Artykuły

Ostrożnie, bo pognieciesz mi żabot...

- Opanowany, wyciszony, z dystansem do świata - mówi aktorka Bogusława Czosnowska. A aktorka Lucyna Legut dodaje: - Kiedy reżyserował słynny Jerzy Goliński, wszyscy graliśmy "Golińskim", nawet ja, baba w końcu! Tylko Fetting nie dał się złamać. Taka była z niego indywidualność - Edmunda Fettinga, w latach 1957-1960, aktora Teatru Wybrzeże, wspominają jego gdańscy koledzy na łamach Dziennika Bałtyckiego.

Ważny adres - Matejki 4 w Gdańsku - Wrzeszczu. Tu na poddaszu mieszkał w latach 50. Edmunt Fetting.

Kiedyś po sztuce "Zabawa jak nigdy", w której grał główną rolę, przed teatrem czekała na niego jakaś dama z nożem. Gdy Fetting wyszedł z budynku, podbiegła doń i krzyknęła: "Jeśli mnie pan nie zechce, zabiję się"... Fetting bez słowa wyjął jej nóż z ręki, przyjrzał mu się i powiedział: "Piękny, z monogramem... Nie szkoda pani niszczyć tak cudownej zastawy stołowej?".

Pękł na scenie raz. Jedyny raz wiecznie opanowany Edmund Fetting nie potrafił opanować na scenie śmiechu. Naprawdę się ugotował. W Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Grali "Króla Leara". W tytułowej roli Gustaw Holoubek. Dostojny, dumny, surowy. Napięcie na widowni sięga szczytu. Za chwilę padną ważne słowa. Król wrzaśnie: "Oddajcie mi... władzie!". - Przejęzyczenie może nieznaczne - pamięta Krystyna Łubieńska, która przyjechała na ten spektakl na zaproszenie Fettinga. - Ale zapadła dziwna cisza. Widziałam tylko aktorów, którym ze śmiechu chodziły plecy. A Fetting, cóż, gdyby nie brawa, które rozładowały sytuację, pewnie śmiałby się w głos. Ten nasz bezgranicznie opanowany Mundek wreszcie się złamał!

Duch na schodach

Ducha Edmunda Fettinga można dziś spotkać w starej willi na Matejki 4 we Wrzeszczu. Często siada przy stołach mieszkańców tego domu. Wpada na herbatę. Wtrąca się do rozmów. Błyszczą na schodach jego lakierki. Przychodzi z prezentem na urodziny. Pachnie na korytarzu jego woda kolońska. Skrzypią drzwi szafy, w której rzeczy ma poukładane w kostkę i według kolorów. Nisko kłania się na powitanie sąsiadkom. Patrzy w witrażowe okno klatki schodowej na ogrody. Stuka parasolem o starą posadzkę tajemniczego holu. Zaraz wpadnie do pani z pierwszego piętra na placki ziemniaczane...

- Na placki... - prycha aktor Stanisław Michalski. - Gdybym ja mieszkał w tamtym domu, wpadałby do mnie na kielicha! Bo Mundeczek to był rozrabiaka nie z tej ziemi!! Bardzo tajemniczy, to prawda. Wszystko "Ą - Ę przez bibułkę". Wielka klasa i kultura, więc z Mundziem oczywiście... bardzo kulturalnie żeśmy sobie popijali. Z Mundka był, cholera, diabelnie pracowity aktor. Co nie przeszkadzało mu balować po lokalach. Jak on łączył balowanie i pracowitość? Nigdy nie mogłem tego pojąć.

Pamiętam nasze eskapady ze Spatifu do baru Caro w Grand Hotelu. Urzędowaliśmy tam bardzo często. Może nie były to jakieś nocne rozróby, ale następnego dnia na próbach głowa, oj, bolała... Tylko Mundeczek przychodził wypachniony, trzeźwiutki, koszulka bielutka, rozpromieniony. Nigdy nie miał kaca!

Był bardzo koleżeński. No i zawsze miał przy sobie trochę grosza. A że był uczynny, to my z problemem zawsze do Mundeczka. Jeszcze nie zdążyło się powiedzieć, o co chodzi, a on od razu pytał "Ile?". Był też bardzo punktualny i tę punktualność przenosił na wszystkie sfery życia. Jak ktoś długu w terminie nie oddał, to już więcej mu nie pożyczył. Elegant był z niego! Podczas próby przebierał się z trzy razy. Zmieniał sweterki, spodnie, koszulę, skarpetki. Ale nie żeby pięknie wyglądać, tylko żeby było higienicznie.

Drzwi w drzwi

Dziś jego sąsiadem byłby aktor Florian Staniewski, który mieszka w tym domu od 1969 roku. Na piętro prowadzą dziesiątki wąskich stopni. A kiedy już się skończą, oczom ukazują się drzwi. Całe mnóstwo drzwi! Fetting mieszkał pod 19.

"Nim wstanie świt"

Do Mundka na Matejki 4 wpadał kiedyś często aktor Bohdan Wróblewski. - Mała klitka - pamięta. - Pokój z kuchnią. Czyściutko, skromnie, ale z klasą. U mnie był bałagan, u niego - błysk. Robił świetne przyjęcia. Przekąseczki, wódeczka... Lubiliśmy tam bywać. Żałowaliśmy, że nie miał tam pianina, bo Mundek świetnie improwizował. W kabarecie Rudy Kot wy stąpiliśmy razem w dwóch programach. Ja śpiewałem "Całuję twoją dłoń, madame", a Mundek mi akompaniował. Nigdy natomiast nie śpiewał. A jak już zaśpiewał, to od razu przeszedł z tym do historii. "Nim wstanie świat" z filmu "Prawo i pięść" oraz "Deszcze niespokojnie" z "Czterech pancernych" - jego wykonania ludzie pamiętają do dziś.

Bohdan Wróblewski pamięta natomiast pewną kolację w gdyńskiej restauracji Polonia. Wybrali się tam z Fettingiem po spektaklu. Nie było wolnych miejsc, ale kelner zaproponował im, by rozgościli się w małym pokoiku dla specjalnych gości. - A gdy tak się już rozsiedliśmy, najedliśmy, napiliśmy - śmieje się Wróblewski - to powiedziałem do Fettinga: Czujemy się teraz jak Józio Węgrzyn i Kazio Junosza - Stępowski...

Mizerota

Zofia Grzmocińska - wdowa po znakomitym aktorze Lechu Grzmocińskim - była w latach 50. sąsiadką Fettinga na Matejki 4. - To była przed wojną bardzo ekskluzywna willa - mówi. -Ogromny dom zajmowały dwie rodziny. Na dole mieszkał lekarz, na górze - dentysta. I mieszkanie po dentyście przypadło właśnie Mundkowi. Nam - lokal piętro niżej. Ten piękny dom stał się na długi czas Domem Aktora. Wielkie przedwojenne mieszkania podzielono na kilka małych klitek. Jakże męczyły nas kolejki do wspólnej łazienki! Mundek miał mały pokoik. Elegancki? Nieee, raczej mizerota. Łóżko, stolik. Nic więcej. Przyjaźniliśmy się. Wpadał do nas na obiady. Był wrażliwy i uważny. Esteta.

Na kolana!

- Opanowany, wyciszony, z dystansem do świata - mówi aktorka Bogusława Czosnowska. - Kiedy wyjechał do Warszawy, długo się nie widzieliśmy. Nagle spotykam go na Monciaku i co robi ten powściągliwy Mundek? Na przywitanie pada przede mną na kolana. Na środku ulicy! To zupełnie nie było w jego stylu.

A aktorka Lucyna Legut dodaje: - Kiedy reżyserował słynny Jerzy Goliński, wszyscy graliśmy "Golińskim", nawet ja - baba w końcu! Tylko Fetting nie dał się złamać. Taka była z niego indywidualność.

Mój amant

- Mogę powiedzieć, że był moim scenicznym kochankiem - śmieje się Krystyna Łubieńska. - Miałam szczęście grać u jego boku Piękną Helenę w "Wojny trojańskiej nie będzie". Partnerowałam mu też jako Ofelia w "Hamlecie". Byłam nim zauroczona!

- W ogóle nie wyglądał jak aktor - pamięta. - Taki miał styl ubierania, raczej nieartystyczny. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Perfekcjonista. Kiedyś Tadeusz Gwiazdowski dopadł mnie w kulisach i mówi: Jak zgodzisz się pocałować Fettinga, to dostaniesz czekoladę... - Ja i bez czekolady mogę go pocałować! - zdziwiłam się. Fetting zawsze mi się podobał. Był przystojny i delikatny. Pamiętam, jak cały zespół ruszył za mną, by zobaczyć, jak rzucam się Fettingowi na szyję. A on stał w kulisach w białej koszulce Hamleta. Podbiegłam... Gwałtownie mnie powstrzymał: "Pognieciesz! Pognieciesz mi żabot!". Ale czekoladę dostałam.

Na zdjęciu: Edmund Fetting jako Chopin w "Lecie w Nohant", Teatr Rozmaitości Warszawa, 1977 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji