Artykuły

Przebłyski

Przedstawienie "wisi" na aktorach. Tylko oni mogą zamienić je w błyskotliwe, energetyczne spotkanie - o "Kaczo" w reż. Edwarda Żentary Stowarzyszenia Teatr Dialog w Krakowie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Za co teatr kocha Bogusława Schaeffera? Za niezwykłe teksty, pozwalające aktorom na rozbudowaną improwizację i poczucie nieskrępowanej swobody scenicznej. Za dostarczanie znakomitego materiału, z którego komponować można niezwykłe spektakle, balansujące na granicy aktorstwa i prywatności. Za wyczucie muzyczne, które pojawia się choćby w instrukcjach dotyczących tempa wykonania. Za poczucie humoru wreszcie i przełamywanie pompatycznego wykładu rubasznym, dosadnym dowcipem. Aktor, który dobrze czuje się improwizując na scenie, znakomicie odnajdzie się w materiale dostarczanym przez Schaeffera. W krakowskim "Kaczo" ten zabieg nie udał się do końca. Nie wystarczyło środków ekspresji aktorskiej. Dowcip zbyt często zastąpiło mizdrzenie się do publiczności. W miejsce improwizacji wkradło się, nie wiedzieć, czemu, aktorzenie.

"Kaczo" posiada jedynie zręby fabuły. Głównym tematem, rozwijanym przez większość spektaklu, jest wykład, prowadzony przez Showmana (w tej roli reżyser spektaklu, Edward Żentara, któryś już raz mierzący się z tym utworem i tą rolą). W trakcie wykładu na scenę wkradają się On (Tomasz Piasecki) i Ona (Jagoda Pietruszkówna). Wtedy to rozpoczyna się demontaż przygotowanego przez Showmana wystąpienia. Dwoje intruzów przyjmuje różne role, płynnie zmieniając tożsamości i błyskawicznie przebierając kostiumy. Stawiają Showmana wobec różnych sytuacji, na które on musi reagować, by pozbyć się natrętów i kontynuować wykład. Koniec końców wszystko zapada się w sobie, Showman rezygnuje z występu, aktorzy kłaniają się, widzowie wychodzą.

Przedstawienie "wisi" na aktorach. Nie może zresztą być inaczej, bo "Kaczo" jest napisane z myślą o wykonawcach scenicznych. Tylko oni mogą zamienić je w błyskotliwe, energetyczne spotkanie z (projektowanym) inteligentnym widzem lub sprawić, że publiczność zmęczy się, patrząc na nieszczęśników, których ogromną ambicją jest ją rozbawić. Premierowy wieczór w Teatrze Zależnym był, niestety, dość męczący. Wymuszone dowcipy, gra "pod publiczkę" i nieznośne, nachalne "granie, że jest śmiesznie" zupełnie nie rymują się z utworem Schaeffera. Niestety, szło to również w parze z - właśnie - demonstrowaniem tego, że się gra, z sztampową teatralną ekspresją i zachowaniami. Ta estetyka nie sprawdziła się zupełnie. Aktorzy demonstrujący granie nie byli skuteczni. Dopiero, gdy zbliżyli się do prywatnego sposobu bycia, tekst zaczął rzeczywiście działać. Uruchomiony mechanizm aktorskiej prywatności (choćby i zagranej) pełniej otwierał tekst, dawał wrażenie improwizacji, komponował się w całość z wypowiadanymi słowami. Szkoda, że dopiero w drugiej połowie spektaklu pojawiło się więcej tego typu zabiegów.

Niewielka przestrzeń podziemnej sceny przy ulicy Kanoniczej doskonale nadaje się do inscenizowania tekstu, w którym istotną rolę odgrywa kontakt z publicznością. W "Kaczo" Żentary jednak ten kontakt zostaje tylko zaznaczony, pojawia się, gdy wymusza go utwór. Można odnieść wrażenie, że aktorzy bardzo mocno trzymają się tekstu i absolutnie nie chcą zbudować jednorazowej improwizacji, wykraczającej poza wyuczoną partyturę. Znamiennym przykładem jest sam reżyser, któremu na premierowym pokazie odpadł guzik od marynarki. Pretekst do odejścia od tekstu znakomity - niestety niewykorzystany.

Prosta scenografia i skromna inscenizacja to atuty przedstawienia. Jest ono - całkiem rozsądnie - zbudowane wedle zasady "im mniej, tym lepiej". Nie zaszkodziłoby mu zrezygnowanie z kilku wyciemnień i zmian świateł. Prostota współgra z kompozycją tekstu i buduje jakość spektaklu. Nie jest zaś, jak w wielu innych przypadkach, oznaką amatorszczyzny czy cięcia kosztów. Rezygnacja z ostentacyjnej teatralności doskonale uzupełnia wrażenie improwizacji, budulec inscenizacji tekstów Schaeffera.

"Kaczo" to wielogatunkowa teatralna zabawa. I choć aktorzy nie wydobywają, niestety, wszystkich odcieni migotliwego tekstu, od czasu do czasu rzeczywiście bawią się nim. A dopiero gdy bawią się wykonawcy, bawimy się i my, widzowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji