Artykuły

Nieudane Święto Brania Kredytów

"Śmierć podatnika" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Paweł Demirski i Monika Strzępka pokazali spełniony koszmar demokracji neoliberalnej - świat, w którym ostatni podatnik rezygnuje ze swojej funkcji, a w republice pozostają sami dyktatorzy, doradcy i finansiści

Zaczęło się od koszmaru, jaki Jak Klata wyśnił w "Szewcach u bram" (TR Warszawa). W koszmarnym śnie według Witkacego lewicowy ideolog rewolucjonista Sajetan przekonuje się, że wykluczeni, których chciał bronić, stoją po stronie reżimu, marzą o własnym awansie, o salonowym żarciu i czystych, eleganckich kobietach.

W sztuce Pawła Demirskiego koszmar śni druga strona. Do prawicowego Dyktatora (Adam Cywka) neoliberalnej, postpolitycznej bananowej republiki zgłasza się ze swymi roszczeniami Podatnik (Jakub Giel). Podatnik - na co dzień byt abstrakcyjny, wygodny do umieszczania w budżetach i statystykach - w spektaklu Moniki Strzępki przyjmuje konkretną i irytującą postać.

Republika obchodzi Święto Brania Kredytów, hotel Dyktatora odwiedzają obaleni dyktatorzy innej republiki bananowej O Muerte (Marian Czerski) i Hitman (Rafał Kronenberger), szykuje się zamach stanu, sytuacja jest napięta do granic wytrzymałości - a Podatnik łazi i bruździ. Natręt wymawiający bezbronnej kasjerce błąd ortograficzny w nazwie sieci handlowej, klient podchodzący szósty raz do stoiska z degustacjami, petent żądający innego koloru formularza - to jeszcze nic w porównaniu z upartym, sepleniącym, "świadomym swych praw i obowiązków" Podatnikiem. Czapeczka z pomponem (pewnie z przeceny), slipki, krawat i nieznośny tik zapewniłyby mu wygraną w castingu do kabaretu Łowcy B. Ale Podatnik nie zamierza rozśmieszać. Woli wymagać. Żąda garnituru, który go uosabia, wymachuje swoim głosem wyborczym, głosem, który w najlepszym z możliwych systemów (demokracji neoliberalnej) powinien mu zapewnić przywileje, poczucie współdecydowania o losach państwa i garnitur. A jak nie, to demokracja musi odejść albo on wycofuje swoje oszczędności. Demokracja nie odchodzi, odchodzi więc Podatnik. A że nie uda mu się wybić jako heteroseksualnemu, białemu mężczyźnie z klasy średniej, powraca po władzę jako uroczy transwestyta. Morał: "aby zyskać wpływy, włącz się do lobby obcych, innych, wykluczonych" to niestety jedyny wyrazisty przekaz spektaklu Strzępki i Demirskiego. W zalewie slapstickowych numerów, gagów, latających tortów, nielotnych superbohaterów, wybuchów, miksowanych w sokowirówce wnętrzności i wyglądających zza lodówki krów można znaleźć wszystko poza konkretnym powodem do zrobienia spektaklu.

Dekoracjach rodem z teatru René Pollescha (ogrodowe krzesła, ściany z tandetnej sklejki, toi toi, plakaty, palmy, sprzęty AGD), typowo Polleschowa sytuacja przewrotu politycznego w hotelu (stan wyjątkowy w hotelu pojawiał się w "Hallo Hotel..!"), tytuł przerobiony z Pollescha ("Śmierć podatnika" nawiązuje do "Śmierci praktykanta") - wszystko to sugerowałoby, że także technika montażu spektaklu ma prawo być Polleschowa. Że przerzucanie się modnymi hasłami typu "społeczeństwo spektaklu", "epoka postpolityczna", "płynna nowoczesność" do czegoś prowadzi. Że pod zabawnym śmietnikiem dyskursów, popkulturowych cytatów i sloganów będzie można wytropić zręczną analizę jakiegoś problemu społeczno-politycznego.

U Strzępki i Demirskiego da się znaleźć parę dowcipnych miniatur, jak skecz "Ty będziesz Gwatemala, a ja przyjazny analityk" (wzorowane na reklamie "popularny napój" - "pragnienie"), kilka świetnych ról (np. Michał Opaliński jako Superbohater, Konferansjer i Pani Jola-stylistka), kilka ciekawych uwag o relacji władza - obywatele. Ale co więcej? Czy chodzi o to, że demokracja nigdy nie będzie systemem równie popularnym jak dyktatura? Że neoliberalizm projektuje niemożliwe do spełnienia cele i postawy? Że nasza percepcja ciągle nie jest jeszcze oswojona z sytuacjami, gdy bohater zjawia się nagle jako Kermit, a po masakrze podatników zaczyna śpiewać "One" U2?

Oba koszmary - Klaty i tandemu Strzępka - Demirski - okazały się chybione. Najpewniej dlatego, że twórcy zafascynowani językowymi i formalnymi zabawkami zapomnieli wytłumaczyć się przed widzami ze swoich motywów i poglądów. "Szewców u bram" zabiło przegadanie, "Śmierć podatnika" - szaleństwo obrazów. Widać jednak, że jeszcze trochę, a na polskich scenach może zrobić się naprawdę ciekawie. Zamiast bananowych songów - celne protest songi, zamiast kopii z Zachodu - oryginalne problemowe spektakle Made in Poland.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji