Artykuły

Smutek artystycznej porażki na kaliskiej scenie

"Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" w reż. Michała Kotańskiego w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej.

Nie ma nic smutniejszego na scenie niż nieudana komedia, burleska czy farsa. Nieudaną tragedię da się jeszcze jakoś przeżyć, bo skoro człowiek dobrowolnie i świadomie wybiera się do teatru zgłębiać ludzkie cierpienia czy życiowe dramaty, jeszcze jedna porażka - zwłaszcza artystyczna - raczej go nie dobije. Jeśli jednak oczekuje od artystów godziwej porcji dobrego humoru, która ma go oderwać choć na jeden wieczór od szarej rzeczywistości lub przynajmniej uczynić ją znośniejszą, a ogląda na scenie totalną klęskę, ma prawo mieć szczerze dość teatru i to na długo!

W tym sezonie, który praktycznie dopiero się rozpoczyna, kaliski teatr zafundował nam "na dzień dobry" aż dwie takie porażki. Po mało zabawnej farsie Michaela Frayna "Czego nie widać" w reżyserii Pawła Okońskiego, która przynajmniej w finale zbliżała się do tego gatunku, w miniony weekend na dużej scenie odbyła się kolejna, chyba jeszcze bardziej niefortunna premiera "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" Petra Zelenki w reżyserii Michała Kotańskiego.

Zgoda, Zelenka nie pisze typowych komedii. Jego teksty są przede wszystkim dość trafną choć niezbyt głęboką czy odkrywczą analizą świadomości i stanu ducha czeskiego społeczeństwa po przemianach, jakie zaszły w całej Europie Środkowo-Wschodniej na przełomie XX i XXI wieku. Autor "Opowieści" dostrzega nie tylko zmiany obyczajowe czy mentalne, lecz także ich konsekwencje. Upadek wszelkich wartości i zarazem tęsknotę do ocalenia chociażby ich reliktów nawet w groteskowej wersji. Rozpad rodziny i innych więzi międzyludzkich, czego konsekwencją jest stopniowa alienacja, rosnące poczucie osamotnienia, niemocy i bezsensu dalszej egzystencji. Bohaterowie Zelenki to ludzie egoistycznie zapatrzeni w siebie i niezdolni do jakiegokolwiek działania. Zagubieni w nowej rzeczywistości, poddają się rozmaitym fobiom i dziwactwom. Można by rzec. że balansują na krawędzi między normalnością i szaleństwem. gdyby te określenia jeszcze cokolwiek znaczyły w tym zwariowanym świecie...

Ale głównym atutem sztuk Zelenki jest trafna socjologiczna diagnoza, która nieźle przylega także do innych społeczności europejskich, ale przede wszystkim pewna lekkość, dystans, szczególne poczucie humoru, z jakim autor opisuje tę nową dziwną rzeczywistość. I właśnie tego wszystkiego, co zazwyczaj określamy krótko jako "czeski humor", zabrakło w kaliskim spektaklu. Widać wprawdzie, że inscenizator mocno się starał, aby było wesoło, ale im więcej mnożył pomysłów różnych prowienencji. tym efekt rysował się gorszy. Darujmy sobie szczegółowe opisy tych zabiegów. Pozytywów też nie ma sensu szukać, bo giną przytłoczone rozmiarem klęski. Choć pewnie warto by zauważyć niektóre epizody aktorskie Leszka Wierzbowskiego czy Zbigniewa Antoniewicza, urodę co młodszych aktorek poddanych stylistycznym zabiegom czy nieśmiertelnych standardów muzycznych. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że przedstawienie jest koszmarnie długie, nudne i męczące. A publiczność żywiej reaguje jedynie na prymitywne dowcipy seksualno-hydrauliczne, co z kolei degustuje wrażliwszą część widowni.

Wszystko, co pozostaje po obejrzeniu kaliskiego spektaklu, to przygnębiające poczucie potrójnej porażki: bohaterów sztuki, twórców przedstawienia i straconego bezpowrotnie wieczoru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji