Artykuły

Warszawie należy się odwdzięczać pomimo jej wad

- Przybywa galerii sztuki, otwierają się cudowne teatry, np. Teatr Polonia, czy mniejsze teatry na Pradze. Na "Tartuffe'a" w Narodowym nie można się wcisnąć - mówi Agata Passent, która wsparła kampanię promującą kandydaturę Warszawy do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016.

Agnieszka Kowalska: - Dlaczego zdecydowałaś się zostać "twarzą kampanii"?

Agata Passent, dziennikarka, autorka książek o Warszawie: - Gdyż defetyzm, narzekalstwo, nihilizm i brak społecznikowskich odruchów warto zwalczać angażując się w pozytywne inicjatywy. Jak wielu mieszkańców Warszawy i ja jestem ironiczna, cyniczna, egoistyczna, ale to nie znaczy że nie staram się ze swymi wadami walczyć. Kocham moje miasto, prawie wszystko co zrobiłam w życiu osobistym i zawodowym, zawdzięczam temu miastu. Warszawie należy się odwdzięczać pomimo jej wad. Poza tym wolę żyć w europejskiej stolicy kultury niż na pustyni kulturalnej.

Czy nasza oferta kulturalna może być atrakcyjna dla Europejczyków?

- Każdego dnia odbywa się tu tyle spektakli teatralnych, koncertów, spotkań z pisarzami, promocji książek, że człowiek żałuje że nie może być w kilku miejscach jednocześnie. Parę dni temu byłam na koncercie Orkiestry Radiowej która wykonywała utwory Erica Satie. Aby tam pójść musiałam zrezygnować z jednego z koncertów w ramach Jazz Jamboree. Przybywa galerii sztuki, otwierają się cudowne teatry, np. Teatr Polonia, czy mniejsze teatry na Pradze. Na "Tartuffe'a" w Narodowym nie można się wcisnąć. Prace artystów tworzących w moim mieście zaczynają podbijać galerie Europy Zachodniej. Galeria Yours prezentuje najlepsze nazwiska światowej fotografii. Czy ktoś wie, ile w stolicy jest festiwali? Na pewno ponad setka!

Na co powinniśmy w tym wyścigu postawić?

- Na szczęście nie znam się na promocji. Nie pracuję w PR ani w firmie reklamowej. Jestem wolnym człowiekiem, nie znam się na słupkach, formatowaniu i badaniach focusowych. Z dziennikarskich obserwacji innych stolic, które miały sto lat więcej na naukę autorpomocji, widzę, że prócz podkreślania modnych obecnie działań niszowych, stawia się na kilka wielkich, masowych imprez. Salzburg ma swój festiwal Mozarta, Wenecja bienalle i koncerty muzyki popowej trochę w stylu dawnego Woodstock, Arles - festiwal fotografii. Jak na razie brak nam kilku poważnych muzeów, czekamy z niecierpliwością na Muzeum Historii Żydów i Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Skoro nie ma jeszcze budynków można by zacząć od działań w plenerze. Na małą na razie skalę sztukę do przestrzeni publicznej wprowadza Fundacja Bęc Zmiana. Miasto wspiera działania Joanny Rajkowskiej. Jej prace są piękne i ważne. Nie zdążyliśmy jeszcze zbudować porządnej sali koncertowej. Diana Krall i Take Six występowali w Kongresowej. Darzę ją sentymentem, ale należy jej się ciut oddechu...

Czy ten tytuł Europejskiej Stolicy Kultury jest nam w ogóle do czegoś potrzebny?

- Oczywiście, możemy zostać sympatycznym prowincjonalnym miasteczkiem gdzie nikt nam nie przeszkadza. Nasi warszawscy artyści mogą zbierać laury i pocałunki od wielbicielek w renomowanych galeriach Wiednia, Paryża, Kolonii. Są tanie linie i wielką retrospektywę prac Hoppera możemy obejrzeć w Londynie. Jednak podskórnie czuję, że gdy miasto się nie rozwija, to się cofa. Tak jak źle zarządzana firma. Gdybyśmy nie starali się o ten tytuł, zapewne złośliwcy zarzucili by nam zaściankowość. Jak dla mnie, to my już jesteśmy europejską stolicą kultury. Ten tytuł pomoże ulepszyć system informacji o tym, co się tu dzieje, obudzi bardziej masowe zainteresowanie polską sztuką na świecie, pomoże w promocji wielu twórcom. Może zaawocuje infrastrukturą? I zintegruje grupę ludzi kultury. Są oni podzieleni na małe paczki, a wspólny cel być może sprawi, że się zaprzyjaźnią.

Jak oceniasz słynny już film promujący naszą kandydaturę, z Pałacem Kultury widzianym z pola kapusty?

- Na czwórkę. Jego przekaz mówi mi: Warszawa jest miastem nietypowym, dziwnym, wręcz chaotycznym, ale jest to chaos inspirujący dla pracujących tu twórców. Obok orkiestry z Chmielnej tworzą tu wybitni jazzmani. Obok szklanych wieżowców pozujących na Nowy Jork, stoją stare czynszówki i rosną haszcze. Film starał się uniknąć folderowego kiczu, pocztówek z zabytkami i banalną architekturą Złotych Tarasów. Unika on też fałszywej propagandy. Podobało mi się, że pokazany jest wkład różnych grup tworzących kulturę Warszawy - kiedyś Żydów, a dziś m.in. Wietnamczyków. "Multikulti" czyli stawianie na wielorodność kulturową musi dobrze się kojarzyć urzędnikom europejskim. Nie wszyscy wiedzą, że film jest skierowany do dość wąskiej grupy ludzi decydujących o tym, które miasto otrzyma ten tytuł. Jego wadą jest dzikie tempo i nie dość wyraźne podkreślenie potencjału tkwiącego w już tworzących tu artystach. Czepianie się detali odciąga jednak dyskusję od sedna problemu. Reklama żywi się łopatologicznym i prostym przekazem. Tymczasem Warszawa ze względu na historię nie ma jednej tożsamości, ma kilka twarzy i rozproszone centrum. Trudno stworzyć dobre opakowanie tak niezdefiniowanemu produktowi jakim jest nasze miasto. Film zaawocował dyskusją. To znaczy że obudził nas z letargu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji