Milczenie krów
"Kamienie w kieszeniach" w reż. Krzysztofa Stelmaszyka Tearu Montownia w Centrum Artystycznym w Warszawie. Pisze Magdalena Zapart w Życiu Warszawy.
Mistrzowskie aktorstwo - tak w dwóch słowach można zrecenzować sztukę "Kamienie w kieszeniach" autorstwa Marie Jones, którą na warsztat wzięli aktorzy Teatru Montownia.
Tragikomedia Jones opowiada z pozoru banalną historię: dwóch statystów styka się z wielką hollywódzką produkcją, która jak to ma w zwyczaju, wysysa z ludzi, to co mają najlepszego i pędzi dalej. Ziarno jednak zostało zasiane, Charlie i Jake co prawda razem nie mają nic, ale to wystarczy, żeby ruszyć w pogoń za marzeniem i nakręcić film. Bez happy endu i historii miłosnej w tle, za to prawdziwy i z dużą ilością krów w obsadzie. Hołd dla Seana, który zagubił się gdzieś po drodze i zakończył swoje życie z kamieniami w kieszeniach.
Pusta scena, dwóch aktorów i dekoracje ograniczające się do ławeczki - w dobie rozbuchanych inscenizacji taki wybór może dziwić. Przestaje, kiedy Rafał Rutkowski i Maciej Wierzbicki zaczynają grać. Bez rekwizytów (no dobrze, pojawia się butelka z wodą i wyświechtany scenariusz), bez kostiumów, operując jedynie głosem i ciałem, aktorzy Montowni w doskonały sposób wcielają się w kilkanaście diametralnie od siebie różnych postaci. Jest nastoletni narkoman z zapadłej irlandzkiej wioski, jest histeryczna kierowniczka planu, jest i wreszcie gwiazda filmowa z Hollywood, piękna Caroline Giovanni.
Aktorzy uniknęli pułapki jaką może być pokusa pójścia na całość w pierwszej, momentami niemal farsowej części spektaklu i wtedy, kiedy ton opowieści zmienia się na bardziej serio, widz nie ma poczucia, że znalazł się znienacka w innej bajce. Śmiech na chwilę zamiera, ale nie więźnie w gardle - to wszak Irlandia, tu się pije, gra i śpiewa także na pogrzebie. Ta spoistość spektaklu o wielka zasługa i aktorów i reżysera-debiutanta, Krzysztofa Stelmaszyka. W mniej wprawnej interpretacji opowieść posypałaby się jak domek z kart, a tego ani artyści, ani tym bardziej my widzowie byśmy nie chcieli.