Artykuły

Sny na scenie (fragm.)

"Ślub" Gombrowicza po 30 latach teraz dopiero doczekał się polskiej prapremiery na scenie zawodo­wej choć reżyser Jarocki pracuje nad nim już po raz trzeci (w r. 1960 ze stu­dentami w. Gliwicach, w r. 1972 w Zurichu). Zafascynowała go widać forma dramatu-snu i możliwości kreacyjne twórcy teatru. A rzecz jest właśnie o tworzeniu, tworzeniu świata przez czło­wieka. Henryk, polski żołnierz, wal­czący na froncie we Francji śni o ro­dzinie w Polsce, o narzeczonej, znajo­mych kątach i ludziach. Sen ten staje się projekcją jego lęków, tęsknot, wspo­mnień, marzeń, pragnień, odbiciem skomplikowanej świadomości. Bohater śni - a jednocześnie wie o tym, że śpi. Postacie snu działają niezależnie a rów­nocześnie zgodnie z jego wolą. Sen, nie­odpowiedzialna mara - a przecież to kształt jego życzeń; może więc także lustro prawdziwej, skrytej osobowości?

Autora pasjonuje problem ludzkich relacji. Wzajemnej gry, masek, wzajem­nego, oddziaływania, przetwarzania, zmienności form i układów. Człowiek jest w oczach drugiego człowieka, po­przez drugiego człowieka, poprzez zbio­rowość. W świecie snu - jak w rzeczy­wistości - mieści się wszystko: niskie instynkty, trywialne gesty, wzniosłe uczucia, pragnienie czystości, godności. Ojciec, Matka na gruzach spalonego do­mu prowadzą karczmę, ukochana Mania stała się teraz dziewką służącą do wszy­stkiego, pijana czereda usiłuje poniżyć najbliższych. Henryk hołdem czci, ry­tualnym zgięciem kolana czyni ojca nie­tykalnym królem. Siła wiary w war­tość człowieka, moc króla ma przywró­cić znowu czystość i piękno zbrukanej dziewczynie. Symboliczny ślub odmiany, godny, zatwierdzony w porządku ojca-króla-Boga zostaje raptem przez Henry­ka odrzucony. Sam chce go sobie udzie­lić. Sięga po moc kreacyjną, moc two­rzenia człowieka i wartości, ludzką boskość. Ale jego siłę muszą potwierdzić posłuszeństwem, wiarą, pokorą - inni. Bez swego odbicia w zbiorowości jest niczym. "W tym kościele ziemskim duch ludzki wielbi ducha międzyludzkiego" - powie Gombrowicz. W decydującym momencie przemyślna konstrukcja two­rzona przez człowieka wali się. Ślub się nie odbędzie. Jest natomiast pogrzeb przyjaciela.

Przedstawienie klarowne, czyste, kon­sekwentne. Sztuczność, dziwność majaków, zaskakująca płynność zmian a równocześnie logika zdarzeń, prawidło­wość procesów, oparcie o doświadczenia normalnego życia. Zharmonizowana sce­nografia, efekty muzyczne, układy pantomimiczne, gra całego zespołu. Piotr Fronczewski stworzył postać Henryka z talentem i trafnym wyczuciem zmiennej granicy sztuczności i realności. Wolę go jednak w momentach liryzmu, tęsknot, niepewności, lęku - niż we wcieleniu tyrana. Prosto, naturalnie, przyjacielsko sekunduje mu Władzio (Wojciech Po­kora), a mocno, z wyrazem i inteligent­nie Pijak - Zapasiewicz. Bezbłędnie wto­pieni w atmosferę majaczeń sennych są Rodzice (Ryszarda Hanin i Józef Nowak), Mańka (Jankowska-Cieślak). "Ślub" niegdyś byłby rewelacją. Teraz jest ciekawym, kulturalnym przedsta­wieniem. Cieszy odrobienie zaległości wobec Gombrowicza, cieszy dobry wieczór teatralny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji