Artykuły

Singer nie tylko dla dzieci

"Opowiadania dla dzieci" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.

W polskim teatrze pochłoniętym od lat polityką nie było dawno tak dobrego spektaklu jak pełne humoru i prostej mądrości "Opowiadania dla dzieci" w reżyserii Piotra Cieplaka.

Na scenie Teatru Narodowego w Warszawie w przedświątecznym tygodniu pojawiła się wielka literatura w znakomitej reżyserii i świetnym wykonaniu - "Opowiadania dla dzieci" Isaaca Bashevisa Singera w reżyserii Piotra Cieplaka.

Po przecenionym "Słomkowym kapeluszu" Labiche'a sprzed paru lat, beztroskiej farsie, którą Cieplak zmienił w ponury egzystencjalny dramat, po upiornej przeróbce "Wesela" na teatr politycznie zaangażowany, można było odnieść wrażenie, że albo ten reżyser nie ma poczucia humoru, albo kocha stan luksusowego cierpienia. Premiera w Narodowym udowodniła, że Cieplakowi poczucie humoru obce nie jest, a gdy je uruchomi - na scenie mamy perełki scenicznego żartu. Cieplak zdobywa publiczność od pierwszych scen tego przedstawienia, od pierwszej opowieści Singera - tej o potopie. Od zbiorowej sceny z aktorami opowiadającymi o zwierzętach, w które się wcielają. Ale nie ma tu tandetnych przebieranek, kiczowatego udawactwa. To raczej ludzka menażeria ze swoimi przywarami.

Jest w tych "Opowiadaniach dla dzieci" kilka scen z najlepszej komedii - choćby leń i nierób grany przez Krzysztofa Stelmaszyka przewalający się na wersalce i lądujący gębą w obskurnej miednicy. Waldemar Kownacki jak wyrośnięte dziewczę na wydaniu o imieniu Nędza, w kwiecistej spódniczce odkrywającej owłosione nogi i w upiornej peruce. Nie brakuje też przewrotnego żydowskiego humoru - jak w opowiadaniu o bogaczu, który za radę, jak stać się nieśmiertelnym, postanowił zapłacić dopiero wówczas, gdy się przekona ojej skuteczności.

Blisko już w tej opowieści do wielkiej tradycji szmoncesu kwitnącego w Polsce międzywojnia. Przezabawna jest też sceniczna oprawa - Jerzy Łapiński spoczywający na łożu wystylizowany jest na wschodniego nababa, a nie na zwykłego bogacza z ubogiego Chełma. Cieplak bawi się w swoim przedstawieniu żywiołem czystej teatralności, scenicznym skrótem, rekwizytem, a wreszcie ogromną maszynerią Teatru Narodowego. Zapadnie i wyciągi stają się ulicami Nowego Jorku, mostem Brooklińskim, na scenę wjeżdża ów monstrualny kadłub transatlantyku... Teatr Narodowy ma - jak wiadomo -ogromne możliwości.

Cała ta maszyneria byłaby jednak kompletnie bezużyteczna - gdyby nie aktorzy. "Opowiadania dla dzieci" są przez cały niemal czas wielką sceną zbiorową. Są w niej oczywiście soliści, ale nie ma gwiazdorowania, niemądrych solówek, niepotrzebnego wybijania się ponad resztę zespołu. Nie oznacza to przecież, że premiera i przedstawienie tuż po niej było stanem idealnym. Jeszcze w kilku miejscach warto było skrócić niektóre pantomimiczne sceny, skontrolować rytmy scenicznych działań, ale nie należy narzekać. Cieplak porzucił ponuractwo, pokazał piękne przedstawienie oparte na literaturze jednego z największych żydowskich pisarzy - dalekie jednak od "cepelii z judaikami", którą zachłystywały się polskie teatry kilkanaście lat temu, odrabiając wówczas lata przymusowego milczenia o Zamordowanym Narodzie. Dziś ta kultura powróciła. Ale w swoim właściwym wymiarze.

Mamy w Narodowym piękne i mądre przedstawienie o jasnym przesłaniu: miłość jest rzeczą najważniejszą, ona jest motorem świata. Że to banalne? Tylko pozornie. W polskim teatrze od kilku dobrych lat pochłoniętym politycznym zaangażowaniem i łechtaniem nie najlepszych gustów - te "Opowiadania dla dzieci" niosą ulgę swoim człowieczeństwem. Czy to spektakl rzeczywiście tylko dla dzieci? Nie. Także dla każdego umiejącego rozbudzić w sobie wrażliwość dziecka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji