Artykuły

Walka Języka z Rzeczywistością

Wittgenstein jest niewątpliwie więźniem swojego geniuszu. Bada charakter języka, ale utracił umiejętność posługiwania się nim na poziomie najbardziej podstawowym - o "Traktacie" w reż. Gabriela Gietzky'ego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.

Jeszcze do niedawna miałam wątpliwości, czy kumulacja pewnych tematów, które moim zdaniem uporczywie w teatrze się pojawiają, jest przypadkowa. Powoli zaczynam nabierać pewności, że podwójna moralność aktora, niemoc artystyczna, próba komunikacji ze światem poprzez dzieło sztuki to ważny kierunek myślenia współczesnych artystów teatralnych.

Trudno nie odmówić Gabrielowi Gietzky'emu odwagi zrealizowania spektaklu o Ludwigu Wittgensteinie, szczególnie, że scenariusz oparł na tezach teoretycznych filozofii, zawartej w "Traktacie". Jednak jego spojrzenie na filozofa nie jest skróconą biografią. To oryginalne spojrzenie na twórczość i jej fundamenty. Wittgenstein myślał o niepodważalnych zasadach porządkujących relacje między językiem i rzeczywistością. Gietzky myśli o Wittgesteinie, jako o postaci opętanej myśleniem, zagubionej, niedojrzałej. Wittgenstein myślał o wzorach, które naukowo potwierdzą jego tok myślenia. Gietzky myśli, co w tym czasie filozof tracił z życia, co wynika z poświęcenia życia jednemu zajęciu.

Na scenie oprócz filozofa pojawia się Bertrand (Bogusław Kierc) - przyjaciel i nauczyciel Wittgensteina w młodości oraz Matka (Irena Rybicka). Ten kameralny spektakl w nieco ponad godzinę precyzyjnie i przejmująco ukazuje nieporadność Matki, usiłującej nadążyć za swoim synem, młodzieńczy entuzjazm filozofa, który życiową energię kieruje w wyrzucanie z siebie kolejnych teorii. Jego dzieła są niejako próbą przefiltrowania myśli, żeby móc powiedzieć coś zwyczajnego, prostego, ludzkiego. Wittgenstein jest niewątpliwie więźniem swojego geniuszu. Bada charakter języka, ale utracił umiejętność posługiwania się nim na poziomie najbardziej podstawowym - rozmowy. Gdy Ludwig wykłada teorię o języku, Matka cicho przerywa mu, wymawiając jego imię. Ludwig wie, że chce, by podał jej szminkę. I nie jest to z jej strony lekceważenie, ale matczyna bezradność.

Gietzky wprowadził też na scenę postać Bertranda, by jako jedyny był partnerem (włączając w to również widzów) zdolnym do natychmiastowej riposty, podważenia bądź potwierdzenia konkretnej tezy. Wittgenstein ciągle biega po scenie, jest w permanentnej gorączce twórczej. Grający tę postać Szymon Czacki doskonale uchwycił rozdwojenie postaci na ekscytację i strach, potrzebę normalności i uciekanie od niej. Dzięki temu, że jest on niewielkiej postury i wygląda na kilkanaście lat, Gietzky dodał Wittgensteinowi rysów tragicznych - utraty młodości, charakteru ofiary wyjątkowości. Dominika Skaza zaadaptowała przestrzeń rekwizytorni, subtelnie sygnalizując światłem, kolorem tapet, rekwizytami, że każdy kąt tej maleńkiej sali jest czym innym - pokojem, łazienką, pracownią, salonem.

Ze względu na to, że w spektaklu brak klasycznych dialogów, przychodzi chwila zmęczenia słuchaniem kolejnych tez "Traktatu". Wtedy Wittgenstein staje przed miską z wodą, rozbiera się i do niej wchodzi. To ostatnia część spektaklu i zarazem najbardziej poruszająca. Młody filozof staje przed matką, siedzącą na widowni z unieruchomioną nogą, by podjąć ostatnią próbę wyłożenia swoich teorii, tym razem dotyczących religii.. Gietzky utrzymuje dystans kilkunastu metrów między postaciami, dzięki czemu nie jest to powielenie oklepanego w teatrze motywu szczerych intencji syna wobec matki, obrazowanych nagością mężczyzny. W tej scenie filozof ponosi klęskę, bo Matka podważa jego dywagacje - kochaj, po prostu kochaj. Tyle że Wittgenstein nie uznaje w swoim słowniku zwrotu "po prostu". Stoi przed nią chłopiec, który potrzebuje miłości, zwyczajnego życia, zabawy, beztroski, spokoju, a zamiast tego wyrzuca z siebie kolejne rozterki, wątpliwości i zawiłe interpretacje rzeczywistości. Zamiast mówić "kocham", zastanawia się nad istotą tego słowa.

Spektakl kończy scena, w której Wittgenstein pali swoje dzieła. Może nie jest to najoryginalniejszy sposób zakończenia spektaklu, ale z drugiej strony, po półtorej godzinie intelektualnych wykładów, może jedyny. Konieczny. Jasny. Ważny. Wzruszający.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji