Artykuły

Podróż w krainę smutku

Jej kariera, której ukoronowaniem jest znakomity album "Emigrantka", to rzadki w polskim show-biznesie dowód na to, że kluczem do sukcesu nie jest schlebianie niskim gustom, dostosowywanie się do panujących wszem i wobec reguł - o płycie Katarzyny Groniec "Emigrantka" pisze Jacek Wakar w Życiu.

Krzysztof Kieślowski pytany kiedyś, dlaczego nie lubi Ameryki, odparł: - Bo tam wszystko jest "extremely well" (fantastycznie), podczas gdy dla mnie tylko "so so" (tak sobie). Katarzyna Groniec też nie zamierza bawić się w grę pozorów.

Jej kariera, której ukoronowaniem jest znakomity album "Emigrantka", to rzadki w polskim show-biznesie dowód na to, że kluczem do sukcesu nie jest schlebianie niskim gustom, dostosowywanie się do panujących wszem i wobec reguł. Aż dziw, że artystkę - tak programowo niemodną - wydaje ciągle wielki koncern fonograficzny. Choć, oczywiście, świadczy to o dobrym guście jego szefów.

Kariera Groniec to przykład podążania w odwrotnym niż zazwyczaj się to czyni kierunku. Gwiazda "Metra" mogła przecież próbować stać się kimś na kształt kolejnej Edyty Górniak. Tymczasem nawet Studio Buffo i opieka Janusza Józefowicza okazały się dla niej nie do przyjęcia, bo stanowiły ograniczenie artystycznej wolności. Zresztą nic w tym dziwnego. Koncerty promujące "Emigrantkę" odbyły się w niewielkiej sali Teatru Ateneum, z którym stale współpracuje artystka. I to jest chyba miejsce, w którym czuje się u siebie. Śpiewając Brela, Brechta i innych tego pokroju autorów.

Groniec nie lubi, kiedy mówi się o niej: aktorka. Pamiętam świetną jej rolę w telewizyjnym przedstawieniu "Wieczory i poranki" w reżyserii Krzysztofa Babickiego. Zagrała w nim tylko z Mirosławem Baką i podołała zadaniu. Dziś twierdzi, że środowisko teatralne i filmowe jest jej obce, że nie chce bankietów, rozdawania uśmiechów i uporczywych walk o angaż. Poza tym, grając - nie czuje się pewnie. Jej światem, gruntem najlepiej wyczuwanym, jest piosenka.

Artystyczna droga Katarzyny Groniec to świadome skazywanie się na niszę. Pierwsza płyta "Mężczyźni" miała najbardziej rockowy charakter, do czego przyczynił się niewątpliwie Grzegorz Ciechowski, który jako kompozytor i producent zostawił na niej swoje piętno. Druga - "Poste restante" - była już zwrotem w stronę czystego liryzmu. Żadna nie przyniosła większego hitu. A wokalistka coraz bardziej przyzwyczajała nas do wizerunku outsiderki, z którym najbardziej jej do twarzy.

Warto przeczytać rozmowy z Groniec. Nie ma w jej wypowiedziach obowiązującego dziś optymizmu, gotowych recept na życie, opowieści o radości tworzenia. Piosenkarka nie zamierza mówić, że czuje się dobrze, skoro akurat jest na odwrót. A przy tym wydaje, że ona polubiła te swoje stany. Zaakceptowała siebie i z tym, że czuje się źle, wreszcie jest jej dobrze.

"Emigrantka" to podróż w krainę smutku. Podwójny album to dwie odsłony tej samej opowieści o rozczarowaniu światem i ludźmi, dokument powolnego, ale sukcesywnego wycofywania się artystki wyłącznie w swoje, oswojone klimaty. Na pierwszej płycie Groniec śpiewa wprost o sobie. Sama napisała większość tekstów (obok dwóch utworów Asji Łamtiuginy, jednego Salomei Kapuścińskiej i jednego tłumaczenia Lorki). A o czym śpiewa? O końcu miłości, o tęsknocie, o tym, że każdy związek kobiety i mężczyzny prędzej czy później staje się walką, wzajemnym "zagęszczaniem powietrza". I o tym, że na koniec pozostaje tylko wewnętrzna emigracja, ucieczka. Oczywiste jest, że piosenki Katarzyny Groniec są o niej samej.

Druga płyta to garść kabaretowych szlagierów m.in. Weilla, Hollaendera, Spoliansky´ego. Tym razem liryzm ustępuje miejsca suchej i pozbawionej iluzji goryczy. Z ostrych numerów, jak z porozrzucanych szczątków, tworzy się obraz świata cynicznego i zepsutego. Bohaterka Groniec znów nie ma szans na wygraną. Może tylko marzyć, że gdzieś jest wyspa szczęśliwa Youkali.

"Emigrantka" to dzieło artystki w pełni świadomej swych możliwości. To rozpisana na 20 piosenek rola kobiety zawiedzionej, która nie liczy już na nic, może poza ucieczką w fantazję. Groniec wie dobrze, że w muzyce i w teatrze (bo jej piosenki to teatr) piękno miesza się z brzydotą, czyste tony z brudem. Nie boi się nawet szarży, zachwiania melodii, ostrych zmian barwy głosu. Ale zawsze potem przychodzi ukojenie...

Katarzyna Groniec "Emigrantka", Sony Music 2004

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji