Artykuły

Muminki jak żywe

"Trzy opowieści z Doliny Muminków" w reż. Katarzyny Skansberg w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Jerzy Szerszunowicz w Kurierze Porannym.

Największą zaletą przygotowanych w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku "Trzech opowieści z Doliny Muminów" jest to, że dzieci mogą zobaczyć na scenie Muminki.

Postaci, które znały do tej pory z rysunków i animacji, pojawiają się na scenie. I to wystarczy, by widownia nie świeciła pustkami, a młodzi i bardzo młodzi widzowie wychodzili z teatru zadowoleni.

Przedstawienia dla dzieci bywają czasami upierdliwe, jak sprzedawcy w sklepach komputerowych. Chcemy napisać list do przyjaciela, a dostajemy wszystkomający edytor tekstu, który zajmuje nam pół twardego dysku, wstrzymuje pracę komputera (i serca), a do tego na każdym kroku udowadnia, że jesteśmy sklerotycznymi matołami, niezdolnymi pojąć nawet drobnej części jego możliwości, nie mówiąc o ich zapamiętaniu. Podobnie zachowują się niektórzy twórcy przedstawień dla dzieci. Zamiast prostej, mądrej opowiastki z morałem, dostajemy pretensjonalnego gniota z głębokimi (a jakże!) podtekstami. "Trzy opowieści..." są inne.

Pogadali, pośpiewali i wygrali

Kostiumy są super, takoż dekoracje. A owa "superowość" nie polega bynajmniej na inwencji twórczej, lecz na wierności oryginałowi, czyli rysunkom Tove Jansson i wyobrażeniom czytelników. Nikt nie próbował przerabiać bohaterów w stylistyce - dajmy na to - kubistycznej, czy poprawiać tekstu, żeby "lepiej pasował do intencji". Aktorzy też zachowują się "po bożemu": nikt nie sili się na kreację, nie próbuje wyskakiwać z kostiumu, by puścić oko do publiczności. Noszą wdzięczne ubranka i dają głos. Niektórzy nawet z dużą gracją, wszyscy z wartym uwagi poświęceniem (musi być gorąco pląsać pod grubą warstwą gąbki, z której powstały muminie krągłości).

Otoczenie (scenografia) jest równie stosowne: utrzymane w miłej kolorystyce, a do tego zmienia się wiele razy w trakcie trwania spektaklu. W ruch idą różne rodzaje kurtyn, zmieniają się krajobrazy, oświetlenie, gra się lalkami, w żywym planie, wprowadza teatr cieni, a przez scenę przemaszerowuje (albo wyskakuje z podłogi i znika) sporo postaci epizodycznych. Wszystko to daje wrażenie dużej gęstości świata przedstawionego, czyni go bardziej naturalnym, a przy tym autentycznie ciekawym. Dużo się też w tym widowisku gra (muzyczka prosta i przyjemna) i śpiewa niemało. Ze śpiewaniem jest zresztą coraz lepiej. Byłem na spektaklu dwukrotnie - w obu przypadkach siedziałem nie pod sceną, tylko w nastym rzędzie. Nie przypadkiem. Chciałem sprawdzić, jak słychać i co widać. Za pierwszym razem praktycznie nie słyszałem piosenek. Za drugim dwie były zadowalająco nagłośnione, z czego jedna dobrze zaśpiewana. A więc idzie ku dobremu. Co cieszy szczególnie dlatego, że wszystkie teksty warte są wyraźnego wyartykułowania.

Ale o co chodzi?

Przy wszystkich wyżej opisanych zaletach pewne usterki niemal umykają uwagi. Na przykład można przestać się domagać odpowiedzi na pytanie: dlaczego przedstawienie rozpada się na trzy - raczej sfastrygowane na kolanie niż harmonijnie połączone - części? Konstrukcja widowiska jest tak luźna, że chwilami trudno zrozumieć logikę następstwa zdarzeń. O ile jakaś jest, to opiera się na obecności na scenie tych samych bohaterów. Ale to tylko czepialstwo zarezerwowane dla starszej i zatwardziałej (w chęci, żeby jednak nie tylko patrzeć, ale i rozumieć) części widowni. Dzieciom wystarczy, że na scenie są Muminki, dużo się dzieje, a najbardziej nużąca w przedstawieniu jest przerwa (można byłoby z niej śmiało zrezygnować).

Muminek to Muminek!

Równie łatwo i skutecznie młoda widownia radzi sobie z dylematem: Muminy czy Muminki. Oczywiście Muminki. I nie na wiele zdadzą się tu zapisy na zaproszeniach, bo dzieci wiedzą swoje. Co ciekawsze w tym przypadku dorośli mogą się dziwić, ale będą raczej trzymać stronę dzieci. Dlaczego? Bo w przedstawieniu nie znajdziemy żadnego sensownego wyjaśnienia zamiany Muminków na Muminy. Białe obłe istoty nie zmieniły ani kształtu, ani charakteru. A wielkość jest sprawą względną. Nagroda należy się temu, kto jest w stanie udowodnić, że Muminki w Teatrze Dramatycznym są większe (lub w jakiś inny sposób odmienne) od stworów znanych z lektury czy telewizyjnych kreskówek.

Tak czy inaczej kwestia nazewnictwa unosi się w oparach absurdu oraz w rejonach wyższej lingwistyki niestosowalnej (o ile coś takiego istnieje). Natomiast skuteczność przezywania Muminków Muminami (oraz zmieniania imion innym postaciom, "bo tak jest w oryginale") da się porównywnać do zawracania kijem Wisły). Innymi słowy znów dorośli niepotrzebnie skomplikowali to, co dla dzieci jest proste i oczywiste.

Na szczęście wspomniane niedoróbki i przedobrzenia nie zdołały zepsuć widowiska. W efekcie na "Trzy opowieści..." możemy się wybrać rodzinnie, nawet z najmłodszymi dziećmi. Będzie to miło i przyjemnie spędzone półtorej godziny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji