Artykuły

Nizyński poczuł się Bogiem

W środku beztroskiego, upalnego lata Wierszalin skończył pracę nad niebłahym spektaklem: o mrokach szaleństwa. Rzecz jest interesująca i mocna

Piotr Tomaszuk i piątka aktorów (z Rafałem Gąsowskim i Katarzyną Siergiej na czele) nad "Bogiem Niżyńskim" pracowali wiele miesięcy.

Przed rokiem w Supraślu przedstawili tekst sztuki na próbie czytanej. Wielu zachwycił. Tomaszuk - jak i inne spektakle - sztukę napisał na podstawie "Dzienników", jakie geniusz tańca z początku XX w. zostawił po sobie, podpisanych "Bóg Niżyński". To bolesny zapis choroby człowieka na progu schizofrenii, który poczuł się Bogiem.

- Zafascynował mnie fakt, jak cienka jest granica między sztuką, ekstazą a szaleństwem, styk geniuszu i obłędu - mówi Tomaszuk.

Wacław Niżyński (1889-1950), genialny tancerz, który swoimi szokującymi i pięknymi występami odmienił balet, był Polakiem z pochodzenia. Uwielbiały go miliony. W wieku 30 lat ze szczytu sławy wpadł w obłęd. Całe życie rozdarty - między dwiema orientacjami seksualnymi, żoną a zazdrosnym kochankiem, codziennym życiem a ekstatycznym tańcem. Całe życie uzależniony od opiekuna i impresaria - Diagilewa, twórcy baletów rosyjskich, który przejął kontrolę nad jego życiem, również miłosnym. Tancerz Diagilewa kochał i nienawidził jednocześnie. M.in. ta niszczycielska relacja między nimi wpędza Niżyńskiego w obłęd.

Tomaszuk zaczyna swój spektakl w chwili, gdy Niżyński, przebywający w sanatorium, dowiaduje się, że Diagilew umarł. Obiecywał sobie, że zatańczy triumfalnie najego grobie. Zbiera grupę szaleńców, udaje się do opuszczonego pomieszczenia, które kiedyś było kaplicą i odgrywa stworzenie siebie i swojego świata, swoje wzloty i upadki, sceny z niektórych przedstawień - na nowo.

A że w swym szaleństwie nazywa siebie Bogiem - odtwarza swoje życie niczym ewangeliczną historię boskiej siły zniszczonej przez tłum. I zaczyna panichidę, "jak pierwsi wierni w katakumbach, jak pustelnicy". Niektóre sceny zapewne wywołąją kontrowersje: Tomaszuk wykorzystuje w spektaklu elementy liturgii Kościoła wschodniego, przetwarza liturgiczne wezwania, ale ich nie ośmiesza ani nie deprecjonuje.Opowiada o popadającym w schizofrenię geniuszu, który chce zbawiać świat, a sam potrzebuje zbawienia. Mieszając sacrum i profanum, ironię i groteskę przedstawia ból i dramatyczne rozdarcie człowieka opanowanego przez szaleństwo.

Nie będziemy tu recenzować spektaklu, bo jeszcze na to nie czas. Ale zapowiada się obiecująco. Co nas czeka po wakacjach? Rzecz warta uwagi, pełna poruszających, wspaniałych scen zbiorowych, pięknego śpiewu. I łyżka dziegciu: powtarzalność niektórych motywów znanych z poprzednich spektakli i maniera gry niektórych aktorów bywa irytująca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji