Artykuły

WSPOMNIENIE Mieczysława Ćwiklińska (01.01.1880-28.07.1972)

Była wielką, wspaniałą aktorką. Kochaną i uwielbianą przez tłumy. Ilekroć ta wielka dama pojawiała się na ulicy, natychmiast oblegały ją tłumy. Na Jej widok rozjaśniały się twarze. Witano Ją jak kogoś bliskiego. Zawsze znakomicie ubrana, w cudownych kapeluszach, z nierozłączną srebrną laseczką w dłoni przemierzała często ulice Warszawy. A kiedy zapragnęła przejechać się tramwajem lub autobusem, kierowcy, z daleka widząc Panią Miecie, pospiesznie otwierali drzwi, kłaniali się nisko i zapraszali do środka. Pasażerowie jakby na rozkaz podrywali się na baczność i ofiarowywali Jej swoje miejsca. Szczęśliwa i rozpromieniona siadała na jednym z nich, dziękując serdecznie.

Urodziła się 1 stycznia 1880 roku. Pochodziła ze słynnego rodu aktorskiego Trapszów. Aktorstwa uczyła się u swego sławnego ojca Marcelego Trapszo. Ćwiklińska to nazwisko panieńskie jej babki, którym posługiwała się na scenie.

Oprócz wielkiego talentu komediowego los obdarzył ją pięknym głosem, który szkoliła w kraju i za granicą. Grała cudownie komedie i farsy, stając się z czasem mistrzynią tego gatunku. Na scenach operetkowych odnosiła sukcesy, śpiewając tak trudne partie jak Adela w "Zemście nietoperza" czy Krysia w "Krysi leśniczance".

Debiutowała rolą Helenki w "Grubych rybach" Michała Bałuckiego w roku 1900 na scenie Teatru Ludowego w Warszawie. Przez pierwsze lata występowała w Teatrze Nowości. W latach 20. w Teatrze Polskim i Teatrze Małym, gdzie dyrektorem był Arnold Szyfman. Lata 30. to teatry wchodzące w skład Towarzystwa Krzewienia Kultury Teatralnej - Narodowy, Polski, Mały, Nowy i Letni w Ogrodzie Saskim. W tym ostatnim grywano przede wszystkim lekkie komedie i farsy. W Teatrze Narodowym tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej zobaczyłem Ją po raz pierwszy na scenie jako uczeń Gimnazjum Zgromadzenia Kupców. Było to abonamentowe przedstawienie dla szkół. Grała Podstolinę w "Zemście" Aleksandra Fredry. Byłem zachwycony tym znakomitym przedstawieniem w reżyserii Juliusza Osterwy i rewelacyjnej obsadzie, którą tworzyli najwięksi ówcześni artyści: Józef Węgrzyn - Rejent, Jerzy Leszczyński -Cześnik, Mariusz Maszyński - Papkin, Ludwik Solski - Dyndalski, Karolina Lubieńska - Klara i Jerzy Roland - Wacław. Innych głośnych Jej ról z okresu przedwojennego: Szambelanowej w "Panu Jowialskim" Fredry, Ochotnickiej w "Klubie kawalerów" Bałuckiego, Żegociny w "Panu Damazym" Blizińskiego, Zebrzydowieckiej w "Dowodzie osobistym" Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej, Lady w "Korsarzu i lady" oraz Lulu w "Skizie" Zapolskiej, niestety, nie widziałem. W "Skizie" zobaczyłem ją dopiero po wojnie w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Była cudowna.

Okres okupacji przeżyła w Warszawie. Nie występowała w teatrze. Początkowo pracowała w Cafe Bodo przy ul. Foksal wraz z Ewą Bandrowską-Turską, Janiną Romanówną, Zofią Lindorfówną, Karoliną Lubieńska, Aliną Żeliską i Krystyną Zelwerowicz. One zajęły się kelnerowaniem, a Pani Mieci zaproponowały sprzedaż papierosów, uznając, że praca kelnerki może być dla niej zbyt uciążliwa. Później, kiedy dostały pozwolenie na prowadzenie kawiarni, przeniosły się do pałacyku Radziwiłłów (róg Pięknej i Al. Ujazdowskich) i stały się udziałowczyniami jednej z najbardziej znanych i licznie uczęszczanych kawiarni U Aktorek.

Po skończonej wojnie rozpoczęła występy od Krakowa. Poza "Skizem" przypomniała swoją wielką rolę Szambelanowej w "Panu Jowialskim" i zagrała nową - Księżnej Karoliny w sztuce Salacrou "Archipelag Lenoir".

Z Krakowa pojechała na gościnne występy do Poznania, aby przypomnieć tamtej publiczności kilka swoich przedwojennych ról. Poznaniacy byli zachwyceni. Wszędzie zresztą, gdzie się pojawiła, przyjmowali ją po królewsku. Była ulubienicą całej Polski. Do Warszawy przyjechała na gościnne występy w roku 1948, kiedy miasto leczyło rany a z mieszkaniami było tragicznie. Zaprosił ją dyr. Arnold Szyfman do Teatru Polskiego, aby zagrała swoją głośną rolę Szambelanowej. Widziałem Ją wtedy. Była rzeczywiście genialna. Jej słynne kwestie o majorze Tuzie przyjmowane były gromkimi brawami. Na stałe powróciła do Warszawy dopiero w roku 1950, kiedy władze zagwarantowały jej mieszkanie. Zaangażowała się do Teatru Nowego przy ul. Puławskiej do dyr. Jerzego Macierakowskiego, z którym była zaprzyjaźniona. Zagrała wtedy po raz pierwszy w swojej karierze Dulską w "Moralności pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej. Była to Dulska inna, daleka od długoletniej tradycji. Podniesiona w klasie, ale pozostająca nadal kołtunką. Przedstawienie miało bardzo dobrą prasę i cieszyło się ogromnym powodzeniem. Nazwisko Wielkiej Pani Mieci ściągało tłumy. Drugim magnesem oprócz Mieczysławy Ćwiklińskiej była Irena Eichlerówna, kolejna ulubienica Warszawy i znakomita aktorka, choć kontrowersyj na w roli Hanki. Ona również odczytała ją inaczej niż dotychczas. Resztę obsady tworzyli: Władek Sheybal jako Zbyszko, Janina Anusiakówna jako Hesia i Benigna Sojecka jako Mela Rolę Dulskiej wybrała Pani Mięcia na swój jubileusz 50-lecia pracy artystycznej. Odbył się on w Teatrze Polskim w Warszawie w roku 1950. Spektakl z ul. Puławskiej przeniesiono na ul. Karasia. Tam w wypełnionej po brzegi sali Teatru Polskiego składano hołd wielkiej artystce. Zdenerwowana, ale szczęśliwa, wzruszona do łez dziękowała rozentuzjazmowanej publiczności za tyle serca i miłości. Scenę zarzucono kwiatami. Byłem świadkiem tego wydarzenia, będąc delegatem z ramienia teatru jako przewodniczący SPATiF-u. W Teatrze Nowym zagrała jeszcze Orgonową w "Damach i huzarach" Aleksandra Fredry i Filamintę w "Uczonych białogłowach" Moliera. Miałem szczęście i zaszczyt grać w tej sztuce Klitandra, mając kilka scen z panią Ćwiklińską. Cóż to była za rozkosz znaleźć się w otoczeniu tej wielkiej damy. Próby z nią, a potem przedstawienia, to ogromna satysfakcja. Ujmowała prostotą i niezwykłym poczuciem humoru, wnosząc niepowtarzalna atmosferę. Zaskakiwała pomysłami, prowadziła cudownie dialog i bezbłędnie puentowała. Lubiła mnie bardzo i wspierała, dając mi cenne wskazówki. W ogóle kochała ludzi. Toteż tę miłość odwzajemniano. Potem związała się z Teatrem Polskim na dłużej. Pracowała w nim do roku 1967. W tym okresie stworzyła wiele niezapomnianych postaci, takich jak: Chliostowa w "Mądremu biada" Gribojedowa, Fiokła w "Ożenku" Gogola, Arsena w "Mizantropie" Moliera i kasztelanowa Gnójeńska w "Polacy nie gęsi" Morstina. Przeurocza i ciepła jako Julia Czerwińska w "Domu kobiet" Zofii Nałkowskiej zachwyciła nie tylko warszawiaków, ale także Polonię londyńską, gdzie ten spektakl prezentowano w POSK-u (Polski Ośrodek Kulturalny) w znakomitej obsadzie w reżyserii Marii Wiercińskiej.

W okresie przedwojennym grała niemalże w każdym polskim filmie. Była najbardziej kasową aktorka. Po wojnie wystąpiła tylko w jednym filmie - w "Ulicy Granicznej" Aleksandra Forda. Swoją ostatnią wielką rolę dramatyczną Babki w sztuce Casony "Drzewa umierają stojąc" zagrała w Teatrze Rozmaitości przy ul. Marszałkowskiej. Objechała z nią całą Polskę, a także Amerykę i Kanadę wbrew zaleceniom lekarzy. Wszędzie entuzjastycznie przyjmowana na stojąco przy wtórze pieśni "Sto lat". Była szczęśliwa. Kochała tę rolę.

Marzyła aby umrzeć na scenie. Grała postać Babki ponad 1500 razy. W ostatnim czasie straciła wzrok, a mimo to nie chciała się z nią rozstać i przerwać występów. Teatr trzymał ją przy życiu. Grała niemalże do ostatniej chwili.

Odeszła, mając 93 lata. Pochowana została na Starych Powązkach w Alei Zasłużonych. Żegnały ją tłumy. Jej miejsce pozostało puste.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji