Artykuły

Borat się kłania

"Śmierć podatnika" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Mariola Szczyrba w portalu Kultura online.

Słynny Borat idealnie odnalazłby się w najnowszym spektaklu Teatru Polskiego we Wrocławiu - "Śmierć podatnika". Ktoś by go na pewno "przeleciał" albo przynajmniej "zrobił mu loda". Uwaga, sztuka tylko dla dorosłych!

"Śmierć podatnika" Pawła Demirskiego w reżyserii Moniki Strzępki to farsa w klasycznym wydaniu. Mamy tu slapstickowe tricki: rzucanie tortem, ślizganie się na skórce od banana i gagi w stylu Filipa i Flapa, a raczej wspomnianego już Borata (męskie stroje kąpielowe zapewne od tego samego projektanta). "Bluzgi" leją się ze sceny szerokim strumieniem. Sporo jest "posuwania", "bzykania", "obciągania", "pierdzenia"... I żartów typu: "Czym się różni dziewczyna od ryby? Ano tym, że ryba bierze do buzi przed poderwaniem" - pada odpowiedź.

Śmieszne? Mhm... Jeśli nie przepadacie za tego typu "fizjologicznym" i "klozetowym" humorem, szczególnie na scenie, "Śmierć Podatnika" może się dla was skończyć pogrzebem. Jeśli jednak dacie uwieść się farsowej konwencji, okryjecie w sztuce Demirskiego pewien urok i co tu dużo mówić - sporo prawdy o współczesnym świecie.

Rzecz dzieje się w Republice Bananowej, w której rządzi dyktator i jego doradcy (minister finansów i gwiazdor-superbohater), a jego podatnicy (patrz: również my) są ciemną masą, łupioną i wykorzystywaną, ile wlezie.

Pewnego dnia, podczas Święta Brania Kredytów w republice pojawia się inny dyktator - O Muerte wraz ze swym bezwzględnym ekonomistą. Sytuacja robi się napięta, szykuje się zamach stanu...

Demirski bezlitośnie wyśmiewa zdobycze liberalizmu i demokracji. Politycy są żądnymi władzy i bogactwa prymitywami, którzy po prostu potrafią lepiej ustawić się od innych. Co się liczy? - Dziwki, wóda i jacuzzi - mówi O Muerte (Marian Czerski), przypominający Kadafiego. A podatnik ma wszystko gdzieś. Snuje się i marudzi. Zresztą u Demirskiego nikt nie chce być podatnikiem. Tak jak nikt nie chce być frajerem.

Autor sztuki sprawnie żongluje zwrotami żywcem wyjętymi z politycznego żargonu ("Nie pytaj, co państwo może zrobić dla ciebie. Zapytaj, co ty możesz zrobić dla państwa"; "Wszyscy jesteśmy umoczeni w grzechu wolnego rynku"). A "neoliberalny raj gospodarczy" w jego wydaniu przypomina raczej telewizyjny sitcom, w którym co chwilę ktoś wykłada się na skórce od banana, niż prawdziwe państwo.

Nasz świat zalewa głupawa, popkulturalna papka, a my sami nie potrafimy się w niej odnaleźć. W spektaklu Strzępki pojawia się Superbohater w stylu Batmana, Kermit z "Muppet Show" rozdaje autografy, a Angelina Jolie vel Lara Croft chce zbawiać świat. Jest nawet Bono, który śpiewa słynny przebój "One", po tym jak politycy wywalili w powietrze 200 tysięcy ludzi (czytaj: podatników). Oczywiście przez przypadek.

Całość wygląda jak wielki informacyjny śmietnik, w którym sami na co dzień wegetujemy, zmieniając kanały w telewizorze. Nie ma czasu na myślenie. - Inni zrobią to za nas - zdaje się ostrzegać Strzępka.

W duchu śmietnika przygotowana została również scenografia. Na scenie mamy Bananową Republikę: sztuczne palmy, kanapę z Ikei, toi toi z Matką Boską Plastikową na dachu i automat z Pepsi. Kawałek naszej globalnej wioski w krzywym zwierciadle.

W klimacie slapsticku świetnie odnaleźli się aktorzy Teatru Polskiego. I choć często balansują na granicy dobrego smaku, pokazują gołe tyłki i szermują wywalonymi językami rodem z marnego kabaretu, za każdym razem wychodzą z tego obronną ręką.

Tempo akcji "Śmierci podatnika", zawrotne niczym pilot od naszego telewizora, może przyprawić widza o palpitację serca. Niestety, pojawiają się dłużyzny. Ten sam kawał powtarzany kilka razy, w końcu przestaje być zabawny. Nawet u Borata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji