Sztuka z morałem
Okazuje się, że sam temat nie wystarcza, żeby się wzruszyć, za często był wałkowany w wiadomościach i w gazetach. Zabrakło walorów artystycznych - o "Zabawach na podwórku" w reż. Katarzyny Deszcz w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie pisze Julia Liszewska z Nowej Siły Krytycznej.
"Zabawy na podwórku" - sztukę izraelskiej dramatopisarki Edny Mazyi, wybrało Duszpasterstwo Środowisk Twórczych żeby przedstawić ją w Częstochowie podczas Dni Kultury Chrześcijańskiej. Tytułowe zabawy na podwórku są właściwie dokumentalnym opisem gwałtu czterech chłopców na 14-letniej dziewczynce. Wstrząsającym, porażającym opisem. Krok po kroku. Zarówno sztuka jak i przedstawienie nie posiada większych walorów artystycznych. Owszem, temat poruszony przez dramatopisarkę jest ważny i bolesny, ale co z tego?
Dlaczego właściwie tę sztukę wybrano na Dni Kultury Chrześcijańskiej? Otóż, żeby pokazać młodzieży jak moralnie (i z punktu widzenia człowieka wierzącego) naganny jest czyn w niej opisany. I tyle. Cel moralizatorsko-dydaktyczny został zrealizowany. Aktorzy grają nieźle (szczególnie Czesława Monczka w podwójnej roli skrzywdzonej dziewczynki i surowej pani prokurator oskarżającej gwałcicieli), scenografia też jest niezła (wzrusza widok kołyszącej się podwórkowej huśtawki-opony). Reżyser postawił na język symboli, ale nieco już zgranych (10 przykazań szeptanych w różnych językach świata, samotne czerwone buciki w jasnym snopie światła na przedzie sceny). Jest nieźle, ale uczucia jakich doznawałam podczas spektaklu były letnie.
Okazuje się, że sam temat nie wystarcza, żeby się wzruszyć, za często był wałkowany w wiadomościach i w gazetach. Zabrakło walorów artystycznych.
Sztuka ta może być początkiem rozmowy. Taki był wszak cel księdza Piotra Zaborskiego (duszpasterza Środowisk Twórczych) - podjęcie rozmowy z młodzieżą na trudny temat - więc właściwie cel został osiągnięty. Ale sam spektakl nie zachwyca, nie porusza, nie skłania do głębszych refleksji. Spektakl jakich wiele, co z tego że temat "ciężki".