Artykuły

Jaki będzie rok 2008 w kulturze?

W 2008 roku doczekamy się, że wielcy kompozytorzy i dyrygenci będą przyjeżdżać do naszego kraju na wyścigi, a urzędnicy, którzy zanim zaczną wtrącać się do repertuaru teatrów i strącać kolejne głowy, zorientują się, czy nie niszczą właśnie czegoś bezcennego - o życzeniach na nowy, 2008 rok, piszą w Gazecie Wyborczej Joanna Derkaczew i Jacek Harwyluk.

Joanna Derkaczew: Koniec Odysei dyrektorskich

Polski teatr uwierzył w swoją polityczną moc. Widział się wśród bojowników o wolność słowa, wśród uzdrowicieli dyskursu publicznego i wśród ojców klęski wyborczej PiS. Tymczasem wydarzenia mijającego roku pokazują, że wobec prawdziwej polityki pozostał on całkowicie bezbronny. Z tylnych siedzeń kierowali nim swobodnie radni, wojewodowie, dyrektorzy departamentów kultury. Urzędnicy, których na widowni raczej nie uświadczysz, decydowali o zmianach obsadowych na stanowiskach dyrektorskich. Słali pisma z sugestiami zmiany repertuaru i przestrzegania poprawności obyczajowej: "Nie za ostro!", "Dość awanturniczo-buntowniczego repertuaru!", "Nie wystraszcie widzów oczekujących lekkiej rozrywki!", "Nie straćcie przychodów z wycieczek szkolnych!". Decyzje personalne podejmowali często w środku sezonu, tak by nowi kandydaci nie mieli najmniejszych szans na świadome przygotowanie dalszej pracy teatru (pozostawali ze zobowiązaniami podjętymi przez poprzedniego dyrektora, własne pomysły musieli odwlekać, bo większość ciekawszych reżyserów odmawiała z powodu pozajmowanych terminów). A gdy po kilku miesiącach zaczynali się wreszcie orientować w strukturze, stanie i możliwościach swojej instytucji, wylatywali. Dlaczego? Bo nie zdążyli przygotować spektakli przełomowych, nie odkryli nowych Kantorów, Dejmków czy Swinarskich, nie wygrali prestiżowych festiwali. To, że często musieli poświęcić sezon na odbudowanie zespołu i skompletowanie parku maszynowego, nikogo już nie interesowało.

Teatralna dyrektoriada najmocniej zatrzęsła Warszawą, gdzie zmienili się dyrektorzy czterech instytucji. Najgłośniejsza była zmiana w Teatrze Powszechnym (Jan Buchwald za Remigiusza Brzyka - powodem odwołania młodego reżysera po ośmiu miesiącach okazał się głupawy świstek wyniesiony z gabinetu kierownika literackiego). Na Dolnym Śląsku, w zagłębiu najciekawszych inicjatyw teatralnych, przez kilka tygodni huczało od kontrowersji wokół dyrektora Teatru Polskiego Krzysztofa Mieszkowskiego. Ma długi czy nie ma? Uratował zespół czy doprowadził do ponadplanowego zatrudnienia? Dał osiem premier niezłych i dobrych czy prowadzi teatr ku upadkowi? Kiepsko zorientowani w spektaklach urzędnicy wiedzieli swoje. Nie obyło się bez ulicznych demonstracji widzów przerażonych niefrasobliwością władz. Radni - "znawcy sztuki" - wielokrotnie dawali się też we znaki dyrektorom w Wałbrzychu i Jeleniej Górze.

Na nadchodzący rok można więc tylko życzyć sobie urzędników, którzy zanim zaczną wtrącać się do repertuaru i strącać kolejne głowy, zorientują się, czy nie niszczą właśnie czegoś bezcennego. Urzędników, którzy nie będą oczekiwać od instytucji kultury zysków na poziomie spółek akcyjnych. Których jedyną receptą na "poprawę" sytuacji nie będzie odwołanie dyrektora. Którzy zdobędą kwalifikacje menedżerów kultury i ułatwią artystom zdobywanie funduszy na udział w projektach międzynarodowych. Urzędników partnerów zamiast ślepych nadzorców.

Jacek Hawryluk, Polskie Radio: Zimerman zamiast Rubika

To nie będzie rok zmian, rewolucji, nagłej miłości do muzyki poważnej publiczności oraz "urzędników" i menedżerów kultury. Nic przynajmniej na to nie wskazuje. Pomarzyć jednak można.

Koncerty, spektakle, festiwale - tym na co dzień żyją melomani. Wprawdzie w strefie Schengen nic nie stoi na przeszkodzie, by rozwijać turystykę muzyczną, nie ma jednak powodów, by ci najwięksi nie przyjeżdżali na koncerty do Polski. A więc Krystian Zimerman nie odwołuje kolejnego występu, Simon Rattle przyjeżdża z Szymanowskim, Martha Argerich i Maurizo Pollini odbywają sentymentalne tournée po kraju, w którym przed laty zdobywali pierwsze laury, Wiedeńscy Filharmonicy ogrywają nowy repertuar w polskich filharmoniach. W Warszawie słuchamy tych wszystkich, którzy dzień wcześniej występowali w Berlinie...

W Operze Narodowej Janusz Józefowicz prosi o zdjęcie z afisza swojej inscenizacji "Krakowiaków i górali" Kurpińskiego, bo jak tłumaczy, "nie miał czasu się do nich przyłożyć". Dyrektor Pietkiewicz z entuzjazmem zgadza się. W TWON powstają spektakle na europejskim poziomie, o których się dyskutuje, które inspirują, wzbudzają emocje, a nie tylko zażenowanie.

Festiwale mnożą się jak grzyby po deszczu, artyści mają gdzie grać, organizatorzy nie martwią się o to, czy dostaną na czas wsparcie finansowe urzędników czy sponsorów.

Na polskich płytach dokumentowana jest muzyka polska (w zakończonym Roku Karola Szymanowskiego albumy z jego kompozycjami można policzyć na palcach jednej ręki). Na DVD rejestrowane są najważniejsze wydarzenia koncertowe i operowe. Do Zimermana, Anderszewskiego i Blechacza mających stałe zagraniczne kontrakty płytowe dołącza świeża krew znad Wisły: Aleksandra Kurzak, Jakub Jakowicz, Łukasz Borowicz. Zapracowany Walerij Giergiew rezygnuje z prowadzenia London Symphony Orchestra i przekazuje stery swemu asystentowi Michałowi Dworzyńskiemu. Łukasz Borowicz zostaje dyrektorem Opery Narodowej, zaś Marc Minkowski przenosi siedzibę Muzyków z Luwru do Krakowa, a przy okazji zostaje szefem orkiestry Sinfonia Varsovia.

W lutym 2008, na rok przed setną rocznicą śmierci Mieczysława Karłowicza, Sejm ogłasza Rok 2009 Rokiem Karłowicza i za kilka miesięcy znamy harmonogram jubileuszowych obchodów. 1 marca 2008, w dniu urodzin Fryderyka Chopina, NIFC i MKiDN przedstawiają strategię działań Roku Chopinowskiego 2010, tak by 200. rocznica urodzin Chopina była największym od lat świętem jego muzyki i największą, jak dotąd, promocją kultury polskiej za granicą. Na dwa lata przed "godziną zero" wiemy o roku 2010 wszystko lub prawie wszystko. Tym samym przygotowania do Roku Chopinowskiego przyćmiewają stan gotowości przed Euro 2012.

A o wszystkim tym donosi TVP, ponownie wprowadzając do ramówki niemal całkowicie wyrugowaną muzykę poważną, bo Piotr Rubik pożerający przeznaczony na klasykę czas stawia takie warunki finansowe, których telewizja publiczna spełnić nie może.

Nierealne?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji