Artykuły

Cezar?

Spektakl nie jest porywający. Jednak z każdą chwilą uderza skromność, z jaką reżyser ujawnia swoje interwencje - o spektaklu "Juliusz Cezar" w reż. Remigiusza Brzyka w Teatrze Polskim we Wrocławiu pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.

Nie ma nic odkrywczego w stwierdzeniu, że spektakle, które w interpretacji nie wykraczają poza linię wyznaczoną przez autora dramatu zazwyczaj kończą się klęską. Wielokrotnie potwierdzały to również inscenizacje tekstów Shakespeare'a. Jednak "Juliusz Cezar" w reżyserii Remigiusza Brzyka zaprzecza tej tezie. Z jednej strony Brzyk precyzyjnie obrazuje kolejne sceny z tekstu, nie dokonuje żadnej wywrotowej zmiany w relacjach między postaciami, z drugiej niepozornie i stanowczo kreuje świat dramatu.

Scenografię spektaklu stanowi teatr. Widzowie siedzą na scenie, a aktorzy mają dla siebie proscenium, amfiteatr widowni i pierwszy balkon. Teatr jest sejmem, który po morderstwie Cezara i upadku Antoniusza, senatorowie zakryją plastikową płachtą. Symbol demokracji zostanie w ten sposób odrzucony, odłożony na półkę, by czekał ponownie na swój czas. Metalowa kurtyna, przewrotnie dzieli światy spektaklu. Po jednej stronie puste krzesła widowni, po drugiej ulica (doskonały pomysł Justyny Łagowskiej, by ułożyć podłogę z paczek związanych gazet) i dom Brutusa. Dystans i intymność.

Aktorzy (wszyscy w garniturach) biegają po ogromnej widowni, rozmawiają między rzędami. Zachowują kontakt między sobą, ale zupełnie nie mają go z widzami. Jednocześnie Brzyk ustawił widzów tak, by siedzieli za plecami przemawiających senatorów w sejmie, jakby chciał zasugerować, że wciąż największa siła drzemie w społeczeństwie. Wiele jest podobnych przesunięć. Część scenografii stanowią również dwa ogromne ekrany, na których nieustannie wyświetlane są zdarzenia na foyer (czyli korytarzach Kapitolu) - aktorzy dyskutują, palą papierosy, żartują, tam również w końcu szykują zamach na Cezara. Kamera uzupełnia obraz na scenie. Gdy Brutus chodzi po scenie w transowym rytmie, myśli o planie zamachu, na ekranach widać potężne zbliżenie twarzy Juliusza. Na ekranach wyświetlają się również późniejsze zamieszki na ulicach, przemówienia kolejnych polityków, niekiedy nawet widzimy zwykłych obywateli, oglądających relacje telewizyjne. Ten brak konsekwencji zaburza sensy spektaklu, spowalnia rytm. Niespójny jest również obraz społeczeństwa - raz widzimy walczący z policją tłum, raz tępo wpatrujący się w ekran telewizora. Być może lepiej dla spektaklu, gdyby w ogóle zrezygnować z tego wątku i rozegrać dramat Shakespeare'a tylko na płaszczyźnie wielkiej polityki.

Aktorzy dostali zadanie niełatwe. Musieli dokładnie wyczytać swoje postaci z dramatu, stworzyć je zgodnie z literą tekstu, niczego nie dodając. Z tego zadania wybrnęli Wiesław Cichy jako Kasjusz (tautologia słów i gestów świetnie uwypukla jego hipokryzję i histerię działania), Michał Majnicz (przekonujący Antoniusz w mowie żałobnej po Cezarze) i Wojciech Ziemiański, jako rozważny i konsekwentny Brutus. Pozostali stanowią jedynie tłum, posłusznie podążający za Kasjuszem i wypełniający plan zamachu. Również Andrzej Mrozek w tytułowej roli poprzestał na swoich walorach fizycznych - (z racji wieku) powolnego kroku i nieco infantylnego głosu. Jego Cezara nie ma, ale dzięki wspomnianej trójce aktorów, obmyślających spisek, jest władza, która dzień po Idach marcowych miała mu przypaść w udziale. Kobiety w spektaklu Brzyka to stereotypy - odsunięte od wielkich decyzji i życia politycznego swoich mężów. Kalpurnia, żona Cezara, próbuje ustrzec go przed śmiercią, zabraniając wychodzenia z domu w pamiętny dzień, ale jej słowa niewiele znaczą, gdy po męża przychodzą polityczni gracze. Również Porcja (żona Brutusa) na próżno domaga się szczerości ze strony męża. W efekcie jej śmierć nie absorbuje Brutusa w obliczu śmierci Cezara.

Spektakl nie jest porywający. Jednak z każdą chwilą uderza skromność, z jaką reżyser ujawnia swoją interwencję. Dramat o żądzy władzy i rodzącej się desperacji do jej przejęcia na pewno kusi, by mocno zaadaptować wizję Shakespeare'a. Być może właśnie w tym tkwi ryzyko, które podjął Brzyk? Zamiast przekazać swoją inscenizacją główną myśl tekstu i obudować ją własną wizją, podał wielkiemu pisarzowi mikrofon, by jego słowa stały się na nowo słyszalne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji