Teatralne Feliksy pustego śmiechu
Kijowska wygrywa z Mają Komorowską? Takie rozstrzygnięcie teatralnego konkursu może wprawić w osłupienie. W przypadku Feliksów Warszawskich rzecz jest jednak poważniejsza. Tego rodzaju werdykt każe zakwestionować sens przyznawania tych nagród - pisze Jacek Wakar w Dzienniku.
Krzysztof Zaleski lepszy od Krzysztofa Warlikowskiego i Jerzego Jarockiego? Julia Żeby było jasne - o wyreżyserowanym w Teatrze Współczesnym przez Zaleskiego "Wagonie" jestem dobrego zdania. Podoba mi się też rola Kijowskiej w "Blackbird" w Dramatycznym. Tyle że i spektakl, i przedstawienie domagają się oceny wedle właściwych miar. Tymczasem jury (Anna Seniuk, Beata Ścibakówna, Magdalena Zawadzka, Andrzej Kopiczyński, Piotr Cieślak - przewodniczący) wyżej ceni "Wagon" od "Aniołów w Ameryce" Krzysztofa Warlikowskiego i "Miłości na Krymie" Jerzego Jarockiego - inscenizacji niemal arcydzielnych, które dyktują dziś poziom rozmowy o polskim teatrze. Nie docenia też genialnej kreacji Mai Komorowskiej w "Na szczytach panuje cisza" Lupy. W dodatku nominuje Andrzeja Zielińskiego za rolę w "Wagonie", w którym ten świetny aktor... nie występował. Kiedyś Feliksy miały markę. Ja też sądziłem, że to laury potrzebne teatralnemu środowisku. Ten werdykt okazuje się przysłowiowym strzałem w stopę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że Komorowska zagrała gorzej od swej najzdolniejszej studentki, włącznie ze studentką zresztą. Dlatego lepiej spuścić zasłonę na te Feliksy. Inaczej ktoś złośliwy pomyśli, że to wyłącznie wewnętrzna impreza, mająca tylko jeden cel. Poprawić samopoczucie tej części środowiska, która najczęściej całkiem słusznie jak powietrza tego potrzebuje. Reszcie zostanie tylko pusty śmiech.