Artykuły

W cieniu Kantora

W siedemnastą rocznicę śmierci Tadeusza Kantora na Sopockiej Scenie Off de Bicz Teatr Okazjonalny zaprezentował pierwsze premiery sezonu - o spektaklach "Bio-obiekt. Intro" Jacka Krawczyka i "Tak" Joanny Czajkowskiej pisze Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.

"Bio-obiekt. Intro" Jacka Krawczyka przypomina spektakle Tadeusza Kantora. Można odnieść wrażenie, że sam Kantor przemawia zza grobu, bo całe przedstawienie bardzo wiernie ilustruje najprzeróżniejsze elementy jego twórczości. Do teatru Kantora i do jego sensualnego malarstwa nawiązuje Krawczyk już na początku, naświetlając swoje ciało na biały ekran projekcyjny - na pierwszym planie widzimy cień tancerza. W ten sposób, wykorzystując światło odbite, Krawczyk korzysta ze spektaklu audiowizualnego. Na zmysły działa też ruch i kolor. Biel i czerń, podobnie jak życie i śmierć - stałe motywy twórczości Kantora - są "wrośnięte" w to przedstawienie. Pojawiają się na początku i pozostaną do końca. Krawczyk ubiera się na scenie w biały strój. Jego ciało (tym razem przed ekranem projekcyjnym) podejmuje walkę z cieniem. Materia żywa miesza się z martwą, nieożywioną. Ten pojedynek człowieka i cienia, przerywany i podejmowany na nowo, stanowi najbardziej autorski komentarz tancerza, choć przedstawiony językiem Kantora.

Ruchy Jacka Krawczyka także są Kantorowskie - kalekie, koturnowe, zamarłe w trakcie trwania, nieukończone, natrętnie powtarzalne. Muzyka autorstwa Rafała Kowala, pełna motywów i tonów znanych z utworów Wielkiego Awangardzisty XX wieku, uruchamia "klisze pamięci". Bo jest to niezwykła podróż do przeszłości, do "Wielopola, Wielopola", "Umarłej klasy", czy "Gdzie są niegdysiejsze śniegi". Jacek Krawczyk w czterdziestopięciominutowym przedstawieniu zmieścił wiele elementów twórczości mistrza - motyw marszu, reminiscencje wojenne, rekwizyty (zdekompletowany i rozczłonkowany manekin, szkolny tornister) to tylko niektóre z nich.

Za to niewiele w "Bio-Obiekcie. Intro" samego Krawczyka, ale myślę, że celowo go tutaj niewiele. Spektakl jest bowiem hołdem złożonym wybitnemu artyście. Miejscami ociera się wręcz o dokument - stanowi przemyślany wybór, a nie kolaż przypadkowych skojarzeń z "bio-obiektem" - Kantorem. Polemikę i artystyczny bunt wyparła prezentacja spuścizny po twórcy Teatru Cricot 2. W efekcie ten muzealny niemal obraz ma tylko jednego bohatera. Jest nim reżyser "Umarłej klasy". Jacek Krawczyk ustępuje mu miejsca. Najlepszym podsumowaniem relacji Kantor-Krawczyk jest finał spektaklu, gdy tancerz z kilku części składa manekin i naśladuje jego wybrakowaną, niekompletną postać. Bo Krawczyk nie rości sobie pretensji do bycia drugim Kantorem. On raczej ukazuje go takim, jakim sam go widzi.

"Tak" Joanny Czajkowskiej-Krawczyk to spektakl bardzo widowiskowy. Pełno w nim ruchu, tańca, dynamiki i ekspresji. Zgodnie z inspiracjami tancerki, jest sposobem twórczego powiedzenia sobie i światu "tak". Owo "tak" jest jednak dużo mniej błyskotliwe niż pamiętna instalacja Yoko Ono z 1966 roku, która przymocowała swój obraz pod sufitem Indica Gallery. Dopiero po wejściu po drabinie, przez lupę przytwierdzoną do ramy obrazu, można było przeczytać napis - taki jak tytuł spektaklu Czajkowskiej. Tancerka wykorzystała również historię z filmu Michaela Apteda "Nell"- losy dziewczyny znalezionej w puszczy, żyjącej poza ludzką społecznością, na siłę "przywracanej" cywilizowanemu światu.

Na poziomie fabularnym tancerka odgrywa postać biednej Nell, która najpierw znajduje się w puszczy (jej animalistyczny taniec stanowi - w uproszczeniu - połączenie ruchów człowieka i małpy), potem, gdy zostaje "odnaleziona", widzimy jej wysiłek i rozpacz podczas podejmowania kolejnych prób przezwyciężenia własnych ograniczeń, aby na końcu - niczym gwiazda "You Can Dance" - zabłysnąć w świetle jupiterów. Taka uwspółcześniona historia brzydkiego kaczątka.

Najmocniejszą częścią widowiska jest warstwa brzmieniowa, w całości stworzona (miejscami odśpiewana) przez Rafała Kowala. Choć to solowy występ Czajkowskiej, Kowal zdaje się być pełnoprawnym uczestnikiem spektaklu, a jego głos przez cały czas pozostaje w dialogu z tańcem Joanny Czajkowskiej-Krawczyk.

Można doszukiwać się w historii przedstawionej na scenie metafory losów artysty. Twórczych wątpliwości, kryzysów i poszukiwań, aż do efektu finalnego, który oczywiście nie musi być taki cukierkowy jak w "Tak". Można zachwycać się umiejętnościami tanecznymi Joanny Czajkowskiej, która bardzo dobrą tancerką jest przecież nie od dziś. Ale w tym spektaklu zupełnie niepotrzebnie wpada ona w patos. Cierpienia bohaterki spektaklu manifestowane są serią okrzyków rodem z taniego horroru, a liczne powtórzenia każdego elementu wyglądają na manierę. Umowność przegrywa do dosłownością. Całość pociągnięta jest grubą kreską, bez półcieni istotnych nie tylko w teatrze tańca. Dlatego "Tak" to bardzo efektowne, a mimo wszystko dosyć ubogie przedstawienie. Szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji