawiła, że jubileusz stał się wydarzeniem artystycznym.

W tym znakomitym teatrze, kochającym formę i - od czasów działalności swego patrona Jerzego Zitzmana - operującym bardzo wysublimowaną plastyką sceniczną, trudno się przebić nowemu spektaklowi, skoro ma konkurencję choćby "Samotności" Brunona Schulza (wznowienie kongenialnej interpretacji autora wg koncepcji spółki Lazara i Zitzmana) czy "Pięknej i Bestii" Jana Ośnicy w reżyserii Słowaka Mariana Pecki, z kostiumami Evy Farkaśovej i w dekoracjach Pavola Andraśki. Twórców tych, często goszczących na polskich scenach, uważamy od dawna za swoich - pracują w Warszawie, Białymstoku, Wrocławiu, Katowicach. Tym razem ów tercet artystyczny ścigał się z samym sobą, bo to oni, oraz autor opracowania muzycznego - Robert Mankovecky, stworzyli nową, uwspółcześnioną wersję "Królowej Śniegu".

To jedna z moich ulubionych baśni. Czytałam ją w dzieciństwie, w książce z pobudzającymi wyobraźnię ilustracjami Jana Marcina Szancera; postanowiłam sięgnąć do niej i teraz. Z książki wypadło, wrzucone jako zakładka, zaproszenie na wystawę (rok 2005 był światowym Rokiem Andersena), ozdobione reprodukcją romantycznego obrazu Elizabeth Jerichau-Baumann, na którym Andersen czyta dzieciom baśnie. Chora dziewczynka w łóżku ma twarz rozmarzoną, jej najmłodsza siostrzyczka jest zasłuchana, dwoje średnich dzieci kuli się pod kotarą, patrząc na bajkopisarza z zaciekawieniem, ale i lekką grozą w oczach. Bo świat Andersena, co w pełni pokazały nowe, nieocenzurowane przekłady Bogusławy Sochańskiej z języka oryginału, jest podszyty grozą, cierpieniem, niesprawiedliwością, fatalizmem. Optymistyczne zakończenia wcale nie są regułą, wystarczy wspomnieć choćby bajkę o ołowianym żołnierzyku.

Wszystkie te ukryte treści dochodzą do głosu w nowym przedstawieniu Mariana Pecki. Adaptację napisała Iveta Skripkova, dramatopisarka i kierowniczka literacka teatru w Bańskiej Bystrzycy, a polską wersję - Lucyna Kozień, doceniana jako dyrektorka Banialuki i festiwali teatralnych, niedoceniana zaś jako świetna adaptatorka obdarzona słuchem scenicznym na żywe słowo. Zabawa była ryzykowna. Tę liryczno-sentymentalną, więcej nawet, przepojoną religijnym duchem i modlitwami do Bozi "Królową Śniegu" Andersena dość gruntownie przefasonowano "na nasze", czyli na ilustrowany traktat o zagrożeniach płynących z konsumpcjonizmu. Bogobojne to dzieło nie jest, o nie. Przepełnia je duch herezji oraz idea Zła Wcielonego. Zła o wielu obliczach, mało tego, zta dialektycznego, które igra z samym sobą. Choć z drugiej strony opowieść kończy się - specjalnie daję tu cudzysłów - "dobrze".

U Andersena baśń jest podzielona na siedem opowieści. W przedstawieniu sceny także są pooddzielane, chociaż połączone motywem drogi. Sztukę otwiera minoderyjny Diabeł rodem z kabaretu - od góry trochę foel Grey, lata trzydzieste; z sylwetki i stroju gwiazda klubu sadomasochistycznego. Opowiada historię zbitego lustra, którego odłamki dostają się do ludzkich oczu i serc. Zbił je z nudów, dla zabawy. Jego głos czasem dobiega z zupełnej ciemności, niczym z naszej podświadomości. Jest cyniczny, trochę infantylny, próżny. Zabawa, gra - to jego żywioł. Ma swój diabelski orszak (u Andersena też jest szkoła diabelskich akolitów) - jak zwykle u Evy Farkasovej w szalonych białych perukach o najdzikszych kształtach, ale też, jak w porządnym kabarecie, w elgackich czarnych garniturach. Diabeł jak ekshibicjonista rozkłada na koniec poły płaszcza, podbite odłamkami złowrogiego, ale kusicielskiego w tym anturażu zwierciadła.

Pokój rodzeństwa, starszej Gerdy i młodszego Kaja, umeblowany jest jedynie dziecięcymi metalowymi łóżkami z lat pięćdziesiątych, z opuszczaną jedną ścianką - śmieszna reminiscencja, podobnie jak wzruszające, marszczące się w obwarzanki rajtuzy z za dużymi stopami, jakie kiedyś nosiły dzieci. Farkaśova opowiadała mi, że za diabła (za Diabła?) nie mogła nigdzie znaleźć tego pożądanego rekwizytu, dopiero gdzieś w gminnym sklepie w zabitej dziurze na Słowacji udało jej się kupić takie bawełniane koszmarne gacie-kalesony w kolorze rzadkiej kupy.

Babcia zabrania otwierania okien. Kaj, pełen kompleksów i zazdrosny o Gerdę, jest nieposłuszny. Znane zachowanie, opisywane często we współczesnych podręcznikach i poradnikach psychologicznych. Stąd zapewne, i z życiowego doświadczenia, wyszli aktorzy grający dzieci: Konrad Ignatowski i Magdalena Obidowska. Zwłaszcza ona świetnie poradziła sobie z tym karkołomnym zadaniem aktorskim. Widziałam ją już w Banialuce jako Filutkę w przedstawieniu "O diabełku Widełku" Pierre'a Gripariego, ale nowa rola to Himalaje wobec Tatr. Mało jest kobiet, które przekonująco potrafią zagrać dzieci. Przychodzi mi na myśl Dorota Segda, Monika Babula... Obidowska poszła w pełny, nawet lekko przeakcentowany realizm psychologiczny - pokazała paternalizm wobec młodszego brata, dziewczęcą histerię, zmiany nastrojów, próżność, sentymentalizm, upór i determinację nastoletniej bohaterki. To te cechy charakteru, a nie anielska opieka, determinują osiągnięcie celu. Nowa Gerda to kawał zawziętej, chociaż lojalnej cholery. Ale nie uprzedzajmy wypadków.

Kaj nie może spać. Widzi w oknie widmową, piękną białą figurę, wielką, długą (zapewne na szczudłach), a kiedy daje się skusić i otwiera okno, porywa go Królowa Śniegu, obiecując wszystko - wiecznie dobry humor, łyżwy i narty, sanki, nawet samochodzik. I tu się zaczyna na dobre cała zabawa interpretacyjna, bo Królowa to wcześniejszy Diabeł, choć wygląda inaczej: perły, futro, koturny - zimna piękna biel. Drwi okrutnie z Gerdy, z jej dziewczyńskiego sentymentalizmu, z mieszczańskiego ułożenia. Kaj ulega obietnicom. Gerda, dręczona wyrzutami sumienia, zaczyna go szukać.

I tu dochodzi do zerwania z Andersenem - zamiast celnie opisanych przez Władimira Proppa w "Morfologii bajki" magicznych pomocników pojawia się Królowa Śniegu jako Diabeł, byt dwuznaczny i kusicielski. Niby nie chce mierzyć się z Gerdą, kusi ją licznymi dobrami niczym demon perwcrsji w rajskim ogrodzie, ale tak naprawdę odpuszcza - aż do następnej próby (co jest pretekstem do licznych teatralnych cudów).

Do największej próby dochodzi w gabinecie luster. - Zgadnij, Gerdo, gdzie jest Kaj? W baśni Gerda zgadłaby od razu, ale tu nie zgaduje, bo miłość, jak wiadomo, jest ślepa i głupia. To teatralny pretekst do balu służebnych figur Diabła, ucharakteryzowanych a la Chaplin. Na plecach mają laptopy, w dłoniach telefony komórkowe, udają dziennikarzy opowiadających o frapującej podróży Gerdy jak o najnowszej gazetowej sensacji. Jak to jest zrobione? Małe pacynki na rękach aktorów, repliki dużych "Chaplinów", walą w klawiatury. I wygłaszają zasadę wszelkich mediów - że ludzie interesują się wyłącznie życiem innych ludzi. Próbują wciągnąć Gerdę w tę grę - ach, kto by nie chciał zostać gwiazdą tabloidów - a jednak Gerda ucieka. I znów zamiast poczciwego pomagiera pojawia się perwersyjny Diabeł. To on (ona?) zamiast Andersenowskiej Małej Rozbójniczki daje Gerdzie renifera, który zawiezie ją do Królowej Śniegu.

Jak się to wszystko kończy? Kończy się "dobrze": po powrocie dzieci Babcia przegania Dia-bła-Królową staropolskim, Mickiewiczowskim "A kysz" i wszyscy siadają do śniadanka.

Naiwne to, poczciwe i niewinne, ale i trochę oszukańcze wobec widza. Motywacje psychologicznie nie bardzo przekonują, chyba zostały puszczone. Natomiast obraz Gerdy z majtającymi się rajtuzami przekonuje - i to w pamięci zachowam. Podobnie jak zachowam w pamięci rolę demonicznego Ziemowita Ptaszkowskiego w perukach i strojach projektu Evy Farkaśovej.

Na koniec chciałabym zamieścić nieglupi cytat z Mariana Pecki: "Nic znam świata Andersena, tak jak on nie znał mojego świata. Ale skoro dziś gramy Królową Sniegu, skoro ten tekst nas inspiruje, to znaczy, że zawarte są w nim rzeczy ważne i aktualne. Tym, co u Andersena posłużyło nam za punkt wyjścia w budowaniu naszej historii, jest przemożna, odwieczna chęć człowieka, by mieć, posiadać, jak najwięcej i natychmiast. Chcemy powiedzieć naszemu widzowi: żyj uważnie, z pokorą, myśl. Nie jesteś pępkiem świata, przed tobą byli tu ludzie i ludzie przyjdą po tobie. Dzisiejszy świat jest pełen pokus, ale ty się nie daj, nie bądź samolubny. I żyj tak, żeby ktoś cię kochał, żebyś był komuś potrzebny i żeby zawsze był przy tobie ktoś, kto przyjdzie ci z pomocą, kiedy zbłądzisz. Nie musisz otwierać okna, to ty decydujesz, czy wpuścić diabla do swego serca".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji