Artykuły

Polony The Best

Najtrudniej zacząć - bo o ANNIE POLONY natychmiast chciałoby się napisać wszystko. O teatrze, telewizji, studentach, Swinarskim i Krakowie. Ale na raz się nie uda. Spróbuję zatem po kolei.

To jednak trudne, bo w Annie Polony mieści się tyle psychologicznych i zawodowych parametrów: radość z życia i nieustanna walka o życie z klasą. Sukces i charakter. A może jednak charakterek?

Proszę wybaczyć, że zacznę od zwierzenia osobistego, chciałbym jednak, żeby tekst o osobie tak niezwykłej i barwnej jak Polony nie był zadaniem na temat. Wyliczeniem komplementów i - ewentualnie - przygan. Żeby miał twarz aktorki.

To było kilka lat temu. Trzy, a może już cztery łata. W krakowskiej szkole teatralnej; miałem przyjemność prowadzić spotkanie ze Zbigniewem Zapasiewiczem promujące jego książkę "Zapasowe maski". Towarzyszyła nam wtedy Anna Polony: w roli gospodarza domu (prorektor PWST), ale, jak łatwo można się domyślić, rola nawet najlepszego majordomusa okazała się dla niej niewystarczająca. W ekstatycznym entree nie tylko pięknie przedstawiła nas publiczności, nie tylko opowiedziała o swoim stosunku do zawodu i aktorstwa, ale zrobiła to wszystko w sposób tak radosny, dowcipny i zawadiacki, że trudno było oderwać od niej wzrok. Wstęp w wykonaniu Anny Polony okazał się moim zdaniem najciekawszą pozycją udanego skądinąd wieczoru. Piszę o tym drobnym wydarzeniu sprzed kilku lat dlatego, że wydaje mi się charakterystyczne dla aktorstwa Anny Polony i jej osoby. Kiedy jest na scenie - zawsze przykuwa uwagę; kiedy mówi - trudno jej nie wysłuchać do końca; kiedy tupie nogą - wzbudza lęk połączony z uśmiechem.

Udział aktora w tworzeniu kultury jest niemożliwy do przewidzenia, często nieobliczalny. Zależy nie tylko od klasy ról, które zagra, ale także - może nawet w większym stopniu - od osobowości, indywidualności, która w sposób zastanawiający przenika do sfery zawodowej. Spektakl, będący przecież wizją reżysera staje się w sposób często nieodgadniony wyrazistym autografem aktora. I człowieka. Dopiero połączenie talentu scenicznego i talentu życiowego stanowi o pełni. Aktor zyskuje wówczas status przekraczający mistrzostwo zawodowe. Staje się kimś w rodzaju sumienia, oddechu albo wspólnego uśmiech". Jest autorytetem. Oczywiście to pozycja zarezerwowana tylko dla wybrańców. Na pewno dla Anny Polony.

Od zawsze zbuntowana, buńczuczna i energiczna. Inteligentna, kobieca i szczera - często do bólu. Jan Nowicki: "Hania to dynamit w małym ciałku". Nie wszyscy chcą jednak zauważyć, że dynamit Polony z reguły spała się w jasnym, konkretnym celu. Oznacza niezgodę artystki na tandetę myślową i zawodową. Polony jest przy tym chodzącą sprzecznością. Potrafi być ostra w sądach i wyrozumiała. Zdyscyplinowana w pracy, roztrzepana w życiu. Ma także wielkie poczucie humoru - również, co rzadkie, w odniesieniu do siebie. Kilka dni temu w trakcie telefonicznej rozmowy dokładnie, wręcz matematycznie wyliczyła mi podział mandatów w Sejmie, z drugiej zaś strony do politycznego wątku nieustannie wprowadzała artystyczne dygresje. Na przykład opowiadając o awanturnicy ("piękna to była kobieta, błyszczały jej oczy, chyba jakaś pomylona Serbka"), która podczas premiery "Klątwy" Wyspiańskiego w reżyserii Polony, czyli najnowszego dyplomu PWST, w trakcie przedstawienia ni stąd ni zowąd nagle zaczęła śpiewać ponurą miłosną pieśń. - Myślałam, że ją rozszarpię, no ale w efekcie tylko wyrzuciłam za drzwi - usłyszałem. - Ale pan w ogóle wie, o czym jest "Klątwa"! Pan wiedział.

PIGMALION I GALATEA

Anna Polony nigdy nie była aktorką jednej roli. Wielokrotnie udowadniała niedowiarkom, jak szeroką gamą aktorską dysponuje. Na scenie była romantyczną heroiną i mieszczańską kwoką. Polony to przecież dziesiątki bardzo różnych ról. Głównie teatralnych, ale także telewizyjnych i filmowych. Nie zwalnia tempa. Może rzeczywiście w ostatnich latach gra trochę rzadziej, ale jeżeli już pojawia się na scenie, są to z reguły role warte zapamiętania: królowa Małgorzata w "Iwonie, księżniczce Burgunda" Gombrowicza w reżyserii Grzegorza Jarzyny (1997), Selma Lagerlof w "Twórcach obrazów" Enquista w adaptacji Kazimierza Kutza (1999, 2004), wreszcie fenomenalna Sarah Bernhardt w "Kreaturze" Murella w reżyserii Agaty Dudy-Gracz (2002).

Role najnowsze sąsiadują ze starszymi - legendarnymi już kreacjami w wielkich spektaklach Swinarskiego, Wajdy, Grzegorzewskiego, Lupy, Kutza; w dramatach Krasińskiego, Wyspiańskiego, Szekspira, Mickiewicza, Brocha, Fredry. Polony to między innymi Orcio w "Nie-Boskiej komedii", Joas w "Sędziach", Młoda w "Klątwie", Helena w "Śnie nocy letniej", Kobieta / Ewa w "Dziadach", Muza w "Wyzwoleniu", Rachela w "Weselu", Erna w "Lunatykach", Orgonowa w "Damach i huzarach". Trudno wyliczyć wszystkie wielkie role teatralne Anny Polony, ustalić rozsądną hierarchię ich ważności, bo poza już wymienionymi nie sposób pominąć innych kreacji - choćby Młodej Bladej w "Żegnaj Judaszu" według Iredyńskiego, Stalli w "Fantazym" Słowackiego, Heleny we "Wszystko dobre, co się dobrze kończy" Szekspira... Artystyczna biografia Anny Polony to imponująca kronika sławy i chwały krakowskiego teatru w ostatnich kilkudziesięciu latach. Sławy - bez chały.

Polony jest rodowitą krakowianką, chociaż jej dziadek miał korzenie węgierskie. Podobno po ojcu, którego aktorka nigdy nie poznała (zmarł przed jej urodzeniem), odziedziczyła ognisty temperament i poczucie humoru. Po śmierci taty głową i karkiem domu została mama: stanowcza, ale zarazem wyrozumiała wobec życiowych pomysłów swojej pupilki. To kochającej teatr mamie Anna Polony w dużej mierze zawdzięcza wybór życiowej drogi. Wcześniej były - jak wspominała w wywiadach - marzenia o karierze śpiewaczki czy tancerki, na szczęście, również dla nas - skończyło się na aktorstwie. Jeszcze jako studentka PWST zadebiutowała w Starym Teatrze w sztuce Giraudoux "Wojny trojańskiej nie będzie", spektaklu w reżyserii Jerzego Kaliszewskiego, ale po zakończeniu studiów, w 1960 roku zaangażowała się do Teatru im. Juliusza Słowackiego, żeby po kilku sezonach przenieść się już na stałe do Starego.

W biografii artystki najważniejszy okazał się artystyczny związek z Konradem Swinarskim. To było spotkanie Pigmaliona i Galatei. "Konard ukształtował mój gust, nauczył rozumienia tekstu, ale także urody życia poza teatrem, poniekąd wyposażył mnie na całą przyszłość" - wspominała. Anna Polony zagrała w dwunastu sztukach w reżyserii Swinarskiego, z dzisiejszej perspektywy te przedstawienia to kanoniczny zapis czołowych osiągnięć dwudziestowiecznego teatru w Polsce. - Dziesięć lat pracy ze Swinarskim dało mi więcej i stanowiło większe bogactwo dla mojej artystycznej osobowości niż późniejsze trzydzieści pięć lat bez niego - mówiła aktorka dwa łata temu, w trzydziestą rocznicę śmierci reżysera. I dodawała: - Trzydzieści lat minęło od jego śmierci, a on ciągłe żyje w mojej duszy i pamięci. Żyje też to, co zaiskrzyło między nami jako artystami i ludźmi. Swinarski zmuszał publiczność do myślenia. W spektaklach nie dawał odpowiedzi na trudne pytania. On te pytania stawiał. Widz był przez niego zmuszany do drążenia tematu.

Polony była drugim reżyserem wszystkich sławnych krakowskich spektakli Konarda Swinarskiego. Jego prawą ręką. Dzisiaj, we własnych pracach reżyserskich, do których namówił ją właśnie Swinarski, a także w pracy pedagogicznej przekazuje wiedzę wyniesioną z tamtych łat. Jest przekonana, że najważniejszy jest tekst; długie, uporczywe wczytywanie się w zdania i dialogi, wyłapywanie sensów, nazywanie znaczeń i przeczuć.

To od analizy tekstu rodzi się teatr. Bez zrozumienia dramatu sztuka wyjaławia się i umiera. Pracując - żarliwie! - z kolejnymi rocznikami studentów PWST, Polony powtarza im zawsze, że aktorstwo jest kreacją wydobywaną z własnej osobowości. Aktor, który wychodzi na scenę, staje się postacią, którą gra, ale to także JEGO WŁASNA postać, bohater wydobyty z wnętrza aktora. "Także i tego nauczył mnie Konrad - mówiła w jednym z wywiadów. - Godzinami siedzieliśmy w kawiarniach, nie odzywaliśmy się do siebie, tylko uprawialiśmy podglądactwo. Dla dobra sztuki i bohaterów. On nauczył mnie patrzeć na świat i na ludzi".

Z biegiem lat, z biegiem dni

Po śmierci Swinarskiego Polony nie znalazła równie charyzmatycznego artystycznego partnera. Zawsze jednak grała u najlepszych. Wielkie wrażenie robiła na przykład jej Rachela z pamiętnego "Wesela" Wyspiańskiego, które w 1977 roku wyreżyserował Jerzy Grzegorzewski. Znakomicie porozumiała się z Andrzejem Wajdą (Ofelia w "Tragicznej historii Hamleta" Szekspira, Frade w "Dybuku" An-skiego, Jitsuko / Yasuko w "Mishimie"), w końcu u Wajdy zagrała także przełomową rolę, która nie tylko dała Polony wielką popularność, ale zarazem otworzyła nowy rozdział w jej aktorstwie. Jako Aniela Dulska w "Z biegiem lat, z biegiem dni" - współreżyserowanym przez aktorkę spektaklu, zamienionym w znakomity telewizyjny serial - Polony po raz pierwszy z taką klasą dotknęła problemu charakterystyczności. Odtąd nie obawiała się już w kinie i w telewizji pospolitości, trywialności i afektacji: - Dla mnie było to przedstawienie ze wszech miar pouczające, gdy rzeczywiście nadszedł czas pożegnania z wielkimi tragiczkami, ja już byłam zaprzyjaźniona z Anielą Dulska.

Dzisiaj chętnie pracuje z młodymi reżyserami (Arkadiusz Tworus, Grzegorz Jarzyna, Agata Duda-Gracz), ale najlepszy wspólny sceniczny język znajduje chyba z Kazimierzem Kutzem, który ofiarował Polony najważniejszą rolę w ostatnich latach -to Selma Lagerlof w "Twórcach obrazów" Per 01ova Enquista. Zapomniana szwedzka noblistka, autorka "Gósty Berling", "Jerozolimy" i "Pierścienia generała" była w ujęciu Polony władcza i antypatyczna, ale pod jej każdym szorstkim gestem ukrywały się delikatne przeczucia, depresja, a także lęk i strach przed starością - ścierający się nieustannie z młodością uosabianą przez Torę Teje (w tej roli utalentowana studentka Polony, Sonia Bohosiewicz). Selma w wykonaniu Polony to perełka. Kreacja utkana z przeczuć, intuicji, ale przede wszystkim ze świadomości użytych aktorskich środków, z pamięci wielu wspaniałych ról.

Pamiętając o teatrze często, chyba zbyt często zapominamy o telewizji i kinie. A przecież, zwłaszcza w Teatrze Telewizji Anna Polony stworzyła wiele niezapomnianych ról - choćby Wiera w "Ostatnim" Gorkiego w reż. Ireny Wollen, Stella w "Urodzinach" Whitinga w reż. Tadeusza Lisa, "Lulu" w Skizie Zapolskiej w reż. Olgi Lipińskiej, Ciotka w "Ferdydurke" Gombrowicza w reż. Macieja Wojtyszki, wreszcie tytułowa "Matka Courage" Brechta w adaptacji Laco Adamika. Trochę gorzej wiodło się Annie Polony w kinie, ale nie mogło być inaczej, skoro aktorka zawsze na pierwszym miejscu stawiała teatr, na drugim zaś Kraków. Mimo wszystko jej znakomita rola Magdy Egri w filmowej trylogii Marty Meszaros (Dziennik dla moich dzieci, Dziennik dla moich ukochanych oraz Dziennik dla mojego syna i matki) zapewniła Polony trwałe miejsce w filmowych leksykonach i szacunek kinomanów. Najważniejszą kinową kreacją Anny Polony w ostatnich latach jest krawcowa Walentyna Krajeńska w pięknych, poetyckich "Dwóch księżycach" Andrzeja Barańskiego według prozy Marii Kuncewiczowej. Walentyna w interpretacji Polony była mistrzynią kroju, szyku i smaku, a jednak jej życie prywatne nie okazało się mistrzowskie. Została sama tylko dlatego, że nie potrafiła przestać tęsknić za czyimiś "oczami czarnymi, strasznymi, przepięknymi". Rola Polony w "Dwóch księżycach" to piękny filmowy bibelot, który lśni blaskiem lepszego świata. I mądrzejszego kina.

Sceny klasyczne

Siła rozwibrowanego, różnorodnego aktorstwa Polony spełnia się dzisiaj nade wszystko w unikatowym w polskim teatrze ujęciu komizmu. Dowcipna na co dzień aktorka wie dobrze, że żadna rola nie może być wygłupem. Klasyczny tekst nie jest kabaretem, nie może być czczym żartem - jest długą, często karkołomną próbą zrozumienia siebie wobec skomplikowanej materii literackiej. Oczywiście Anna Polony potrafi także być tylko (aż) rodzajowa - taka jest na przykład jej Orgonowa w popularnych "Damach i huzarach" Fredry w reżyserii Kutza, ale najwspanialsze rezultaty osiąga wtedy, gdy komizm łączy z tragedią.

Rozbrykane bohaterki Polony często łkają wewnątrz. Śmiechem i witalnością pokrywają wstyd i zażenowanie. Tak naprawdę są bowiem kruche i bardzo delikatne. Trzeba bardzo uważać, żeby ich nie zranić. Nie zabić w nich uśmiechu. Taka była Erna Kora w "Lunatykach" Brocha w reżyserii Krystiana Lupy. Genialna rola w arcydzielnym spektaklu. Erna zadurzona w grubiańskim Eschu (Jan Frycz) była - zgodnie z literą Brocha - groteskowa, po austriacku schludna i nadpobudliwa, ale tylko nadzwyczajnemu porozumieniu reżysera i aktorki zawdzięczamy, że ta wzbudzająca na początku mieszaninę drwiny i litości postać nieoczekiwanie stawała się na naszych oczach istotnym kontrapunktem dla metafizycznie obolałego, grubo ciosanego Escha. Erna dawała Eschowi ludzką twarz; swój strach, kiedy czekając na nocną wizytę mężczyzny wizytowała własne wstydliwe rejony; swoją rozpacz, a w końcu także nienawiść.

"Lunatyków" Lupy widziałem chyba pięć razy (ostatnie spektakle były już, niestety, bez udziału Polony), zapamiętałem z tego przedstawienia wiele pięknych scen, kilka poruszających dialogów, niepokojące elementy scenografii. Oraz wielkie kreacje aktorskie: Frycza, Bienicewicz i Polony. Te role są ciągle we mnie silne i wyraziste. Nie zniknęły w odmętach niepamięci. Ocalić

(widza) od zapomnienia w teatrze, czyli sztuce rzekomo ulotnej - czyż nie na tym właśnie polega miara aktorskiego sukcesu? Annie Polony ocalić - siebie - od zapomnienia, udało się po wielokroć.

- Serio jest życie, serio może być sztuka, ale taki wieczór musi być wesoły - mówiła Anna Polony w styczniu 2006 roku, podczas jubileuszu 45-lecia pracy artystycznej. Wtedy mogliśmy zobaczyć, jak wielu ma Polony przyjaciół wśród krakowskiej i bohemy. Najczęściej są to zresztą wieloletnie przyjaźnie, które przetrwały niejedną kłótnię, długie miesiące milczenia, lata obojętności. A jednak ocalały, bo okazały się bardzo silne - silniejsze niż wszystkie zawodowe ambicje. Takie właśnie są przyjaźnie Anny Polony m.in. z Józefem Opałskim, Jerzym Trelą, Izabellą Olszewską, Kazimierzem Kutzem.

Większość najsławniejszych absolwentów wydziału aktorskiego krakowskiej PWST to studenci Polony. Wykładowcą krakowskiej uczelni została już w 1974 roku, od siedemnastu lat i dzierży tytuł profesora zwyczajnego szkoły. Jest specjalistką od klasyki, zwłaszcza od Wyspiańskiego. Opracowała i wprowadziła do programu nauczania przedmiot o nazwie "Sceny klasyczne". -Nie ma nowoczesności bez zrozumienia klasyki, podobnie jak nie ma prawdziwej młodości bez szacunku dla doświadczenia - mówi. Pani profesor Polony bywa awanturnicza, wymagająca i nieprzejednana ("kłótnie są stałym elementem procesu twórczego"), jednak zjednuje sobie studentów dobrym sercem, odwagą i szczerością. Niemal wszyscy po latach wspominają ją z podziwem. Jan Frycz: "Hanka była wykładowcą żarliwym", Krzysztof Globisz: "Polony nauczyła mnie prawie wszystkiego", a jej ulu biony student z ostatnich lat Zbigniew Kaleta na wspomnianym już benefisie na cześć Polony w Starym zaśpiewał: "Ja kocham Cię i nienawidzę", po czym rozerwał koszulę pod którą znajdował się t-shirt z napisem Polony The Best.

Moje pierwsze świadome spotkanie z aktorstwem Polony to przeniesiona do Teatru Telewizji "Lekcja" Eugene'a Ionesco w reżyserii Eliny Lo Voi. Hermafrodytyczna sroga pani-pan profesor w wykonaniu Polony była dla bardzo zagubionego czternastoletniego chłopca wielkim przeżyciem. Oczywiście tamten spektakl odbierałem wyłącznie intuicyjnie. Jako przeczucie pojęć, o których usłyszałem dopiero kilka lat później. Nic nie wiedziałem o grotesce, pastiszu albo o seksualnych inwersjach, edukacyjno-sercowej polityce: za to sporo wiedziałem już o szkole podstawowej wrażliwości, z której - tak wtedy czułem - byłem regularnie przez nauczycieli rugowany. To paradoks, że zobaczywszy w telewizji zdumiewającą, karykaturalną panią profesor, wyczułem w tej postaci więcej niż powinienem. Pomyślałem, że warto, za wszelką cenę: warto i trzeba tę wrażliwość ochronić. Spróbowałem. Chyba się udało. To była wielka lekcja - pani profesor. Dziękuję. Polony The Best!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji