Artykuły

Juliusz Cezar bez katharsis

"Juliusz Cezar" w reż. Remigiusza Brzyka w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Maghdalena Talik w portalu Kultura online.

Szekspirowską opowieść o żądzy władzy Remigiusz Brzyk wpisał we współczesny kontekst. Rzymscy senatorowie mogliby swobodnie zasiadać w polskim parlamencie. Szkoda tylko, że w "Juliuszu Cezarze" zabrakło napięcia, jakie towarzyszy przetasowaniom na partyjnym Olimpie.

W sztuce ze swojego dojrzałego twórczego okresu Szekspir poruszył temat narastającej żądzy władzy i spowodowanej nią walki o dominację. Co ciekawe, sam Juliusz Cezar jest w tekście postacią bynajmniej nie najważniejszą, zwłaszcza, że dość szybko zostaje zgładzony rękami senatorów (w tym słynnego Brutusa).

Uwagę Szekspira zwraca raczej zdrajca Brutus i jego poplecznicy. Reżyser Remigiusz Brzyk (jeden z najbardziej utalentowanych studentów Krystiana Lupy) nie marginalizuje w spektaklu Teatru Polskiego we Wrocławiu roli Juliusza Cezara (Andrzej Mrozek).To może i starzejący się dyktator, ale o jasnym umyśle, sile woli, charyzmie, nie dostrzegający jednak, że jego czas się skończył, a poparcie zmalało.

Dawni zwolennicy zamienili się we wrogów, zwłaszcza porywczy Kasjusz (Wiesław Cichy) i zrównoważony Brutus (dobry Wojciech Ziemiański). Kiedy przyjdzie pora na zmianę opcji rządzącej, to oni uderzą pierwsi.

Jest też Marek Antoniusz (świetny Michał Majnicz), który rozpacza po Cezarze, ale chce żyć, więc musi iść na ugodę z Brutusem i sprzyjającymi mu senatorami. Zresztą Antoniusz w realizacji Brzyka to bodaj najbarwniej zbudowana postać. Typowy polityk, elastyczny, skłonny do błyskawicznej zmiany poglądów, by pozostać u władzy. Trudno nie dostrzec w nim podobieństw choćby do polskich parlamentarzystów, dla których transfer do innej partii oznacza utrzymanie się w siodle. O oporach wynikających ze zmiany strony sceny politycznej nikt nie myśli.

Po czterystu latach wciąż zaskakuje u Szekspira dalekowzroczność i umiejętność opowiadania o ludzkich namiętnościach. Największą z nich w "Juliuszu Cezarze" jest chęć posiadania władzy. Brutus musi przegrać, bo taka jest kolej rzeczy. Wygrywa młodszy i bardziej "głodny" Oktawiusz (Mariusz Zaniewski).

"Juliusz Cezar" to zdecydowanie męska rozgrywka, kobiece role Szekspir mocno ograniczył i wydaje się, że Brzyk nie miał na nie pomysłu. Żona Cezara - Kalpurnia (Elżbieta Czaplińska) przypomina mechaniczną lalkę, żona Brutusa - Porcja (Monika Bolly) jest z kolei emocjonalnie rozchwiana, tragiczna jak antyczne heroiny. Problem w tym, że w świecie garniturów i zapiętych na ostatni guzik drogich koszul takie sentymenty sprawiają wrażenie anachronicznych.

Ciekawie rozwiązał Brzyk sprawę przestrzeni. Publiczność wrocławskiego spektaklu siedzi na scenie, aktorzy grają na widowni, wśród pustych rzędów. Role zostały sprytnie zamienione, byśmy zarazem widzieli i byli widziani. Zresztą vox populi jest tu znaczący (jak w starożytnym Rzymie). Tyle tylko, że dzisiejsi obywatele oglądają Cezara a potem jego zabójców na ekranie telewizora. Śledzą ich przemówienia i tajne spotkania obozów rządzących z emocjami, jakie towarzyszyły Polakom podczas oratorskich popisów członków komisji śledczych.

Minusem "Juliusza Cezara" jest brak napięcia. Cóż z tego, że bohaterowie mówią o sprawach ważnych, skoro one nie wywołują w nas żadnego katharsis. Inaczej niż roszady w korytarzach przy Wiejskiej. A może po prostu męczy nas już polityka?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji