Artykuły

Don kichot

"Oczyszczenie" w reż. Petra Zelenki w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Nikt nie chce przyjąć spowiedzi Jacka. Nikt nie chce, nikt nie może, albo nikt nie wyczuwa, że konfesja wisi w powietrzu, jest blisko i stanie się, wybrzmi, trzeba tylko na chwilę odstawić wszystkie pilne sprawy świata i chcieć być cicho, chcieć być samym tylko słuchem. Tyle by wystarczyło, aby życie stało się lżejsze o jeden ciemny sekret. Mało by wystarczyło. Tak. Ale mało, akurat takie "mało", to dla ludzi w "Oczyszczeniu" Petra Zelenki bardzo dużo, dużo za dużo - drobiazg ponad siły.

W "Oczyszczeniu" nikt już nie umie słuchać czysto, słuchać po to tylko, by wysłuchać. Nikt nie umie, albo złe farty codzienności nie pozwalają. Jacek (Krzysztof Globisz), trzeciorzędny pisarz w głęboko średnim wieku, uśpił i zgwałcił w swym domu jedenastoletniego syna sąsiadów, Pawła (Bogdan Brzyski) i Ewy (Małgorzata Gałkowska). Stało się i nie ma co pytać, jakim cudem, skoro Jacek jest przecież normalny, do dna przeciętności męskiej i małżeńskiej - wręcz trywialnie normalny, z libido daleko poza nawet najbledszymi cieniami pedofilskich demonów. Stała się ciemność nie do cofnięcia i nie do wyjaśnienia, teraz idzie tylko o to, by wyznać ciemność, bo inaczej nie sposób oddychać. Sedno opowieści Zelenki proste jest, proste i najstarsze z możliwych. Zbrodnia - oczyszczenie przez spowiedź - odkupienie przez karę. Tak. Cała gorycz jednak w tym, że nie ma komu słuchać.

Andrzej (Jan Peszek), wydawca Jacka i jego od zawsze najlepszy druh, umie słuchać już tylko - interesownie. Gwałt gwałtem, chłopięca tragedia chłopięcą tragedią, ciemności ciemnościami, ale jakie plusy i jakie minusy dla rynkowych losów najświeższej książki Jacka będzie miało jego przyznanie się do winy? Co? A może lepiej zmilczeć grzech? Dalej: dopuścić do sekretu Jacka swą monstrualnie prostacką żonę Alinę (Iwona Bielska)? Jeśli tak - to po co? I jeśli Jacek inaczej nie może, to jaka forma spowiedzi będzie najintratniejsza? Telewizja? Tak, telewizja - program "Oczyszczenie" właśnie - będzie dobra! Wzmoże sprzedaż świeżej powieści!

Słuchając spowiedzi, Andrzej w istocie słucha własnych liczydeł, co bez wytchnienia grzechoczą koralikami w głowie, zaś Monika (Katarzyna Gniewkowska), żona Jacka, nie wie, że słucha spowiedzi, bo słyszy strumień wody. Ot, zły fart codzienności: gdy on wyznaje ciemność - ona akurat spłukuje pod kranem świeżą farbę z włosów. Jak skończy, owinie głowę białym ręcznikiem i nawet przez tył myśli jej nie przejdzie, że stawia pytanie dławiące: "Co mówiłeś, kochanie?"... On już nie będzie miał siły, nie będzie miał odwagi powtórzyć. Bąknie tylko: "Nic takiego"...

Tak jest wciąż. Albo ułomne słuchania, albo złe farty codzienności. Albo ucho rozmija się ze słowem, bo ucho słyszy strategie prawniczej obrony. Albo też dana chwila akurat nie jest w świecie dobrą chwilą na konfesję. Nie jest, bo ktoś musi lecieć, bo brzęczy komórka, bo woda cieknie, bo nie ta godzina, nie ten dzień, nie ta pogoda. Zawsze coś jest nie tak. Zawsze jest jakoś tak, że ciemna spowiedź przechodzi mimo uszu, zawsze niewypowiedziana, zawsze z palcem na ustach. Aż do następnego razu, który też będzie fiaskiem. I aż do występu w talk-show "Oczyszczenie"...

Jacek zadzwoni do wszystkich znajomych, do żony, do rodziców zgwałconego chłopca, by obejrzeli, wysłuchali i wybaczyli, bądź potępili, obojętne, byle tylko już dłużej nie trwała gęstniejąca cisza. Pięknie, ale skąd mógł wiedzieć, że program nie jest emitowany na żywo? I kto mu miał szepnąć, że odcinek z jego spowiedzią wyląduje w koszu, gdyż z powodu żenującej oglądalności "Oczyszczenie" zostanie zdjęte? Przypomina się wcześniejsza rozmowa ciemności z wodą. "Co mówiłeś, kochanie?... Nic takiego...".

Tu się zatrzymam. Pominę garść spokojnie, czysto granych drugoplanowych ról. Pominę klasyczną dla Zelenki poetykę opowiadania szybkimi scenami. Pominę zdumiewającą płynność zmian planów, świateł i dekoracji. Pominę wreszcie akt drugi, ociekający pretensjonalnym mentorstwem. Oto z rasowego czeskiego bajarza, "wnuka" Hrabalów, Haszków i innych Skvoreckich, Zelenka stacza się w rolę żałosnego moralisty mediów, w kata bezdusznej telewizji, w dewota, co na temat upadku wartości wypiskuje banialuki lite. Pominę to wszystko, pominę też fabularne zapętlenia, których jest ogrom. Zostanę przy nici, com ją w prologu wysupłał. Bo tylko tu jest Zelenka - bajarz, co nie karci świata, lecz chwyta całą jego cudną gorycz.

Tu jest prawdziwa opowieść. I tu jest Globisz. Zagrał dojmująco. Niczym skarlały, z małej litery pisany don kichot - łazi po domach ze swą nic dla ludzi nie wartą ciemnością w gardle. Zmienił "Oczyszczenie" w przypowieść o odrzuconej konfesji, w gorzką historię prawdy kłopotliwej dla epoki handlu wymiennego, bo niby na co wymienić ból? Szedł - a uszy były odwrócone. "Co mówiłeś, kochanie?... Nic takiego...". Szedł i z każdą nieudaną próbą spowiedzi był mocniej samotny, bardziej cyniczny. W nagrodę staje się gwiazdą debilnego talk-shaw "Mokra ściera". To wszystko. Niewysłuchane ciemności kończą się trupem dobrego smaku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji