Artykuły

Nosiłam węgiel z piwnicy na pierwsze piętro

- Dzięki nauce w Gdyni mogę bez fałszywej skromności powiedzieć, że jestem wszechstronnie przygotowana do zawodu. Otwieram tylko odpowiednie szufladki. Mieliśmy znakomitych pedagogów. I ta jednoczesna praktyka na scenie! - GRAŻYNA BRODZIŃSKA, warszawska aktorka, wspomina lata nauki w Studium Wokalno-Aktorskim przy Teatrze Muzycznym w Gdyni.

Piotr Sobierski : W jaki sposób trafiła pani do studium?

Grażyna Brodzińska [na zdjęciu]: Od pierwszej chwili, kiedy mój umysł zaczął pracować, (jeszcze pod sercem mamy), wiedziałam, że będę artystką - jak mama i tata. Będę śpiewać, grać i tańczyć - pełna wszechstronność. Pewnie już wtedy marzyło mi się Studium Wokalno-Aktorskie Danuty Baduszkowej w Gdyni! Dyrektor Baduszkowa dobrze znała moich rodziców i namówiła ich na moją naukę w Studium. Pomimo złożonych wcześniej dokumentów do Warszawskiej Szkoły Teatralnej, znalazłam się jednak w Gdyni na przesłuchaniu w teatrze i na pierwszym roku studiów.

Jak pani wspomina naukę w studium?

To były cztery lata wytężonej pracy. Zajęcia z teorii i praktyki (np. lekcje śpiewu u prof. Zofii Janukowicz-Pobłockiej), zajęcia od godz. 8 do godzin wieczornych, w międzyczasie próba, a o 19.15 - przedstawienie. I tak cały tydzień, łącznie z niedzielą. A w wolnym dniu od przedstawień oczywiście zajęcia tylko w Studium. Przy okazji nauka pokory: nosiłam węgiel z piwnicy na I piętro, żeby palić w piecu i broń Boże nie przeziębić się, bo przecież jutro zajęcia w studio. To był wspaniały czas. Cudowna atmosfera. Sama pani dyrektor działała na nas mobilizująco. Mieliśmy znakomitych pedagogów. I ta jednoczesna praktyka na scenie!

Czy pani oczekiwania względem muzyki, teatru, śpiewu spełniły się?

Udział w spektaklach - epizody, role mniejsze i czasem większe. To świetny sprawdzian własnych możliwości. Uczyłam się tego, co sprawiało mi ogromną radość. Co kocham do dzisiaj. Dzięki nauce w Gdyni mogę bez fałszywej skromności powiedzieć, że jestem wszechstronnie przygotowana do zawodu. Otwieram tylko odpowiednie szufladki. Moje oczekiwania spełniły się całkowicie. Miałam to szczęście, że po dyplomie grałam już tylko pierwszoplanowe role. Wyjechałam do Szczecina, żeby zagrać z mamą na jednej scenie (Machiavelli z muzyką Wasowskiego). Mama grała matkę, a ja jej córkę. Po roku pracy w Operetce Szczecińskiej wyjechałam do Warszawy - wówczas Operetka Warszawska, później Teatr Muzyczny "Roma". Po latach sukcesów i prosperity teatru nadszedł czas mroczny. Skasowany teatr i gatunek operetkowy jako taki. W stolicy europejskiego kraju nie istnieje scena grająca Lehara, Straussa, Offenbacha, Kalmana. Zagraniczni goście pytają: "Mamy wolny wieczór, chcemy pójść na operetkę". Rozkładam ręce: niestety, nie ma gdzie. Pozostają występy gościnne, koncerty i wspaniała, kochająca publiczność!

Grażyna Brodzińska, śpiewaczka operowa i aktorka, ukończyła studium w połowie lat 70. W latach 1969-76 pracowała w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Następnie związana ze scenami teatrów Szczecina, Warszawy a od 2002 współpracuje z Teatrem Muzycznym w Gliwicach. Jest córką śpiewaczki Ireny Brodzińskiej i reżysera Edmunda Waydy oraz żoną aktora Damiana Damięckiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji