Artykuły

Głębia pozoru

"Trans-Atlantyk" w reż. Lecha Raczaka w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Ocenia Błażej Kusztelski w Gazecie Poznańskiej.

Trans-Atlantyk na scenie gnieźnieńskiej w reżyserii Lecha Raczaka to spektakl bardziej efekciarski niż efektowny, raczej wieloznaczny niż wieloznaczeniowy. W dodatku ze zbyt uwypuklonym teatralnie wątkiem homoseksualnym.

Ale jest to zarazem przedstawienie precyzyjnie skonstruowane, któremu nie brak rozmachu inscenizacyjnego i dynamicznych scen, aktorsko zdyscyplinowane, w dodatku z kilkoma wyróżniającymi się rolami (Gonzalo - Wojciech Siedlecki, Gombrowicz -Bogdan Ferenc, Kobrzycki - Andrzej Marciniak i Ignac - Łukasz Brzeziński). Także przedstawienie wyraziste ruchowo i niebanalne plastycznie. Z aluzjami zarówno do naszych romantyków, jak i Schulza czy Witkacego. A nawet do paryskiego Ślubu Rosnera (patrz: walizka jako stały element na proscenium). Według reżysera Jest to zarazem przedstawienie odbiegające w sposób istotny od formy i charakteru Trans-Atlantyku, zrealizowane właściwie według lub na kanwie utworu Gombrowicza. Bardziej w stylu reżyser ma pomysły i chce być głębszy niż autor. W efekcie portretuje ono bliżej nieokreśloną rzeczywistość, stanowiąc parabolę jakiejś pseudouniwersalnej polskości. Reżyser inaczej rozkłada akcenty, rezygnuje z wyrazistego opowiedzenia fabuły, FORMĘ gawędy sarmackiej zastępuje kreacyjno-groteskowym moralitetem, a kpinę, satyrę i karykaturę - raczej tonem serio, podszytym z lekka szyderstwem. Ojczyzna zakiełbasiła się w swoich pozach, a synczyzna sprostytuowała za sprawą obcości, utożsamianej z użyciem i rozwiązłością - zda się sugerować reżyser. Wprawdzie dochodzi do powrotu na łono, smętnego zbratania ojczyzny z synczyzną (sztywnej tradycji z wolnością młodości), ale Polska pozostaje groteskowym przedmurzem. Rząd obutych nóg sterczących ku górze w finale nie pozostawia wątpliwości: stanowi formę, która symbolizuje populistyczną zaściankowość, rodzaj narodowo-ideowej misji.

Próba usilnego aktualizowania tekstu Gombrowicza zapewne skończyłaby się płaskim kabaretem politycznym, ale próba uniwersalizacji, której dokonuje Lech Raczak, także prowadzi na manowce. Sens bowiem przedstawienia dławi się w oparach -również dosłownie, jako że przydymia się na scenie gęsto, często - dość pokrętnej metaforyki (także z odległymi - jak mi się wydaje - odniesieniami do Szewców i Operetki).

Cokolwiek by jednak nie rzec, szkoda, że dwóch ostatnich premier gnieźnieńskich: Szewców i Trans-Atlantyku nie można zaprezentować w Poznaniu. W prastolicy będą przecież rzadko grywane. Dlatego warto wybrać się na oba. I jeszcze jedno: czyżby w Roku Gombrowicza Trans-Atlantyk był jedyną premierą autora Ferdydurke na scenach Wielkopolski?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji