Artykuły

Słowo, które stało się Ciałem, a którego "swoi" nie przyjmują

"Cicho, cicho pastuszkowie. Kolędy Włodzimierza Nahornego" w Teatrze Małym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Bóg się rodzi, moc truchleje - te słowa przepięknej polskiej kolędy zostały przywołane w ostatnim w tym roku znakomitym programie Telewizji Trwam "Polski punkt widzenia", zawsze doskonale merytorycznie przygotowanym i prowadzonym przez Dariusza Pogorzelskiego ze znawstwem oraz niebywałą wprost kulturą, której próżno by szukać wśród dziennikarzy współczesnych mediów. To już tylko w Radiu Maryja i Telewizji Trwam wysoka kultura osobista redaktorów, dziennikarzy, osób prowadzących programy wymagana jest na równi z wiedzą intelektualną i merytorycznym przygotowaniem. Myślę, że co do tego zgodzą się nawet ci, którzy tak usilnie zwalczają te media. Wspomniane zaś wyżej słowa kolędy przywołał filozof i wielki patriota, profesor Bogusław Wolniewicz, gość Dariusza Pogorzelskiego. Profesor pożegnał widzów zawołaniem: "Proszę Państwa, Bóg się rodzi, moc truchleje - wszyscy śpiewamy na Wigilię".

Zawołanie profesora uświadomiło mi, że chyba spośród wszystkich polskich kolęd właśnie ta ma znaczenie szczególne, albowiem prócz treści stricte religijnej jest niczym hymn, który Polakom zawsze dodawał nadziei i sił na pokonanie przeciwników Kościoła, rozmaitych uzurpatorów naszej wolności, w różnych okresach naszej historii, zwłaszcza w czasach zaboru i zniewolenia przez okupantów. I tych zewnętrznych, i tych wewnętrznych. Kolęda ta, podobnie jak pieśń "My chcemy Boga", jest manifestacją naszej tożsamości chrześcijańskiej, katolickiej, ale także jest wyrazem naszego patriotyzmu. Nie bez przyczyny więc profesor Bogusław Wolniewicz wymienił właśnie tę kolędę. Piszę o tym w kontekście dwóch spraw. Pierwsza to silnie zaktywizowana ostatnio (po wyborach) nagonka na Radio Maryja i dzieła przy nim powstałe, co należy odbierać szerzej jako atak na Kościół w Polsce, odważnie głoszący prawdę i nieulegający naciskowi liberalno-lewicowych środowisk próbujących sprowadzić rolę Kościoła do tzw. kruchty (vide: nawoływanie do zdjęcia krzyży w miejscach publicznych, propozycja wykreślenia z kodeksu karnego ochrony uczuć religijnych czy kwestia egzaminów maturalnych z religii).

Sprawa druga to usilne działania na rzecz odjęcia atrybutu religijnego świętowaniu Bożego Narodzenia i próba sprowadzenia tych świąt do wydarzenia czysto rozrywkowo-komercyjnego. Ot, po prostu jest długi weekend wolny od pracy, można odpocząć, pójść na spacer, do syta najeść się na proszonym obiedzie, pooglądać telewizję. Wyznacznikami Świąt Bożego Narodzenia w różnych miejscach publicznych są oczywiście choinki ubrane w modnej tonacji bombkowej (każdego roku narzuca się inną, bo handel musi zarobić), wielu Mikołajów (najczęściej w sklepach), wystrojone witryny super- i hipermarketów etc., etc. A gdzie miejsce dla Pana Boga? Krótko mówiąc, jest "handlowanie Świętem Bożego Narodzenia" dokonane w bardzo prosty sposób: przez przesunięcie akcentów, czego zabiegani, zapracowani ludzie mogą nawet nie zauważyć.

Sytuacji narzuconego dyktatu podporządkował się również teatr. Można zaobserwować, jak z roku na rok teatr coraz bardziej odchodzi w laickość traktowania Świąt Bożego Narodzenia. To nawet za czasów komuny na scenach teatralnych w grudniu, styczniu rozbrzmiewały przepięknie wykonywane polskie kolędy. A nawet jeszcze po 1989 r., już w wolnej Polsce, też przez jakiś czas teatr nie uciekał aż tak bardzo w laickość jak obecnie. Mam przed oczami i dźwięczy mi w uszach wieczór sprzed kilku lat w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej, kiedy to na zakończenie "Wielkiej Gali Kolęd" międzynarodowe chóry przygotowane i dyrygowane przez Sabinę Włodarską wspaniale zaśpiewały po polsku razem z powstałą z miejsc widownią "Bóg się rodzi, moc truchleje...". Teatr drżał w posadach, a ja zastanawiałam się, czy nie pospadają żyrandole. Nie do zapomnienia! Ale już następnego roku i znowu następnego kolędę "Bóg się rodzi" zastąpił... hymn Unii Europejskiej wykonywany też przez międzynarodowe chóry, ale już bez śpiewu publiczności. Żal.

A w tym roku w teatrach jeszcze mniej akcentów bożonarodzeniowych, mniej pastorałek, kolęd, mniej sięgnięcia do tradycji. Jeśli gdzieś jeszcze się zdarzyły, to są to zaledwie śladowe "ilości". Wśród nich honoru domu bronił spektakl kolędowy "Cicho, cicho pastuszkowie. Kolędy Włodzimierza Nahornego" zaprezentowany w Teatrze Małym - scenie Teatru Narodowego. Ale jeśli ktoś myśli, że jest to dzieło naszej narodowej sceny, to się głęboko myli. Był to spektakl prezentowany tutaj tylko raz (na szczęście została wydana płyta), spektakl typowo impresaryjny, teatr zwyczajnie wynajął artystom salę. I nawet nie do końca była wypełniona publicznością, co nie tylko dziwi, ale i smuci. A kolędy jakże piękne, jakże wspaniale utrzymane w polskiej tradycji chrześcijańskiej, jakże z ducha i wymowy prawdziwie bożonarodzeniowe, z jakże piękną muzyką Włodzimierza Nahornego i równie pięknymi tekstami poetyckimi autorstwa Bogdana Loebla. No i oczywiście w znakomitym wykonaniu pokazującym możliwości interpretacyjne zawarte w tych utworach i doskonale wykorzystane przez wykonawców.

Spektakl ten jest - można powiedzieć - osobistą i emocjonalną wypowiedzią jego twórców, przede wszystkim Włodzimierza Nahornego i Bogdana Loebla. Ale nie tylko, bo interpretacja artystów wykonujących kolędy wnosi dodatkową emocję, osobistą wypowiedź każdego z nich. To się czuje. Wszystkie te emocje, łącząc się ze sobą, harmonijnie składają się na ten prosty, skromny jak "stajenka licha", acz niezwykły i silnie tętniący spektakl, w którym słyszymy i solowe wykonania kolęd, i duety, i tria z towarzyszeniem fortepianu i kontrabasu. A także publiczności parokrotnie, kiedyśmy wspólnie zaśpiewali tradycyjne polskie kolędy: "Przybieżeli do Betlejem", "Lulajże Jezuniu" i "Gdy śliczna Panna". Żałowałam, że nie zaśpiewaliśmy mojej ulubionej kolędy, wielokrotnie tu już wymienianej, ale i tak dobrze, że artyści dali publiczności tę przyjemność wspólnego wykonania. Kolędy zaśpiewali - i to jak! - Agnieszka Wilczyńska, Joanna Trzepiecińska-Anderman i Janusz Szrom przy wsparciu kontrabasu Andrzeja Łukasika, a przy fortepianie sam maestro Włodzimierz Nahorny. Zachwycający wieczór, pełen wzruszeń i ciepła bijącego ze sceny, pełen refleksji nad Słowem, które stało się Ciałem i którego "swoi" nadal nie chcą przyjąć. Wspaniałe przeżycie artystyczne.

"Cicho, cicho pastuszkowie. Kolędy Włodzimierza Nahornego", muzyka: Włodzimierz Nahorny, słowa: Bogdan Loebl, Teatr Mały - scena Teatru Narodowego w Warszawie (spektakl impresaryjny).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji