Artykuły

Legendy nie da się odtworzyć

"Kabaret... wieczór 8" w reż. Marka Pacuły w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Może śmieszyć, może budzić refleksję... Kabaret pod tytułem "Kabaret..." (co za pomysł!) na Scenie Kabaretowej Teatru Powszechnego budzi tylko jedną: po jakiego grzyba tkwię przy tym stoliku w tym foyer?

Gdy Maja Korwin w ludowym stroju śpiewała piosenkę "Zosia i ułani" z Kabaretu Starszych Panów, to libretto o uleganiu kolejnym wojakom ubarwiała animacja zza parawanu (a było nim płótno z cyklu "Ułan i dziewczyna"). Więc przy słowie "las" wyrastały gałązki, przy słowie "strumyk" z kubka lała się woda, jak "ułan" - to czapka, jak "jagódki" - to koszyczek... Tyle, że owo cudownie tautologiczne poczucie humoru reżyser Marek Pacuła przeniósł na całe, bez mała dwugodzinne widowisko.

Nakazanie konferansjerowi Markowi Ślósarskiemu, by na przykład przy słowach o czarnej pelerynie trzymał czarną pelerynę świadczy nie tyle o otchłannej duszy kabaretowego artysty-szarlarlatana, tylko o wyobraźni przedszkolaka. Artur Majewski przebrany w kostium czarnego Pierrota, śpiewający "Jamais" tak przypominał Aleksandra Wertyńskiego, jak Karolina Łukaszewicz w kolejnym numerze Marlenę Dietrich. No, jakoś nikt na widowni nie omdlał... Zemsta reżysera na aktorach równie straszna, co ruszczyzna pana Majewskiego i niemczyzna pani Łukaszewicz. I francuski pani Korwin.

Cel edukacyjny, by uczynić z programu bedeker po dwudziestowiecznych estradach kabaretowych Europy, nie mógł powieść się jednocześnie z zamysłem rozśmieszeniem publiczności. Po pierwsze: wytłumaczony dowcip nie śmieszy. Po drugie: trudno przejąć się konceptami pradziadów (choć akurat szef artystyczny nieprzemijającej Piwnicy pod Baranami może tego nie rozumieć). Po trzecie: aura legendarnych artystów i miejsc jest nie do odtworzenia.

Efekt totalnego braku pomysłów inscenizacyjnych jest taki, że większość kabaretowych piosenek, monologów i skeczy chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Ba, Artur Zawadzki zapominał jeszcze na premierze! A tu jeszcze trzeba zapomnieć kostiumy Zofii de Ines: na przykład czterech mężczyzn, którzy do ciemnych garniturów w prążek mają koszule, od lewej: pomarańczową, niebieską, różową i zieloną oraz takież krawaty. Zapamiętać warto tylko trzy aktorskie wykonania: Maję Korwin w roli uroczej idiotki w piosence "Taka głupia to ja już nie jestem", Magdę Dratkiewicz rozdygotą wątpliwościami w rumbie "Czy mu dać?" i smutek berlińskiej dziwki z "Obojętności" w wykonaniu Marty Góreckiej. Co do reszty: proszę mnie nie rozśmieszać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji