Artykuły

Penis niezgody

- Po próbie Krystyna Janda zaprosiła moją menadżerkę Monikę do gabinetu, a później zaprosiła mnie i powiedziała, że nastąpiły pewne zmiany. Tego nie ma, tego nie ma, to wycina. Nie będzie nic, reklamy z Jezusem, żadnych pikantnych scen - mówi RAFALALA.

"Transwestyta to Adam, któremu Bóg nie wyjął żebra" - trudno o bardziej obrazową definicję osoby rozpiętej emocjonalnie pomiędzy płciami. Fizycznie mężczyzna, psychicznie kobieta, prywatnie artystka, wizualnie "dobra dupa" - Rafalala staje się coraz popularniejsza dzięki odważnej twórczości teatralnej i literackiej.

Gdybyś miała napisać książkę pod tytułem "Żywot transwestyty poczciwego", to o czym by ona była? Co ten transwestyta tak właściwie robi?

- To zależy jaki transwestyta, prawda? Bo są transwestyci, którzy przebierają się, żeby pobudzić się seksualnie. Są transwestyci, którzy mają żony; muszą być bardzo delikatni, żeby nie zniszczyć swoich rodzin. Przychodzą oczywiście na wspólne trans party, ale muszą bardzo uważać. Są w końcu osoby które nie czują się ani transseksualistami, ani tak do końca transwestytami - tak jak ja. Jestem pomiędzy. I na czym polega moje życie?

Myślałaś o kompletnej zmianie płci?

- Nie czuję konieczności przeprowadzenia takiego zabiegu. Widziałam już kilka osób "spod noża": zdjęcia, opisy relacje. Może gdyby medycyna w Polsce była lepsza? Nie zaryzykuję utraty przyjemności seksualnej.

Czyli rekonstrukcja organów płciowych to, nie przymierzając, prowizorka?

- Tak. To jest atrapa. Niby mężczyzna obcujący z kobietą po operacji nie czuje różnicy, ale jej odczucia są ponoć fatalne... Teoretycznie można się mentalnie "zaprogramować", zakodować sobie, że łechtaczka znajduje się np. na wewnętrznej stronie kciuka, ale ja wolałabym mieć 100% pewności, że taka stymulacja skończy się orgazmem.

Powiedz mi, co jest dla ciebie najtrudniejsze w makijażu?

- Najtrudniejsze dla mnie jest malowanie się poza domem, bo jestem przyzwyczajona do swojego lustra w łazience i żarówki, która jest bardzo jasna. Do mnie bardzo często osoby trans przychodzą po poradę w sprawie makijażu. A ja robię to naturalnie, nikt mi nie doradza. Teraz na przykład lubię fiolety. W ubiegłym sezonie rządziły zielenie.

Czy męska anatomia jest lepiej przystosowana do chodzenia na szpilkach?

- Moje buty niszczą się bardzo szybko, ponieważ ja ich nie szanuję... (śmiech) Warszawskie ulice są potworne, zawsze szpilka wpada między płyty chodnikowe, skórka z obcasa się zdziera i odpadają fleki. Chyba każda kobieta ma z tym problem.

Język polski jest dość nieprzyjazny dla Ciebie i innych transwestytów. Transfuzja, transatlantyk, transwestyta - jak oswajacie słowa?

- Jesteśmy "transetkami". Facetów, którzy mają rodziny, nazywamy "różami" albo "liliami" - miesza mi się. Dodatkowo nadajemy sobie przezwiska, na przykład mamy "Małą Anię". Kiedy ją zobaczyłam, to byłam w szoku - dwumetrowy, wielki facet. Generalnie środowisko transwestytów jest bardzo podzielone i pokłócone. I na swoich forach mocno się trzaskają.

Słuchaj, skoro już tak mówimy o tych kobietach, to może mi powiesz, na czym polega damski sposób myślenia? Jak ty byś to zdefiniowała?

- Opowiem anegdotę, która miała miejsce jakiś czas temu. Mój partner Michał powiedział do mnie: "O dwudziestej oglądam Discovery". Ja na to: "Dobra, nie ma problemu. A co będzie?". On: "O żurawiach". Pomyślałam, że owszem, można obejrzeć, chociaż ja wolę oglądać programy o małpach. Są takie podobne do ludzi. Michał lubi o lwach. Ale o żurawiach? Trudno, niech będzie. Siadam, oglądam z nim, zaczyna się. Patrzę - no faktycznie, żurawie. Największe żurawie świata - do budowy. Mówię: "Boże, ale to jest o takich do budowania?" On mówi: "Tak. Prawda, że interesujące?"

Która polska gwiazda najbardziej przypomina transwestytę?

- Justyna Steczkowska trochę z twarzy. Ma się rozumieć, że w ten sposób skomplementowałam Justynę. Bo pytasz się, która z polskich gwiazd przypomina transwestytę, a więc poniekąd mnie.

Tak. Ale my mamy inne odpowiedzi premiowane.

- Jeśli chodzi o Dodę i Frytkę, to są sztuczne ale nie dosyć męskie. Gdzieś tam ta Frytka zawsze jakoś się starała. Bardziej od Dody. I trochę mniej jej to wychodziło. Z drugiej strony tak naprawdę ona ma taki sposób mówienia, który ją u mnie dyskwalifikuje. Mówi z pewną pretensją. Ja generalnie lubię charakterystyczne twarze. Lubię twarz Justyny Steczkowskiej. Wolę ją niż Dodę, która bez swojego imidżu chyba nie może w ogóle wyglądać.

A która gwiazda najgorzej się ubiera?

- Anna Dymna. W ogóle powiem szczerze, że mam hopla na punkcie Anny Dymnej, bo jej nie lubię. To jest bardzo niemoralne i prawie tak złe, jak kopnięcie małego dziecka... Bo ona ma taki "dobry" głos i jest taka dobra. I zawsze, gdy widzę Annę Dymną, to sobie myślę, że jestem w jakimś horrorze, że za chwilę coś z niej wyskoczy. Że jej ogromna dobroć to jedynie przykrywka. Bo ludzie nie są dwuwymiarowi. Nie mogą być jednoznacznie dobrzy. To trochę jak z bezami - niby smaczne, ale po trzeciej masz już ochotę je zwrócić. Oglądam jej program na TVP Polonia. W nim Anna rozmawia z osobami niepełnosprawnymi. Zawsze na początku daje swoim gościom kamyczek na szczęście. Śmieję się, że to nerkowy, jeszcze ciepły. Nieważne, w jakim ktoś jest stanie, czy to niewidomy, głuchy czy sparaliżowany - zawsze pada TO pytanie. "Powiedz mi, jak ty to robisz?" Jest to jedyny moment, w którym głos Anny zabarwia się niepokojącym erotyzmem. Oczywiście niewinnym jak i ona. Pamiętam taką scenę: Anna w fotelu, obok kominek, naprzeciw niej leży młoda dziewczyna. Mówi wolno, po kilka słów, jest podłączona do respiratora. Gospodyni programu zadaje swoje kluczowe pytanie: "Jak ty to robisz?" Można wymięknąć. Dziewczyna ma rurkę w szyi, ledwo mówi, świszczy... ale Anna nie traci rezonu. A co do jej ubioru... No cóż, zawsze wygląda jak owinięta w duży liść. Zazwyczaj ma na sobie jakieś kapy, narzuty, dywany. Jednym słowem masakra.

Przeczytałam w wywiadzie z Tobą, że ty i Michał jesteście taką tradycyjną polską rodziną. Jak to?

- Gotuję. Gdy tylko mam czas, to gotuję. Ale czasami jest tak, że w domu czeka kurczak z rożna. Pyszny. Albo karteczka: "Idź po pizzę." Gotuję dobre zupy. Zazwyczaj jestem sprytna i kiedy już coś robię, to w dużych ilościach. Bigos, spaghetti. Później musi sobie już tylko podgrzać.

Jakiej muzyki słuchasz?

- Obecnie w moim odtwarzaczu mp3 mam, niech spojrzę. India Arie, Cat Power, PJ Harvey, Jill Scott, KT Tunstall, Kalina Jędrusik, Fisz, Hanne Hukkelberg. Mogę ci zdradzić, od jakiej piosenki zaczyna się każda trans impreza. Jest to utwór Pei "Szacunek ludzi ulicy". Transetki go uwielbiają, w miniówkach i pończoszkach skandują: "Szacunek ludzi ulicy, to się liczy, tylko to się liczy!!!".

Nie boisz się, że jesteś modą? Że Warszawka Cię wyssie i wypluje?

- Zauważyłam coś, pozytywną zmianę. Dotychczas ludzie w prasie, w internecie, w telewizji nazywali mnie kobietą z penisem, transwestytą i tak dalej. A w tej chwili jestem przedstawiana jako poetka, skandalistka. Nie wiem, skąd wzięła się ta skandalistka (śmiech). Czasami krzyczeli za mną na ulicy "transwestyta", teraz krzyczą "Rafalala". Z drugiej strony ja też nie istnieję po to, żeby powiedzieć, że jestem transwestytą, transseksualistą albo kobietą z penisem i koniec. Nawet jeśli prasa uspokoi się na moim punkcie, nie przestanę być transwestytą, prawda? Naprawdę dostaję mnóstwo propozycji, które odrzucam. Dostałam fatalną propozycję od Superstacji. Fatalną. Któregoś dnia miałam przyjść do studia i udawać dziennikarkę. To było jeszcze przed wyborami. Miałam zaprosić Jacka Kurskiego, zadać kilka pytań i powiedzieć:"Jestem transwestytą, jestem kobietą z penisem. Jak pan się czuje?!" To miał być program na żywo. Absurd! Na szczęście ostatnio dostałam dobrą propozycję od bardzo dużej wytwórni w Londynie. Label nazywa się Pinwood, robili m.in. ostatniego "Bonda". Chcą wydać moje filmiki, które dla zabawy umieściłam w sieci. Kręcone zwyczajną cyfrówką.

A bywasz czasem Rafałem?

- Tak. Zwłaszcza wtedy, kiedy potrzebuję się gdzieś zaszyć, spokojnie przejść przez miasto, iść na zakupy... Oczywiście to nie tak, że bez makijażu i damskich ciuchów mówię: "Super, browary, futbol... Uu! Idę do Leroy Merlin pooglądać sobie jakieś kątowniki!" Nie, to nie jest to. Ja nadal mam te same cechy.

Czyli twój typ to nie jest taki słodki chłoptaś, tylko... mężczyzna z lasu?

- Z lasu. Co to wiesz, twarzą po żwirze cię przeciągnie (śmiech). Taki, który właśnie przedarł się przez zieloną granicę. Lubię facetów, którym nie da się wejść na głowę. I tak wchodzę (śmiech).

W jaki sposób doszło do Twojego spotkania z Krytyną Jandą?

- Ona mnie zauważyła. To znaczy, nie tak sama z siebie. Poszłam obejrzeć jej monodram i ściągnęłam na siebie uwagę całej publiczności. Ona spoglądała na mnie, na pewno zastanawiała się kim jestem. Po występie zaniosłam do sekretariatu Polonii mój film, od razu go obejrzała i bardzo jej się spodobał. Zadzwoniła i tak się zaczęło. Jak już powiedziałam w Antyradiu - Krystyna wykarmiła mnie piersią na swoich deskach (śmiech). To znaczy na deskach Polonii. Nauczyła mnie raczkować i chodzić. Trzeba przyznać, że u siebie w teatrze jest carycą, królową. Kiedy czekałam w holu na wywiad, zauważyłam, jak otacza ją wianuszek kobiet z obsługi. "Pani Krystyno, herbaty, kawy, wody?" Ona mówi: "Nie, nie, nie". "Wiem, może herbata karmelowa z czymś tam?" A ona: "No dobrze..." Krystyna pojawiła się na mojej próbie generalnej. Próby idą mi średnio. Ja muszę mieć na kogo oddziaływać, potrzebuję ludzi. Gdy gram do pustych foteli, to nie potrafię się starać. Po próbie Krystyna zaprosiła moją menadżerkę Monikę do gabinetu, a później zaprosiła mnie i powiedziała, że nastąpiły pewne zmiany. Tego nie ma, tego nie ma, to wycina. Nie będzie nic, reklamy z Jezusem, żadnych pikantnych scen. Musiałam ją zapytać, dlaczego. Ona odpowiedziała: "Bo to jest słabe". Ale to nie jest słabe. Więc zaczęła zaklinać mnie, że owszem, że jest, i że mam jej uwierzyć na słowo.

Ja rozumiem, że ona musi na wiele rzeczy uważać - prałat Jankowski u niej fotele wykupił, ona ma różne koneksje... Z powodu fragmentów, które kazała mi wyrzucić, była ogromna awantura - mocne sugestie z jej strony, moje groźby, że w takim razie nie zagram wcale. Najśmieszniej było na pokazie prasowym przed premierą. Powiedziałam do publiczności: "Proszę państwa, chciałabym teraz odegrać taki fragment, który został wycięty, ale który bardzo lubię, specjalnie dla państwa". No i zagrałam jeden z ocenzurowanych przez Krystynę fragmentów. Gdy skończyłam grać, na salę wpadła pani Janda wrzeszcząc: "To jest nielojalność! Zdradziłaś mnie! Gazeta, proszę skasować to, żadnego wywiadu. Nic beze mnie, nic!" Krzyczała. A ja poprosiłam moją przyjaciółkę Sandrę, żeby nagrywała ten występ. I mamy taką prywatną, wściekłą Krystynę na swojej małej kamerce... Po tym wszystkim pani Janda wybiegła. Ona ma taką cechę, że często wybucha. Po takich incydentach ludziom jest zazwyczaj strasznie głupio, mówią że przesadzili, przepraszają. A ona nie. "Dlaczego doprowadziłaś mnie do takiego stanu, dlaczego?!" Tyle można od niej usłyszeć. Na premierze cały czas stała za kulisami, trzymając w dłoni łańcuch od kurtyny i posyłając mi rozwścieczone spojrzenia. To było moje ostatnie przedstawienie w Polonii. Gdy Krystyna była we Francji, kupiłam jej prezent. Małą torebkę, do której dołączyłam liścik - "Dziękuję za wszystko, życzę spokoju... Rafalala". A do środka włożyłam melisę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji