Artykuły

Gdańsk. Dyrektor Nawotka żegna się z Operą Bałtycką

Dyrektor naczelny Opery Bałtyckiej Włodzimierz Nawotka [na zdjęciu], po 28 latach piastowania tej funkcji, z końcem tego roku kalendarzowego odchodzi na emeryturę. Swoją drogę zawodową zamyka, inicjując projekt realizowany wspólnie z operami z Szeged, Rennes, Bremy i Nowego Jorku. Daje on gdańskiemu teatrowi możliwości na stanie się jedną z najbardziej rozpoznawalnych scen w Europie.

Katarzyna Chmura: Czego możemy spodziewać się po grudniowej inscenizacji operetki Straussa "Baron Cygański" Emila Kowalskiego?

Włodzimierz Nawotka: Bardzo sympatycznych wrażeń słuchowych i wzrokowych. Jestem przekonany, że przedstawienie będzie przyjęte z dużym aplauzem. Jest to jedna ze sztandarowych operetek, które wystawia się w teatrach operowych poza klasycznym repertuarem. Pozycję, w których śpiew przeplata się z tańcem, powinni realizować ludzie posiadający zarówno talent reżyserski, jak i choreograficzny - tak jak Emil Kowalski. Daje to bowiem gwarancję, że przedstawienie będzie nie tylko rozśpiewane, ale i roztańczone.

Czy wybór tak pogodnego tytułu na ostatnią premierę w pana karierze zawodowej świadczy o tym, że odchodzi pan na emeryturę w dobrym nastroju?

- (śmiech) Odchodzę na emeryturę z uczuciem dobrze spełnionej drogi zawodowej. 28 sezonów to bardzo długi czas, obfitujący w wiele zdarzeń. "Baron Cygański" będzie moją 101. premierą. Był to więc czas 101 bardzo poważnych decyzji, za którymi szedł cały szereg problemów. Opera to całe kompendium sztuk, które składają się na sukces. Są to niezwykle trudne decyzje, za którymi nie zawsze idzie sympatia ogółu. Ale to jest teatr i niestety, demokracja nie zawsze się sprawdza.

Co zaliczyłby pan do największych sukcesów w swojej wieloletniej karierze zawodowej?

- "Faworytę" Dionizettiego - dzieło, którego nikt nie wystawił wcześniej w Polsce, podjęte z myślą o Stefanii Toczyskiej. Wiąże się to również z tym, że Opera Bałtycka ruszyła wtedy na Zachód. Mam nawet jeszcze w pamięci początek recenzji niemieckiego krytyka muzycznego: "A jednak udało się wyrwać z potężnych łap Karajana Stefanię Toczyską, która przyjechała specjalnie do Bremy...", a potem już same komplementy. Wielkim sukcesem było również "Nabucco" Verdiego, które w inscenizacji Ryszarda Peryta zabrzmiało na 80 scenach operowych Europy. W tym też momencie zarysowała się nasza linia repertuarowa - wystawiania w formie scenicznej i koncertowej dzieł, które rzadko bywają na scenach operowych. Do wielkich sukcesów zaliczyłbym też spektakl baletowy "Spartakus" Chaczaturiana - ani przed, ani po już takiego baletu nie wystawiliśmy. Sukcesem było także przedstawienie po raz pierwszy w Polsce "Tanhausera" Wagnera - spektaklu, który powtórzyliśmy potem w Operze Leśnej w ramach "Nocy z operą", za co otrzymaliśmy Pomorską Nagrodę Artystyczną. Z nowszych premier jako jedną z najlepszych inscenizacji wymieniłbym "Fausta" Gounoda - spektakl o niezwykłej spójności dramatu i muzyki w realizacji Weissa-Grzesińskiego. Ta właśnie realizacja zadecydowała w mojej myśli o przedstawieniu kandydatury Marka Weissa-Grzesińskiego na nowego dyrektora teatru. Wreszcie przedstawione na bardzo wysokim poziomie "Rigoletto" tegoż realizatora. Niezwykle ważnym wydarzeniem była również premiera "Kawalera Srebrnej Róży" - pozycji o najwyższym stopniu trudności muzycznej. Jesteśmy jedynym w Polsce, obok Śląskiego Teatru Operowego, który wystawił tę operę. Udało nam się wystawić 56 spektakli w Europie.

Zapewne było też wiele trudności?

- Jak zły sen przypominam sobie na przykład dawny problem baletek klasycznych. Nie można było ich nigdzie kupić, a szybko się zdzierały, potrzebna była więc permanentna produkcja. Niestety, może przyjdzie kiedyś taki czas, że teatry nie będą miały tego dylematu - mam tu na myśli oczywiście kwestię pieniędzy. Dużym problemem jest sprawa wynagrodzeń dla pracowników opery. Płace są ciągle niskie, a bynajmniej nie takie, na jakie zasługują artyści, którzy powinni przecież spełniać mnóstwo warunków - muszą mieć talent, słuch, wrażliwość. Dla mnie zawsze dużym problemem jest również obiekt, w którym mieści się teatr. Budynek ma swoją historię, która zaczęła się 100 lat temu. Powstał jako Stadthalle do celów bardziej sportowych niż artystycznych. Potem zaadaptowano go na teatr. Po wojnie w budynku funkcjonowały trzy instytucje: opera, filharmonia i teatr Wybrzeże. Obiekt był w różnych okresach modyfikowany. Za mojej dyrekcji budowane było już foyer. Począwszy od lat 60.-70. w teatrze trwa w zasadzie permanentny remont. Tegoroczne późniejsze rozpoczęcie sezonu artystycznego wynika również z remontu sceny i wymiany okien. Przed moimi następcami zatem decyzja, przed którą nie uciekniemy - postawienie nowego budynku. Uważam, że prędzej czy później Gdańsk powinien mieć teatr operowy z prawdziwego zdarzenia. Każde miasto, które pretenduje do miana metropolii, musi się o to postarać. Niektóre miasta europejskie, np. Kopenhaga, budują już drugi, bo stary okazał się za mały. Berlin natomiast ma ich aż trzy. Jeżeli dowiadujemy się o budowie teatru operowego w Białymstoku, to w końcu chyba czas na Gdańsk. Miastu, pracownikom teatru, nowym władzom i również sobie życzę, żeby teatr się rozwinął, żebym dożył czasów, kiedy przyjdę na przedstawienie operowe do nowego budynku.

Co wiadomo jeszcze na temat planów opery w bieżącym sezonie artystycznym?

- Już na starcie zapadła bardzo pozytywna decyzja - nowa dyrekcja ma zapewnione zwiększenie środków finansowych. Pierwszą premierą Marka Weiss-Grzesińskiego będzie w kwietniu "Don Giovanni" Mozarta - opera, która często gości na scenach operowych. Novum może tkwić w inscenizacji i w sposobie spojrzenia na dzieło. Cieszę się też bardzo, że przyszły dyrektor postanowił kontynuować zainicjowane przeze mnie Świętojańskie Noce Dni Muzyki Operowej. Prowadzimy wspólnie nieustanne rozmowy i wprowadzam go w wiele spraw. Decyzje jednak o tym, co się dzieje do końca tego roku kalendarzowego, należą jeszcze do mnie. Obecnie opera rozpoczyna współpracę, która może jej pozwolić na stanie się jedną z najbardziej rozpoznawalnych scen operowych w Europie. Chodzi o projekt realizowany wspólnie z operami z Szeged, Rennes, Bremy, i Nowego Jorku. Przygotujemy realizację "Gwałtu na Lukrecji" Brittena, którą następnie wystawimy w ramach Konkursu i Festiwalu Operowego w Szeged. Rywalizować będziemy z inscenizacjami pozostałych czterech teatrów. Każdy przygotowuje inną pozycję i każda będzie zarejestrowana przez stację telewizyjną Mezo, która całej akcji patronuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji