Artykuły

Wrocław. Walczą o dyrektora Teatru Polskiego

Wrocławski Teatr Polski przeżył już wielki pożar i odrodził się z popiołów. Teraz znów stanął w ogniu... walki. Walki o swojego dyrektora.

O co chodzi? Otóż Urząd Marszałkowski strzela piorunami w Krzysztofa Mieszkowskiego, dyrektora Teatru Polskiego (z zaledwie rocznym stażem), który znalazł się na spalonym. Uwaga, przy wymianie ognia może zająć się scena! W efekcie będziemy mieli "spalonego" dyrektora ze "spalonego" teatru.

To mógłby być całkiem niezły temat na sztukę. Momentami mocno groteskową. Pamiętamy jeszcze ubiegłoroczne, histeryczne poszukiwania przez urzędników nowego dyrektora wrocławskiego teatru, który miał przejąć schorowanego "pacjenta" (czytaj: drugą co do wielkości scenę w kraju) po Bogdanie Toszy. Wszyscy kandydaci odmawiali. Łącznie z Andrzejem Sewerynem i Wojciechem Pszoniakiem na czele. Zespół teatru był skonfliktowany, kasa świeciła pustkami. W końcu, rzutem na taśmę, tuż przed rozpoczęciem sezonu, we wrześniu 2006 roku nowym dyrektorem został Krzysztof Mieszkowski, redaktor "Notatnika Teatralnego".

Już na starcie miał wielu przeciwników i właściwie zero czasu na zaplanowanie nowych premier. Ale miał też swój plan. I ambicje. Być może za duże... Zaprosił do współpracy cenionych reżyserów z Gadi Rollem z Izraela i Przemkiem Wojcieszkiem na czele. W sumie udało się zrealizować sześć premier, z lepszym lub gorszym skutkiem. W każdym razie "pacjent" zaczął oddychać świeżym powietrzem.

Nastąpił jednak nagły zwrot akcji. Niedawno Urząd Marszałkowski, któremu podlega wrocławska scena, przeprowadził w teatrze dwie kontrole finansów. Te wykazały dług w wysokości 1,4 mln złotych. Zaczęło się skrupulatne wyliczanie artystycznej "nonszalancji", jaka rzekomo miała się dokonywać pod okiem Mieszkowskiego. Dowiedzieliśmy się na przykład, ile kosztowały slipy, które zagrały w spektaklu Przemka Wojcieszka i stanik Triumpha.

Krzysztof Mieszkowski znalazł się pod obstrzałem. On sam broni się, że znaczna część oszacowanego przez urzędników długu jest fikcyjna (że to tzw. dług amortyzacyjny). W obronie dyrektora murem stanął zespół teatru. Poparli go również znani reżyserzy z Janem Klatą na czele, dyrektorzy innych scen (m.in. Grzegorz Jarzyna) i ludzie sztuki (m.in. Krystian Lupa i Mariusz Treliński). Dzisiaj marsz w obronie Krzysztofa Mieszkowskiego organizują we Wrocławiu studenci tutejszych uczelni.

Decyzję w sprawie dyrektora ma podjąć nowy minister kultury, Bogdan Zdrojewski. Nie znam się specjalnie na finansach, ale wiem, że bez pieniędzy, licząc każdy grosz, nie da się robić wielkiej sztuki. Wiem też, że rok to za mało, by podnieść tak bardzo wyczerpanego "pacjenta" z zapaści. Poza tym nie zmienia się dyrektora w połowie sezonu.

W trakcie spektaklu "Śmierć podatnika" [na zdjęciu] pada takie zdanie: - Rozumiemy, że ktoś może nie lubić dyrektora Mieszkowskiego, ale żeby go od razu wysadzać w powietrze!

No właśnie. Spektakularny wybuch w tej sytuacji raczej nie jest wskazany. Tym bardziej, że przy okazji można podłożyć bombę pod teatr.

Manifestacja studentów

Dzisiaj w obronie dyrektora Mieszkowskiego manifestować będą we Wrocławiu studenci tutejszych uczelni. Początek marszu o godz. 11 pod pomnikiem Aleksandra Fredry w Rynku. Stamtąd manifestanci ruszą pod budynek Urzędu Marszałkowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji