Artykuły

Cnota w brudnym świecie

Stare wiejskie akuszerki powtarzały, że każdy poród musi boleć. Rodzi się nowy reżyser Teatru Wierszalin - mówi PIOTR TOMASZUK o RAFALE GĄSOWSKIM, reżyserującym w Teatrze Wierszalin "Życie jest snem" Calderona.

Kurier Poranny: Kto jest reżyserem?

Piotr Tomaszuk: Rafał Gąsowski.

Rafał Gąsowski [na zdjęciu]: ...Rafał Gąsowski.

To dlaczego próbę dla mediów prowadził Piotr Tomaszuk?

P.T.: Bo Rafał był w szpitalu.

R.G.: Miałem wypadek. Dzień przed pokazem dla mediów potrącił mnie samochód. Po wstępnych badaniach okazało się, że mam złamaną nogę. Na szczęście z głową wszystko w porządku (uśmiech).

Jest Pan pełnosprawnym reżyserem, ale aktorem chwilowo nie. Kto Pana zastąpi na scenie?

R.G.: Będziemy się zastanawiać, jak z tego wybrnąć.

Co na to dyrektor?

P.T.: Będziemy się zastanawiać (śmiech).

Poród musi boleć

Umówiliście się Panowie, że kiedy jeden coś powie, to drugi powtarza jak echo?

P.T.: Umówiliśmy się już wczoraj: to ja byłem w tym samochodzie, który Rafała potrącił. Tak się współcześnie robi PR. Reklama jest dźwignią handlu. Jak byśmy się inaczej przebili z naszą premierą przez ten gąszcz wydarzeń kulturalnych w Białymstoku? (śmiech)

Warto było dać się potrącić?

R.G.: Czegóż się nie zrobi dla sztuki? I dla reklamy?

Bardzo bolało?

R.G.: Jestem na środkach uśmierzających, ale ciągle boli.

Bardziej niż reżyserowanie pod okiem Piotra Tomaszuka?

R.G.: Praca nad przedstawieniem nie była aż tak bolesna. Co innego finał, premiera...

P.T.: Stare wiejskie akuszerki powtarzały, że każdy poród musi boleć. Rodzi się nowy reżyser Teatru Wierszalin.

Długie ręce szefa bardzo przeszkadzały w poruszaniu się po scenie, w tworzeniu widowiska?

R.G.: Piotr dał mi pełną swobodę i możliwość korzystania z jego wiedzy i doświadczenia.

P.T.: Parę razy w życiu reżyserowałem w takiej sytuacji, gdy dyrektor artystyczny teatru zachował się wobec mnie nielojalnie. Wystarczy przypomnieć, co działo się w czasie przygotowań do premiery "Opery za trzy grosze" w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Nie chcę tego zjadliwie komentować. Przedstawienie nie miało oficjalnej premiery, wyrzucono na śmietnik dekoracje zrobione za duże pieniądze. Wiem, jak trudną sytuację ma reżyser, wobec którego dyrektor artystyczny zachowuje się jak małpa w kąpieli. Nigdy czegoś takiego nie zrobię. Przyglądam się uważnie pracy reżysera i jeżeli doszedłbym do wniosku, że trzeba interweniować, to zrobiłbym to bez wahania, ale wcześniej, gdy jeszcze można uratować przedstawienie, a nie w trakcie prób generalnych.

Nie miał Pan czasem ochoty krzyknąć: "To nie tak!", zrobić po swojemu, żeby ratować przedstawienie?

P.T.: Gdyby była taka potrzeba, to nie wahałbym się przejąć reżyserii. W swojej karierze dyrektora kilka razy zdarzało mi się przejąć przedstawienie, gdy reżyser sobie nie radził. Tak było przy "Prawieku i innych czasach" w Wierszalinie czy w Teatrze Banialuka w Bielsku-Białej przy "Ach, jak cudowna jest Panama". Miał być z tego hit, a wyszedł shit. Sprawowanie opieki artystycznej to bardzo delikatna sprawa. Trzeba umieć odróżnić to, co jest autonomiczną decyzją reżysera, od tego, co może zaszkodzić teatrowi. Pracując z Rafałem, w żadnym momencie nie miałem takiego poczucia, że coś złego się dzieje. Największym problemem premiery "Życie snem" okazała się złamana noga reżysera i aktora w jednej osobie.

Nigdy nie było żadnych kontrowersji, sporów o to, kto wie lepiej?

P.T.: Kiedy podjąłem decyzję o powierzeniu Rafałowi reżyserii, to było równoznaczne z daniem mu pewnej swobody, obszaru, na którym może podejmować pewne decyzje i ponosić za nie odpowiedzialność. A to, że ja wiem więcej, mam lepszy pomysł? Pojęcie "lepiej" jest w sztuce szalenie względne: nikt nie wie "lepiej", każdy wie "inaczej". Gdybym ja robił to przedstawienie, to bez wątpienia byłoby ono inne. Ale czy lepsze? Dla jednych lepszy jest Fellini, dla innych Pasolini.

Jest takie powiedzenie, że przy starym drzewie młode nie urośnie...

R.G.: Mówią też, że niedaleko pada jabłko od jabłoni...

Piotr Tomaszuk zawsze słynął z tego, że pasa swoich aktorów rózgą żelazną. Czy "drugi po Bogu" też wyznaje podobne zasady?

R.G.: Nie miałem problemów z reżyserowaniem swoich kolegów. Zaufali mi, uwierzyli, że to, co robimy, ma jakiś sens

Jednostka i świat

O czym dla Pana jest to przedstawienie?

R.G.: O zderzeniu jednostki z brudnym moralnie światem. Jak człowiek czysty, którego świadomość przypomina białą tablicę, potrafi sobie poradzić w świecie. Czy ktoś taki jak Segismundo, kto dorastał w miejscu odosobnienia, uwięziony, pozbawiony kontaktu z ludźmi, czy taki człowiek potrafi z głębi własnej duszy wywieść jakieś ponadczasowe wartości, jakiś zbiór zasad moralnych. To jest pytanie o to, czy wszystko pochodzi z wychowania, socjalizacji, czy jakieś prawo moralne nosi się w sobie.

To jest bliski Panu bohater?

R.G.: W jakiś sposób czuję i rozumiem sytuację człowieka, który nagle wyciągnięty z wieży, rzucony zostaje w wir świata.

P.T.: Zawsze chciałem, żeby Wierszalin miał takie przedstawienie jak "Życie snem" w repertuarze. Po pierwsze, nasz teatr ma do wypełnienia pewną misję, która polega między innymi na tym, by prezentować repertuar wymagający, ambitny i niekomercyjny. Po drugie: temat. Calderon stawia pytanie o naturę naszej egzystencji. Czy życie człowieka jest snem? A jeżeli jest, to czyim? Czym jest śmierć? Ten dramat w sposób genialny metaforyzuje ludzkie życie - pokazuje je jako rodzaj złudzenia, któremu wciąż od nowa ulegamy. Wywołuje pytania filozoficzne, które towarzyszą ludzkości od początku historii człowieka.

Jaki finał znajdują te dociekania w Waszym przedstawieniu?

R.G.: Nie chciałbym mówić o zakończeniu. W ostatniej scenie dokonaliśmy pewnej nadinterpretacji tekstu. U Calderona książę Segismundo postanawia być po prostu dobrym człowiekiem. My pokazujemy człowieka, który postanawia być dobry za wszelką cenę, hołdującym nadwartościom. Można go porównać do takich postaci jak Wielki Inkwizytor Dostojewskiego.

Pachnie to totalitaryzmem...

P.T.: Dobrze nos Panu podpowiada. (śmiech)

R.G.: Również współcześnie nie brakuje ludzi świętszych od papieża...

Czeka nas historia o upadku?

R.G.: Raczej o zagubieniu w świecie wartości.

P.T.: Calderon pokazuje, że życie bez wartości nie jest możliwe. Jednak mechaniczne, instrumentalne traktowanie wartości też kończy się katastrofą. Na tym właśnie polega trudność ludzkiej egzystencji, dramat bycia człowiekiem, że sztywne, dogmatyczne trzymanie się wartości, ale też ich odrzucenie, pogrążenie się w nihilizmie, prowadzi do destrukcji osobowości. Jednak nie można zatrzymać się w miejscu, trzeba żyć, iść przed siebie, próbując odszukać tę cienką linię, daną przez Boga ścieżkę pomiędzy dogmatyzmem a nihilizmem.

Scenograf od Grotowskiego

Scenografię do "Życia snem" zrobił Jerzy Gurawski, współpracownik Jerzego Grotowskiego, twórca scenografii "Księcia Niezłomnego" Teatru Laboratorium. Kto wpadł na pomysł, by przypomnieć tego twórcę?

P.T.: Rafał. Muszę przyznać, że ja sam chyba bym się nie odważył. Dla mnie to była wielka legenda teatru, ale nie ktoś, do kogo można zadzwonić i zaproponować pracę nad przedstawieniem. Jeszcze raz się okazało, że najtrudniej jest wpaść na najprostszy pomysł.

R.G.: To była trochę szalona idea. Chodziłem z tym pomysłem dłuższy czas. Jednak Wierszalin świadomie nawiązuje do doświadczeń Teatru Laboratorium, a "Książę Niezłomny" i "Życie snem" wyszły spod pióra Calderona. Dzwoniłem, pisałem, aż wreszcie udało mi się namówić Jerzego Gurawskiego do tego, by powrócił do teatru. Przesądziło to, że spektakl powstaje w Teatrze Wierszalin - to klucz, który otwiera wiele drzwi.

A hasło "Rafał Gąsowski" nie pomogło? Jest Pan przecież obecnie jednym z najbardziej obiecujących młodych polskich aktorów.

R.G.: Jestem człowiekiem skromnym, a poza tym to, co zrobiłem do tej pory, nijak nie da się porównać do charyzmy Wierszalina.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji